Spacer po nieznanej ulicy: Historia o burzy, która zmieniła wszystko
Dziś niebo znów się rozgniewało. Już od kilku nocy jest złe: grzmi, stuka, jakby ktoś z góry zrywał ogromne kamienie i rzucał nimi prosto w ziemię. Obudziłem się razem z mamą. Szybko owinęła mnie kocem, przytuliła mocno i zaprowadziła do łazienki. Kiedy zaczyna się ten straszny huk, zawsze tam się chowamy — w najmniejszym pokoju, gdzie nie ma okien, gdzie światło lampy wydaje się cieplejsze niż gdziekolwiek indziej. Mama zawsze mówi: „Tu jesteśmy bezpieczni, Michałku. Tu burza nas nie znajdzie.”
Ale tej nocy coś było inaczej. Mama była spięta, jej ręce drżały bardziej niż zwykle. Siedzieliśmy na zimnych kafelkach, a ona co chwilę zerkała na drzwi, jakby spodziewała się, że zaraz ktoś je wyważy. „Mamo, boisz się?” — zapytałem cicho. Uśmiechnęła się smutno i pogłaskała mnie po głowie. „Nie bój się, kochanie. Wszystko będzie dobrze.”
Po burzy długo nie mogliśmy zasnąć. Słyszałem, jak mama rozmawia przez telefon w kuchni. Jej głos był cichy, drżący. Przez uchylone drzwi usłyszałem tylko kilka słów: „Nie mogę już tak dłużej… On wrócił… Tak, znowu.”
Rano mama była blada i milcząca. Tata wrócił do domu późno w nocy — czułem zapach alkoholu, kiedy wszedł do mojego pokoju i położył mi rękę na ramieniu. „Śpij, Michał.”
Następnego dnia mama powiedziała: „Idziemy na spacer.” Było duszno i parno po burzy, powietrze pachniało mokrą ziemią i ozonem. Szliśmy długo, dalej niż zwykle — aż do dzielnicy, której nie znałem. Ulice były tu węższe, domy starsze, a ludzie patrzyli na nas z ciekawością.
„Mamo, gdzie idziemy?” — zapytałem niepewnie.
„Muszę ci coś pokazać,” odpowiedziała cicho.
Szliśmy w milczeniu. Mama trzymała mnie mocno za rękę, jakby bała się, że ucieknę albo zniknę. W końcu zatrzymaliśmy się przed starym blokiem z odpadającym tynkiem. Mama zadzwoniła domofonem.
Drzwi otworzyła starsza kobieta o surowej twarzy. Spojrzała na mamę i na mnie.
„Witaj, Aniu,” powiedziała chłodno.
„Dzień dobry, mamo,” odpowiedziała moja mama.
Zamarłem. Nigdy wcześniej nie widziałem tej kobiety. Wiedziałem tylko tyle, że mama rzadko mówiła o swojej rodzinie — zawsze powtarzała, że nie ma do kogo wracać.
Weszliśmy do środka. W mieszkaniu pachniało starymi książkami i lawendą. Kobieta patrzyła na mnie uważnie.
„To jest Michał?”
Mama skinęła głową.
„Duży już jesteś,” powiedziała kobieta i odwróciła się do okna.
Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Mama ściskała moją dłoń tak mocno, że aż bolało.
„Dlaczego tu przyszliśmy?” — zapytałem szeptem.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
„Bo czasem trzeba wrócić tam, skąd się uciekło,” powiedziała cicho.
Kobieta — moja babcia — nalała nam herbaty. Rozmawiały z mamą szeptem o rzeczach, których nie rozumiałem: o ojcu mamy, który pił; o dzieciństwie mamy; o tym, jak uciekła z domu mając siedemnaście lat.
W pewnym momencie babcia spojrzała na mnie surowo:
„Twój ojciec też pije?”
Zamilkłem. Mama spuściła wzrok.
„Nie chcę, żeby Michał miał takie dzieciństwo jak ja,” wyszeptała mama.
Babcia westchnęła ciężko.
„Nie możesz wiecznie uciekać przed przeszłością, Aniu.”
Po tej rozmowie wyszliśmy na dwór. Mama była bliska płaczu.
„Michałku… czasem życie jest jak burza. Myślisz, że już minęło najgorsze, a tu nagle znów grzmi.”
Szliśmy powoli przez obce ulice. Mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie — o tym, jak bała się burzy i chowała się w łazience tak samo jak ja teraz; o tym, jak jej tata wracał pijany i krzyczał; o tym, jak obiecała sobie nigdy nie pozwolić, by jej dziecko czuło to samo.
Nagle poczułem ciężar tych słów. Zrozumiałem, dlaczego mama jest taka smutna po każdej kłótni z tatą; dlaczego czasem płacze w nocy; dlaczego tak bardzo mnie przytula podczas burzy.
Wieczorem wróciliśmy do domu. Tata siedział w kuchni z butelką piwa. Spojrzał na nas obojętnie.
„Gdzie byliście?”
Mama odpowiedziała spokojnie:
„Na spacerze.”
Tata wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Słyszałem cichy płacz mamy za ścianą. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze — ale nie wiedziałem jak.
Od tamtego dnia coś się zmieniło. Mama częściej rozmawiała ze mną o swoich uczuciach. Zaczęliśmy razem chodzić na długie spacery po nieznanych ulicach miasta — jakby szukałyśmy nowego miejsca dla siebie.
Czasem myślę: czy można naprawdę uciec przed własną przeszłością? Czy burza kiedyś naprawdę ustaje? A może trzeba nauczyć się żyć mimo grzmotów?