Wujek Paweł i nowe początki: Życie po burzy
Siedziałem przy kuchennym stole, tępo wpatrując się w ścianę. Nie było tam nic ciekawego, ani odpowiedzi na moje pytania. Westchnąłem i spojrzałem z niesmakiem na niedopitą herbatę w szklance, rozcieńczoną do granic możliwości. Fusów już nie było, tak samo jak pieniędzy, żeby je kupić. Wstałem, wylałem herbatę do zlewu i przez chwilę patrzyłem, jak brudna woda powoli znika w odpływie. W tej chwili czułem się dokładnie tak samo – jakbym powoli znikał, rozcieńczony przez życie do granic możliwości.
Od śmierci taty minęły trzy miesiące. Mama nie dawała sobie rady – płakała nocami, a za dnia chodziła po domu jak cień. Ja próbowałem być silny, ale coraz częściej miałem ochotę po prostu uciec. Wtedy pojawił się wujek Paweł. Zawsze był czarną owcą rodziny – głośny, bezpośredni, czasem zbyt szczery. Pracował na budowie, miał szorstkie dłonie i jeszcze szorstkie poczucie humoru. Kiedy zaproponował, żebym zamieszkał u niego w Warszawie i spróbował zacząć od nowa, mama długo się wahała. Ale nie mieliśmy wyjścia.
Pierwsza noc u wujka była najgorsza. Jego mieszkanie na Pradze było małe i zagracone. Pachniało papierosami i starym drewnem. Leżałem na rozkładanej kanapie i słyszałem przez cienką ścianę, jak wujek rozmawia przez telefon:
– Krzysiek to dobry chłopak, tylko życie go przeczołgało… Nie wiem, czy dam radę, ale spróbuję.
Zacisnąłem powieki. Nie chciałem być dla nikogo ciężarem.
Następnego dnia obudził mnie zapach jajecznicy i głośne przekleństwa dobiegające z kuchni.
– Cholera jasna! Gdzie ja dałem ten pieprzony chleb?
Wszedłem nieśmiało do kuchni. Wujek spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi.
– No, młody! Siadaj, póki ciepłe.
Usiadłem i zacząłem jeść. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
– Słuchaj – zaczął w końcu wujek – wiem, że nie jest ci łatwo. Ale tu nie będziemy się rozczulać. Trzeba żyć dalej. Rozumiesz?
Skinąłem głową, choć nie byłem pewien, czy naprawdę rozumiem.
Wujek załatwił mi pracę na budowie. Pierwszego dnia wróciłem do domu z pęcherzami na dłoniach i bólem pleców. Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Wujek nalał sobie kieliszek wódki i spojrzał na mnie uważnie.
– Wiesz, Krzysiek… Twój ojciec był moim bratem. Nie zawsze się dogadywaliśmy, ale był porządnym facetem. Ty też taki będziesz. Tylko musisz chcieć.
Nie odpowiedziałem. W głowie miałem mętlik – tęskniłem za domem, za mamą, za dawnym życiem.
Z każdym dniem było coraz trudniej. Praca była ciężka, a koledzy z budowy nie szczędzili mi docinków:
– Patrzcie, paniczyk z prowincji! – śmiał się Andrzej.
– Uważaj, żebyś sobie paznokci nie połamał! – dorzucał Marek.
Wujek tylko wzruszał ramionami:
– Nie przejmuj się nimi. Każdy kiedyś zaczynał.
Wieczorami dzwoniłem do mamy. Słyszałem w jej głosie smutek i zmęczenie.
– Krzysiu, dasz radę? – pytała cicho.
– Muszę – odpowiadałem zawsze tak samo.
Pewnego dnia wróciłem do mieszkania wcześniej niż zwykle. Zastałem wujka siedzącego przy stole z głową opartą na dłoniach.
– Co się stało? – zapytałem ostrożnie.
– Straciłem robotę – powiedział bez ogródek. – Firma splajtowała. Nie wiem, co teraz będzie.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potem wujek podniósł głowę i spojrzał na mnie ze zmęczeniem w oczach.
– Krzysiek… Może lepiej wrócisz do mamy? Ja sobie jakoś poradzę.
Poczułem nagły przypływ gniewu.
– A ty co? Poddasz się tak po prostu?
– Nie poddaję się! – krzyknął wujek. – Tylko czasem człowiek ma już dość…
Wstałem gwałtownie i wyszedłem na klatkę schodową. Stałem tam długo, próbując uspokoić oddech. Po raz pierwszy poczułem, że to ja muszę być silny – dla siebie i dla niego.
Następnego dnia razem zaczęliśmy szukać pracy. Chodziliśmy od firmy do firmy, zostawialiśmy CV, pytaliśmy znajomych. Było ciężko – wszędzie słyszeliśmy to samo:
– Przykro mi, nie mamy wolnych miejsc…
W końcu udało się znaleźć coś dorywczego – sprzątanie magazynów nocami. Nie było łatwo ani przyjemnie, ale przynajmniej mieliśmy za co kupić jedzenie.
Z czasem zaczęliśmy się dogadywać lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wspólne problemy zbliżyły nas do siebie. Wujek przestał tyle pić, ja nauczyłem się gotować proste obiady i naprawiać cieknący kran.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na balkonie z kubkami gorącej herbaty (tym razem prawdziwej).
– Wiesz co, Krzysiek? – powiedział cicho wujek. – Może życie nas nie rozpieszcza, ale przynajmniej mamy siebie.
Uśmiechnąłem się pierwszy raz od dawna.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Mam stałą pracę w magazynie, wynajmuję mały pokój niedaleko wujka Pawła. Mama odwiedza nas co miesiąc i mówi, że jest ze mnie dumna.
Czasem zastanawiam się, czy gdyby nie te wszystkie trudności, byłbym dziś tym samym człowiekiem? Czy można naprawdę zacząć od nowa, gdy wszystko wokół się wali? Może właśnie wtedy poznajemy swoją prawdziwą siłę…