Zimowy Przystanek: Historia o Samotności i Drugiej Szansie
Dlaczego siedzisz na mrozie? – zapytała Grażyna Kowalska, krzywiąc się z zimna. Jej głos był stanowczy, ale w oczach widziałam cień troski. Podniosłam na nią smutne oczy, czując jak łzy zamarzają mi na policzkach. Nie miałam siły odpowiedzieć, więc tylko wzruszyłam ramionami i spojrzałam w bok, na pustą ulicę oświetloną żółtym światłem latarni.
– Przepraszam, odejdę, jeśli przeszkadzam! – powiedziałam cicho, gotowa wstać i odejść w nieznane, byle tylko nie musieć tłumaczyć się obcej kobiecie ze swojego życia.
– Przecież cię nie wyganiam. Zapytałam tylko, dlaczego tu siedzisz? Zima nie jest najlepszą porą na takie spacery – odpowiedziała łagodniej. Usiadła obok mnie na ławce, nawet nie próbując ukryć, że drży z zimna. Miała około czterdziestu pięciu lat, była zadbana i piękna, ale jej twarz zdradzała zmęczenie i jakiś głęboki smutek.
Zamilkłam na chwilę. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powiedzieć prawdę? Czy może lepiej udawać, że czekam na autobus? Ale przecież nie miałam dokąd jechać. Od kilku godzin błąkałam się po mieście, bo w domu nie mogłam już wytrzymać.
– Pokłóciłam się z mamą – wyrzuciłam z siebie w końcu. – Powiedziała mi rzeczy, których nie potrafię jej wybaczyć.
Grażyna spojrzała na mnie uważnie. Przez chwilę milczała, jakby ważyła każde słowo.
– Wiesz… ja też kiedyś pokłóciłam się z matką. Myślałam, że już nigdy się do niej nie odezwę. Ale życie bywa przewrotne – westchnęła. – Chcesz o tym pogadać?
Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale zaczęłam mówić. O tym, jak od śmierci taty wszystko się zmieniło. Mama stała się nerwowa, ciągle mnie krytykowała. Każde moje potknięcie wywoływało awanturę. Dziś rano wykrzyczała mi, że jestem taka sama jak ojciec – słaba i bez ambicji. To bolało najbardziej.
– Moja mama też zawsze porównywała mnie do innych – powiedziała Grażyna cicho. – Ale wiesz co? Czasem rodzice ranią nas najbardziej wtedy, gdy sami są najbardziej zagubieni.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. Czy ona naprawdę rozumie?
– A pani… ma dzieci? – zapytałam nieśmiało.
Uśmiechnęła się smutno.
– Mam syna. Michał ma siedemnaście lat. Od roku prawie ze mną nie rozmawia. Też popełniłam wiele błędów…
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, słuchając świszczącego wiatru i odgłosów miasta. Czułam się dziwnie spokojna przy tej kobiecie, choć jeszcze godzinę temu myślałam tylko o tym, żeby uciec jak najdalej od wszystkich.
– Wiesz… czasem wydaje mi się, że rodzice i dzieci mówią różnymi językami – odezwała się nagle Grażyna. – Chcemy dobrze, a wychodzi jak zawsze.
Zachciało mi się płakać jeszcze bardziej. Przypomniałam sobie wszystkie chwile, kiedy mama próbowała mnie przytulić po kłótni, a ja odpychałam ją ze złością. Czy naprawdę była taka zła? Czy może po prostu nie radziła sobie z własnym bólem po stracie taty?
– Może powinnam wrócić do domu… – szepnęłam.
Grażyna skinęła głową.
– Może powinnaś. Ale zanim pójdziesz… pozwól, że ci coś dam.
Wyjęła z torebki termos i nalała mi gorącej herbaty do plastikowego kubka.
– Czasem wystarczy drobny gest, żeby zacząć wszystko od nowa – powiedziała cicho.
Wzięłam kubek w zmarznięte dłonie i poczułam ciepło rozchodzące się po całym ciele. Przez chwilę siedziałyśmy razem w milczeniu, patrząc na przejeżdżające samochody i ludzi spieszących do domów.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię „Mama”. Zawahałam się przez chwilę, ale Grażyna uśmiechnęła się zachęcająco.
– Odbierz. Może ona też czeka na ten telefon tak samo jak ty.
Drżącymi rękami nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Halo? – wyszeptałam.
Po drugiej stronie usłyszałam cichy głos mamy:
– Marto… gdzie jesteś? Martwię się o ciebie…
Łzy popłynęły mi po policzkach. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Przepraszam… – wyszeptałam tylko.
– Wróć do domu… Proszę…
Rozłączyłam się i spojrzałam na Grażynę.
– Dziękuję…
Uśmiechnęła się i pogładziła mnie po ramieniu.
– Każdy zasługuje na drugą szansę. Nawet jeśli czasem wydaje nam się inaczej.
Wstałam powoli z ławki. Nogi miałam jak z waty, ale serce biło mi mocniej niż przez ostatnie miesiące.
Szłam przez zaśnieżone ulice do domu, a w głowie kłębiły mi się słowa Grażyny: „Czasem wystarczy drobny gest”.
Kiedy otworzyłam drzwi mieszkania, mama stała w korytarzu z zapłakanymi oczami. Bez słowa rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
Nie wiem, czy wszystko uda nam się naprawić od razu. Ale wiem jedno: czasem trzeba przejść przez największy mróz samotności, żeby docenić ciepło drugiego człowieka.
Czy naprawdę potrafimy wybaczać tym, których kochamy najbardziej? A może czasem to my sami potrzebujemy ich przebaczenia bardziej niż oni naszego?