Rodzinne sekrety i droga do szczęścia: Opowieść Wandy Nowak
Drzwi do mieszkania Wojtka i Kingi były uchylone. To dziwne, pomyślałam, ściskając w dłoni koszyk truskawek, które jeszcze rano pachniały słońcem na targu w Zakopanem. Zawsze zamykali drzwi na dwa zamki, odkąd w zeszłym roku ktoś próbował się włamać do sąsiadów. Moje serce przyspieszyło, kiedy usłyszałam podniesione głosy dobiegające z wnętrza. Przez chwilę zawahałam się, czy wejść, ale matczyna ciekawość i niepokój zwyciężyły. Weszłam bez pukania.
– Nie rozumiesz, Kinga! – głos Wojtka był ostry jak nóż. – Nie mogę tak po prostu zapomnieć!
– Ale ja… ja już nie wiem, co mam robić! – Kinga płakała. – Próbuję wszystkiego, a ty ciągle wracasz do tego samego!
Stanęłam w progu kuchni. Oboje zamarli na mój widok. Kinga otarła łzy rękawem swetra, a Wojtek spuścił wzrok.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać… – zaczęłam niepewnie. – Przyniosłam wam truskawki z targu.
Nikt się nie odezwał. W powietrzu wisiała ciężka cisza, której nie potrafiłam rozciąć żadnym słowem. Postawiłam koszyk na stole i poczułam, że moje ręce drżą. Przez chwilę miałam ochotę wyjść i zostawić ich samych z tym, co ich dręczyło, ale coś mnie powstrzymało.
– Może… napijemy się herbaty? – zaproponowałam cicho.
Kinga skinęła głową i zaczęła nerwowo krzątać się przy czajniku. Wojtek wyszedł na balkon, trzaskając drzwiami. Siedziałam przy stole i patrzyłam na synową, która wyglądała na dziesięć lat starszą niż jeszcze miesiąc temu.
– Co się dzieje? – zapytałam w końcu.
Kinga spojrzała na mnie z rozpaczą w oczach.
– Pani Wando… ja już nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. Od kiedy dowiedział się o… o tym liście, wszystko się zmieniło.
Zamarłam. List? Jaki list?
– O czym mówisz?
Kinga spuściła wzrok.
– Znalazł list od swojej ojca… tego, którego nigdy nie poznał. List był schowany w starej książce w piwnicy. Napisał go tuż przed wyjazdem za granicę. Wojtek myślał, że jego ojciec po prostu nas zostawił, ale… on chciał wrócić. Pisał, że kocha Wojtka i że wróci po niego. Ale nigdy nie wrócił.
Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Przez tyle lat milczałam o przeszłości, sądząc, że chronię syna przed bólem. A teraz cała prawda wyszła na jaw w najgorszy możliwy sposób.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – usłyszałam za sobą głos Wojtka. Stał w drzwiach balkonu, blady i zaciśnięty na twarzy.
– Bałam się… – wyszeptałam. – Bałam się, że cię stracę.
Wojtek spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Straciłem ojca przez twoje milczenie. Teraz tracę żonę przez własny gniew.
Kinga zaczęła płakać jeszcze głośniej. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy, każdy zamknięty w swoim bólu.
Przypomniałam sobie tamten dzień sprzed lat, kiedy Andrzej – ojciec Wojtka – wyjeżdżał do Niemiec za pracą. Obiecał wrócić przed Bożym Narodzeniem. Czekałam na niego tygodniami, potem miesiącami. W końcu przestałam wierzyć w jego powrót. Kiedy przyszła wiadomość o wypadku samochodowym pod Monachium, nie miałam siły powiedzieć synowi prawdy. Powiedziałam mu tylko, że ojciec odszedł i nie wróci. Chciałam go chronić przed cierpieniem…
Teraz widziałam, jak bardzo się myliłam.
– Przepraszam cię, Wojtku – powiedziałam cicho. – Chciałam dobrze…
Wojtek usiadł naprzeciwko mnie i przez dłuższą chwilę patrzył mi prosto w oczy.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedział w końcu. – Ale chcę spróbować.
Kinga ścisnęła jego dłoń pod stołem. Poczułam ulgę i ból jednocześnie.
Przez następne dni atmosfera w mieszkaniu była napięta jak struna. Starałam się pomagać im w codziennych sprawach – gotowałam obiady, sprzątałam, opiekowałam się wnuczką Zosią, kiedy Kinga musiała wyjść do pracy. Ale czułam, że coś się zmieniło na zawsze.
Pewnego wieczoru Wojtek przyszedł do mnie do kuchni.
– Mamo…
Spojrzałam na niego z niepokojem.
– Tak?
– Myślę, że powinniśmy pojechać do Monachium. Zobaczyć miejsce, gdzie tata zginął. Może wtedy łatwiej będzie mi zrozumieć wszystko…
Zgodziłam się bez wahania. Wiedziałam, że to będzie trudna podróż, ale może właśnie tego potrzebowaliśmy wszyscy – konfrontacji z przeszłością.
Wyjazd był pełen emocji. W Monachium odwiedziliśmy miejsce wypadku i cmentarz, gdzie pochowano Andrzeja. Wojtek długo stał nad grobem ojca, a potem powiedział tylko jedno słowo: „Dziękuję”.
Po powrocie do Zakopanego coś się zmieniło. Wojtek zaczął częściej rozmawiać z Kingą, mniej się kłócili. Zosia znów śmiała się głośno podczas zabawy w salonie. Ja też poczułam ulgę – jakby ciężar lat milczenia spadł mi z ramion.
Czasem zastanawiam się, czy gdybym wtedy powiedziała prawdę, nasze życie wyglądałoby inaczej? Czy można naprawić błędy przeszłości? Może najważniejsze jest to, żeby mieć odwagę spojrzeć sobie nawzajem w oczy i powiedzieć: „Przepraszam”. Co wy o tym myślicie?