Skanal w wiosce: Rodzinne sekrety Katarzyny Nowak
„Jak mogłaś ich wypędzić za próg? To przecież twoja rodzona ciotka Zofia i kuzynka Jadwiga! Im i tak ciężko, Jadzia się rozwiodła, sama wychowuje synka!” — krzyczała na mnie mama, Helena Nowak, niemal ze łzami w oczach. Stałam w kuchni, z rękami zaciśniętymi na fartuchu, czując jak serce wali mi jak oszalałe. Za oknem już dawno zapadł zmrok, a światło lampy rzucało na ścianę długie cienie. Wiedziałam, że cała wieś już huczy od plotek. Wiedziałam też, że nie mogłam postąpić inaczej.
Wszystko zaczęło się dwa dni wcześniej. Siedziałam przy stole z kubkiem herbaty, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam ciotkę Zofię z walizką oraz Jadwigę z małym Antosiem na rękach. „Kasiu, możemy się u was zatrzymać na kilka dni? U nas w domu grzyb, nie da się oddychać” — powiedziała Zofia, patrząc na mnie błagalnie. Wpuściłam je bez słowa, bo przecież rodzina to rodzina.
Ale już pierwszego wieczoru zaczęły się problemy. Ciotka Zofia od rana do nocy narzekała na wszystko: „U was to zawsze taki bałagan, a te firanki to już chyba pamiętają Gierka!” Jadwiga natomiast zamykała się w pokoju i godzinami rozmawiała przez telefon z byłym mężem, zostawiając Antosia pod moją opieką. Mały był rozkapryszony, płakał o byle co, a ja musiałam jeszcze ogarnąć dom i przygotować się do pracy w sklepie.
Drugiego dnia mama wróciła z pola i zobaczyła, jak sprzątam po Antosiu rozrzucone zabawki. „Kasia, nie przesadzaj, dzieci są dzieci. Pomóż Jadzi, ona ma teraz ciężko” — powiedziała łagodnie. Ale ja czułam się coraz bardziej wykorzystywana. Zofia zaczęła zapraszać sąsiadki na kawę bez pytania mnie o zgodę, a potem rozpowiadała po wsi, że u nas to nawet kawa jest słaba i ciasto suche.
Kulminacja nastąpiła trzeciego wieczoru. Wracałam zmęczona z pracy, a w domu zastałam rozgardiasz: Antoś rozlał kompot na dywan, Zofia krzyczała na Jadwigę, że jest nieudacznicą, a mama próbowała wszystkich pogodzić. Wtedy coś we mnie pękło. „Dość! To mój dom i nie pozwolę, żebyście robiły tu taki bałagan i jeszcze mnie obgadywały!” — wykrzyczałam. Zofia spojrzała na mnie z pogardą: „Widzisz Helena? Twoja córka nie ma serca. Kiedyś rodzina była najważniejsza!”
Następnego ranka spakowały się i wyszły bez słowa. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja czułam ulgę zmieszaną z poczuciem winy. Ale to był dopiero początek piekła. Po południu przyszła sąsiadka pani Basia: „Kasiu, co ty zrobiłaś tej biednej Zosi? Cała wieś mówi, że wyrzuciłaś rodzinę na bruk!”
Przez kolejne dni czułam na sobie spojrzenia ludzi w sklepie. Szeptali za moimi plecami: „Ta Nowakówna to zimna suka”, „Jak można tak potraktować własną ciotkę?” Nawet ksiądz podczas kazania mówił o miłosierdziu i przebaczeniu rodzinie.
Mama przestała ze mną rozmawiać. Chodziła po domu jak cień, wzdychała ciężko i ocierała ukradkiem łzy. Próbowałam jej tłumaczyć: „Mamo, ja nie jestem robotem! Nie dam rady wszystkiego dźwigać sama! One mnie wykorzystywały!” Ale ona tylko powtarzała: „Rodzina to świętość.”
Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni i zaczęłam płakać. Czułam się winna i samotna jak nigdy dotąd. Przypomniałam sobie dzieciństwo — jak ciotka Zofia zawsze dawała mi cukierki na imieniny, a Jadwiga zabierała mnie nad rzekę łowić ryby. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Po tygodniu przyszła do mnie Jadwiga. Była blada i zmęczona. „Kasia… przepraszam za wszystko. Nie powinnam była zostawiać ci Antosia na głowie. Mama też przesadziła z tymi plotkami… Ale wiesz, ona zawsze taka była.”
Popatrzyłam na nią długo. „Jadzia… ja też przepraszam. Może powinnam była być bardziej cierpliwa… Ale już nie dawałam rady.”
Objęłyśmy się bez słów. Wiedziałam jednak, że we wsi już zawsze będę tą „bezduszną”. Nawet jeśli prawda była inna.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy poświęcać własne granice dla dobra rodziny? Czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie zadbać o siebie? Może właśnie o tym powinniśmy rozmawiać — zanim ocenimy kogoś po plotkach.