Prezent z odrobiną wyrzutu: Jak teściowa zamierzała zepsuć urodziny

— Katarzyno, czy na pewno nie przesoliłaś tej zupy? — głos Barbary Marcinówny rozległ się w kuchni jak dzwon alarmowy. Stałam nad garnkiem, mieszając krem z dyni, który miał być moim popisowym daniem na dzisiejsze urodziny. Moje trzydzieste piąte. Chciałam, żeby wszystko było idealne. Nawet jeśli oznaczało to gotowanie od rana i układanie serwetek pod linijkę.

Goście zaczęli się schodzić tuż po siedemnastej. Mama przywiozła świeże kwiaty, tata – butelkę domowego wina. Moje przyjaciółki, Ania i Magda, od razu zabrały się za rozkładanie jedzenia na stole. Śmiechy, rozmowy, ciepło. Przez chwilę naprawdę czułam, że to będzie dobry wieczór.

Aż do momentu, gdy Barbara weszła do salonu z torbą prezentową w ręku i tym swoim spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jak uczennica na dywaniku u dyrektora.

— Katarzyno, wszystkiego najlepszego — powiedziała chłodno, wręczając mi torbę. — Mam nadzieję, że ten prezent ci się przyda. Może trochę ci pomoże…

Zamarłam. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem. Otworzyłam torbę i wyjęłam… książkę kucharską. „Gotuj zdrowo – schudnij szybko”. Na okładce uśmiechała się do mnie szczupła blondynka w fartuszku.

— To… bardzo miłe — wydukałam, czując jak policzki płoną mi ze wstydu.

Barbara uśmiechnęła się z satysfakcją. — Pomyślałam, że skoro tyle czasu spędzasz w kuchni, może warto spróbować czegoś nowego. Wiesz… dla zdrowia.

W salonie zapadła niezręczna cisza. Tata chrząknął nerwowo, mama zaczęła poprawiać kwiaty w wazonie. Magda spojrzała na mnie z troską.

— Kasiu, może otworzymy wino? — zaproponowała Ania, próbując rozładować atmosferę.

Przez resztę wieczoru czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Każdy kęs tortu smakował gorzko. Barbara co chwilę rzucała uwagi:

— A może spróbujesz tej sałatki bez majonezu? Wiesz, mniej kalorii.

— Zastanawiałaś się kiedyś nad jogą? Podobno świetnie działa na sylwetkę.

Mój mąż, Michał, siedział cicho jak mysz pod miotłą. Wiedziałam, że nie chce konfliktu z matką. Ale ja czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność.

Po kolacji Barbara zaczęła opowiadać o swojej koleżance z klubu fitness:

— Wiesz Kasiu, Basia schudła już dziesięć kilo! Wystarczyło trochę silnej woli i odpowiednia dieta. Może powinnaś się z nią spotkać?

Nie wytrzymałam.

— Mamo Michała — powiedziałam stanowczo — czy naprawdę musimy rozmawiać o mojej wadze na moich urodzinach?

Barbara spojrzała na mnie zaskoczona.

— Ja tylko chcę ci pomóc! Przecież sama widzisz…

— Widzę tylko tyle, że zamiast cieszyć się tym dniem, muszę słuchać ciągłych uwag na swój temat — przerwałam jej drżącym głosem.

Wszyscy zamilkli. Michał w końcu się odezwał:

— Mamo, daj już spokój. To nie jest odpowiedni moment.

Barbara wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Kiedyś mi jeszcze podziękujesz — mruknęła pod nosem.

Po chwili wyszła do łazienki. W salonie panowała ciężka atmosfera. Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

— Kochanie, nie przejmuj się. Jesteś cudowna taka, jaka jesteś — szepnęła mi do ucha.

Przyjaciółki zaczęły opowiadać zabawne historie ze studiów, próbując rozluźnić sytuację. Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym prezencie. O tym, jak bardzo Barbara potrafi zranić jednym gestem.

Po wyjściu gości Michał podszedł do mnie niepewnie.

— Przepraszam za mamę… Ona taka już jest. Chce dobrze, ale czasem nie umie inaczej.

Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu.

— Michał… Czy ty naprawdę nie widzisz, jak ona mnie traktuje? Czy zawsze będziemy udawać, że wszystko jest w porządku?

Westchnął ciężko.

— Nie wiem… Może powinniśmy jej powiedzieć jasno, że przekracza granice?

Pokręciłam głową.

— Nie chcę wojny w rodzinie. Ale nie chcę też być wiecznie tą „nie dość dobrą” synową.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. O tym, jak trudno jest być sobą wśród ludzi, którzy ciągle cię oceniają. O tym, jak bardzo chciałabym po prostu być akceptowana – bez warunków i bez wyrzutów.

Rano spojrzałam na książkę kucharską leżącą na stole. Zastanawiałam się: czy naprawdę musimy pozwalać innym definiować naszą wartość? Czy rodzina powinna być miejscem wsparcia czy nieustannej krytyki?

Może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli oznacza to trudną rozmowę z najbliższymi.