Sofa marzeń – historia o miłości, rodzinie i wyborach

— Marcin, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiał tych kubków na sofie?! — głos mamy rozbrzmiał w całym mieszkaniu, a ja aż podskoczyłem na swoim miejscu. Siedziałem właśnie z Zosią na naszej starej, wysłużonej sofie, tej samej, która przez ostatnie dwa lata była świadkiem naszych najpiękniejszych chwil. To na niej pierwszy raz odważyłem się ją pocałować, to na niej zasypialiśmy razem, gdy mama wyjeżdżała do Gdańska albo na działkę. Teraz jednak lato się skończyło, wrzesień jeszcze cieszył ciepłem, ale coraz częściej padał deszcz, a mama przestała wyjeżdżać na weekendy. Zostawało nam tylko czekać na te rzadkie chwile, gdy odwiedzała przyjaciółkę w sąsiednim bloku.

Zosia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, ale widziałem w jej oczach cień niepokoju. — Może powinniśmy już iść? — szepnęła. — Nie chcę robić problemów.

— Nie, zostań jeszcze chwilę — odpowiedziałem zbyt szybko. Wiedziałem, że każda minuta jest teraz na wagę złota. Mama krzątała się po kuchni, głośno stawiając talerze i szklanki, jakby chciała nam przypomnieć, że to jej mieszkanie i jej zasady. Czułem się jak intruz we własnym domu.

— Marcin, musimy porozmawiać — powiedziała nagle mama, stając w drzwiach salonu. Zosia natychmiast się wyprostowała, a ja poczułem, jak serce zaczyna mi walić jak młotem.

— O czym? — zapytałem ostrożnie.

— O was. O tej całej sytuacji. Nie podoba mi się to. Zosia jest miła dziewczyną, ale to nie jest hotel. Sofa nie jest do spania dla dwojga młodych ludzi. — Jej głos był zimny i stanowczy.

Zosia spuściła wzrok. Ja zacisnąłem pięści. Chciałem coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

— Mamo, przecież nic złego nie robimy. Po prostu… chcemy być razem — powiedziałem w końcu cicho.

— Chcecie być razem? To znajdźcie sobie własne miejsce! — wybuchła mama. — Ja nie będę patrzeć na to, jak moja sofa zamienia się w waszą sypialnię!

Zosia zerwała się z miejsca i zaczęła zbierać swoje rzeczy. — Przepraszam, naprawdę nie chciałam sprawiać kłopotu… — wyszeptała.

Mama tylko machnęła ręką i wróciła do kuchni. Zosia spojrzała na mnie bezradnie. — Może rzeczywiście powinniśmy pomyśleć o czymś swoim? — zapytała cicho.

Wiedziałem, że ma rację. Ale jak? Studiowałem dziennie, dorabiałem wieczorami w sklepie spożywczym na rogu. Zosia pracowała w kawiarni i ledwo wiązała koniec z końcem. Wynajem kawalerki w Warszawie był poza naszym zasięgiem. Sofa „Marzenie” była jedynym miejscem, gdzie mogliśmy być razem naprawdę blisko.

Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem na tej samej sofie i patrzyłem w sufit. Słyszałem cichy płacz mamy za ścianą. Wiedziałem, że nie chodzi tylko o Zosię. Od śmierci taty była sama i chyba bała się zostać zupełnie sama. Nasza bliskość z Zosią przypominała jej o tym, co straciła.

Następnego dnia spotkałem się z Zosią w parku. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanowcem.

— Może powinniśmy spróbować znaleźć coś razem? Nawet pokój u kogoś? — zaproponowała Zosia.

— A co z mamą? Nie mogę jej zostawić samej… — odpowiedziałem bez przekonania.

— Ale nie możesz też żyć tylko dla niej — powiedziała spokojnie Zosia. — Musisz wybrać: albo będziesz dorosły i pójdziesz za głosem serca, albo zostaniesz chłopcem na zawsze.

Te słowa bolały bardziej niż jakakolwiek kłótnia z mamą. Wiedziałem jednak, że Zosia ma rację.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była coraz gorsza. Mama przestała rozmawiać ze mną normalnie. Zosia przychodziła coraz rzadziej. Czułem się rozdarty: z jednej strony miłość do dziewczyny, z drugiej lojalność wobec matki.

W końcu nadszedł dzień decyzji. Mama siedziała przy stole i czytała gazetę.

— Mamo… muszę ci coś powiedzieć — zacząłem drżącym głosem.

Spojrzała na mnie znad okularów.

— Chcę spróbować zamieszkać z Zosią. Wiem, że to trudne dla ciebie… ale muszę spróbować żyć po swojemu.

Mama długo milczała. W końcu odłożyła gazetę i powiedziała:

— Rozumiem cię, Marcinie. Ale pamiętaj: dom zawsze będzie tu na ciebie czekał.

Poczułem ulgę i smutek jednocześnie. Spakowałem kilka rzeczy do plecaka i wyszedłem z mieszkania. Na klatce schodowej czekała już Zosia.

Znaleźliśmy pokój u starszej pani na Pradze. Było ciasno i zimno, ale byliśmy razem. Sofa „Marzenie” została w domu mamy – stała się symbolem dzieciństwa i pierwszych miłości.

Czasami wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy można mieć wszystko naraz? Czy dorastanie zawsze musi boleć? Może każdy z nas musi kiedyś zostawić swoją „sofę marzeń”, żeby naprawdę dorosnąć?