„Mamo, to tylko chwilowe” – Jak odkryłam, że mój dorosły syn tonie w długach i co zrobiłam, by go uratować

– Mamo, pożyczysz mi dwie stówki? Oddam w poniedziałek, przysięgam – Tomek stał w progu kuchni, z rękami w kieszeniach, wzrok wbity w podłogę. Był piątek wieczór, a ja właśnie kończyłam zmywać naczynia po kolacji. To nie był pierwszy raz. Ostatnio te prośby powtarzały się coraz częściej. Zawsze „do wypłaty”, zawsze „tylko chwilowo”.

Początkowo nie robiłam z tego problemu. Każdemu może się zdarzyć gorszy miesiąc, a Tomek nigdy nie był mistrzem oszczędzania. Ale kiedy po raz trzeci w tym miesiącu poprosił mnie o pieniądze, coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie list z banku, który przypadkiem znalazłam na jego biurku tydzień wcześniej. Był zaadresowany do Tomka, z logo banku na kopercie i czerwonym napisem „PILNE”. Nie otworzyłam go – to przecież jego prywatność – ale od tamtej pory nie mogłam przestać myśleć.

– Tomku, co się dzieje? – zapytałam ostrożnie, próbując ukryć niepokój.

– Nic, mamo. Po prostu trochę się przeliczyłem z wydatkami. Wiesz, rachunki, życie… – wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzywo.

Nie uwierzyłam mu. Zawsze był kiepskim kłamcą. Po jego wyjściu usiadłam przy stole i zaczęłam analizować ostatnie miesiące. Tomek skończył studia dwa lata temu, pracował w biurze rachunkowym w centrum Warszawy. Wynajmował kawalerkę na Pradze. Miał dziewczynę – Martę – ale ostatnio coraz rzadziej o niej wspominał. Zawsze był ambitny, ale też naiwny. Wierzył, że wszystko jakoś się ułoży.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Marta.

– Pani Aniu, czy Tomek jest u pani? – zapytała cicho.

– Nie, a coś się stało?

– Od wczoraj nie odbiera telefonu. Martwię się… Ostatnio jest jakiś inny. Zamknięty w sobie, rozdrażniony. Chyba ma kłopoty w pracy.

Serce mi zamarło. Postanowiłam działać. Pojechałam do Tomka bez zapowiedzi. Otworzył mi w dresie, z podkrążonymi oczami.

– Mamo? Co ty tu robisz?

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Usiedliśmy na kanapie. W mieszkaniu panował bałagan, na stole leżały niezapłacone rachunki i kilka pustych puszek po piwie.

– Tomek, powiedz mi prawdę. Masz długi?

Zamilkł na chwilę, po czym spuścił głowę.

– Trochę… – wyszeptał.

– Ile?

– Nie wiem dokładnie… Może dwadzieścia tysięcy…

Zatkało mnie. Dwadzieścia tysięcy złotych? Jak to możliwe?

– Skąd te długi? – zapytałam drżącym głosem.

Tomek zaczął opowiadać. Najpierw była karta kredytowa – „na czarną godzinę”. Potem szybka pożyczka na nowy komputer do pracy. Potem kolejna – żeby spłacić poprzednią. I tak wpadł w spiralę zadłużenia. Przestał radzić sobie z codziennymi wydatkami. Wstydził się poprosić o pomoc.

– Bałem się ci powiedzieć… Myślałem, że sam dam radę – mówił przez łzy.

Przytuliłam go mocno. Czułam złość na siebie – jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież zawsze byłam blisko Tomka. Czy to moja wina? Czy za bardzo go rozpieszczałam?

Przez kolejne dni próbowałam mu pomóc. Razem sporządziliśmy listę długów i wydatków. Zadzwoniliśmy do banku, ustaliliśmy plan spłat ratalnych. Tomek poszedł do doradcy finansowego. Ale najtrudniejsze było przyznać się przed rodziną.

Ojciec Tomka, mój były mąż Andrzej, zareagował gniewem.

– Zawsze byłeś lekkomyślny! Ile jeszcze razy będziemy cię ratować?!

Tomek milczał ze spuszczoną głową.

– Andrzeju, to nie czas na wyrzuty! On potrzebuje naszej pomocy! – krzyknęłam przez łzy.

W domu zrobiło się duszno od napięcia i pretensji. Moja matka powtarzała: „Za moich czasów dzieci były bardziej odpowiedzialne”. Siostra zarzucała mi, że za bardzo go chroniłam.

Ale ja wiedziałam jedno: nie zostawię syna samego z tym problemem.

Najgorsze były wieczory. Siedziałam sama w kuchni i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd jako matka. Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Czy Tomek nauczyłby się odpowiedzialności, gdybym mniej mu pomagała?

Tomek zaczął chodzić na terapię dla osób uzależnionych od pożyczek i hazardu – bo okazało się, że czasem grał w zakłady sportowe „dla rozrywki”. Marta wróciła do niego po kilku tygodniach przerwy. Powoli zaczynał wychodzić na prostą.

Ale ja już nigdy nie zasypiam spokojnie. Każdy telefon od Tomka wywołuje we mnie lęk: czy znowu coś się stało? Czy naprawdę nauczył się na błędach?

Często wracam myślami do tamtego piątkowego wieczoru i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy rodzic kiedykolwiek przestaje się martwić o swoje dziecko?