Rodzinny spór: Zerwanie z siostrą z miasta

— Naprawdę myślisz, że jestem gorsza, bo zostałam na wsi? — wykrzyczałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Kinga stała w progu naszego domu, elegancka jak zawsze, z tą swoją warszawską nonszalancją. W jej oczach widziałam cień pogardy, choć próbowała to ukryć za uprzejmym uśmiechem.

— Nie o to chodzi, Magda. Po prostu… — zawahała się, poprawiając drogi płaszcz. — Chciałam tylko pomóc. Może dzieciom byłoby lepiej w mieście? Mają tu niewiele możliwości.

To był moment, w którym coś we mnie pękło. Przez lata tłumiłam żal i zazdrość. Kinga wyjechała do Warszawy zaraz po maturze. Zawsze była ambitna, zawsze chciała więcej. Skończyła studia, znalazła pracę w dużej firmie, kupiła mieszkanie. Przyjeżdżała do nas coraz rzadziej, a kiedy już się pojawiała, czułam się przy niej jak ktoś gorszy. Ja zostałam na wsi z Robertem i dwójką dzieci. Nasze życie było proste, ale szczere. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Ostatnie święta były katastrofą. Kinga przyjechała z nowym chłopakiem, Pawłem, który nawet nie próbował ukryć znudzenia naszym domem i rozmowami o gospodarstwie. W pewnym momencie Kinga zaczęła mówić o tym, jak bardzo dzieci mogłyby skorzystać z lepszych szkół w Warszawie, jak mogłaby im pomóc znaleźć korepetytorów, a nawet załatwić staż dla starszego syna. Robert milczał, ale widziałam, jak zaciska pięści pod stołem.

Po kolacji wybuchła kłótnia. — Myślisz, że wszystko można kupić? — zapytałam ją wtedy. — Że twoje miasto jest lepsze od naszej wsi? Że nasze życie jest gorsze tylko dlatego, że nie mamy twoich pieniędzy?

Kinga patrzyła na mnie długo, a potem powiedziała coś, czego nigdy jej nie zapomnę: — Może gdybyś miała więcej ambicji, nie musiałabyś się tak męczyć.

Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy przez wiele miesięcy. Dzwoniła tylko do mamy, czasem wysyłała prezenty dzieciom na urodziny. Czułam się zdradzona i upokorzona. Mama próbowała nas pogodzić, ale każda rozmowa kończyła się płaczem albo milczeniem.

Wiosną tata zachorował. Kinga przyjechała tylko na kilka godzin, tłumacząc się pracą. Ja siedziałam przy łóżku taty nocami, podając mu leki i zmieniając pościel. Czułam narastającą złość — dlaczego wszystko jest na mojej głowie? Dlaczego ona może po prostu wyjechać i zapomnieć?

Pewnego dnia mama poprosiła mnie o rozmowę. — Magda, ona też cierpi — powiedziała cicho. — Może nie umie tego okazać. Każda z was żyje inaczej, ale obie jesteście moimi córkami.

Nie chciałam słuchać. Byłam przekonana, że Kinga już dawno wybrała swoje życie i nie ma w nim miejsca dla nas.

Minęło lato. Tata odszedł we wrześniu. Na pogrzebie Kinga pojawiła się w czerni i ciemnych okularach. Stałyśmy obok siebie nad grobem ojca i przez chwilę poczułam dawną bliskość — tę samą, którą miałyśmy jako dzieci, gdy razem biegałyśmy po polach i śmiałyśmy się do łez.

Po pogrzebie usiadłyśmy razem na ławce przed domem rodziców. Przez długi czas milczałyśmy.

— Przepraszam — powiedziała nagle Kinga. Jej głos był cichy i drżący. — Nie chciałam cię zranić. Po prostu… czasem czuję się tu obco. W Warszawie też nie jestem szczęśliwa tak naprawdę.

Spojrzałam na nią zaskoczona. — Myślałam, że masz wszystko.

— Mam tylko pozory — odpowiedziała gorzko. — Tam nikt nie pyta mnie, jak się czuję naprawdę. Wszyscy są zajęci sobą. Czasem tęsknię za tym domem bardziej niż potrafię to powiedzieć.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam ją przytulić, ale coś mnie powstrzymało.

— Dlaczego więc zawsze musisz udowadniać, że jesteś lepsza? — zapytałam szeptem.

Kinga spuściła głowę. — Bo boję się, że jeśli przestanę walczyć, to wszystko stracę.

Siedziałyśmy tak jeszcze długo, każda zamknięta we własnych myślach. Wiedziałam już wtedy, że nie da się cofnąć czasu ani naprawić wszystkiego jednym słowem „przepraszam”.

Dziś minął rok od śmierci taty. Z Kingą rozmawiamy rzadko i ostrożnie. Nadal czuję żal i tęsknotę za tym, co straciłyśmy przez dumę i niedopowiedzenia. Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było pozwolić na to wszystko? Czy rodzina może przetrwać takie rany? Może ktoś z was zna odpowiedź.