Prezent z nutą pretensji: Jak teściowa postanowiła zepsuć urodziny
– Kinga, czy ty naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, żeby podać śledzie na urodzinach? – głos teściowej przeszył powietrze jak nóż, zanim jeszcze zdążyłam odwrócić się od piekarnika. Stała w progu kuchni, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie tym swoim nieprzeniknionym wzrokiem. W tle słychać było śmiechy moich przyjaciółek, które układały talerze w salonie, nieświadome nadciągającej burzy.
To miał być mój dzień. Mój trzydziesty piąty rok życia, który chciałam uczcić z bliskimi. Od rana krzątałam się po kuchni, krojąc warzywa na sałatkę jarzynową według przepisu mojej mamy, piekąc sernik i przygotowując ulubione danie mojego męża – schab pieczony z jabłkami. Chciałam, żeby wszystko było idealne. Nawet dzieci pomagały – Zosia lepiła pierogi, a mały Michaś z dumą mieszał ciasto na muffiny.
Ale Halina Bogumiłówna, moja teściowa, zawsze znajdowała powód do narzekań. Od kiedy pamiętam, jej obecność była jak cień – nieuchwytna, a jednak przytłaczająca. Mój mąż, Tomek, próbował ją usprawiedliwiać: „Mama po prostu taka jest, nie przejmuj się”. Ale jak się nie przejmować, kiedy każda rozmowa z nią kończy się uczuciem winy?
Goście zaczęli się schodzić tuż po osiemnastej. Rodzice przywieźli kwiaty i domowe nalewki. Przyjaciółki przyniosły śmieszne balony i prezenty zapakowane w kolorowy papier. Wszyscy byli uśmiechnięci, atmosfera była ciepła i pełna oczekiwania. Tylko Halina siedziała na kanapie z miną, jakby przyszła na pogrzeb.
Kiedy wszyscy zasiedli do stołu, poczułam ulgę – przez chwilę wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Rozmowy toczyły się swobodnie, dzieci biegały wokół stołu, a ja mogłam wreszcie usiąść i odetchnąć. Wtedy Halina podniosła głos:
– Kinga, a może byś podała coś bardziej wykwintnego? Wiesz, w naszej rodzinie zawsze na urodziny był sandacz w galarecie…
Zrobiło mi się gorąco. Wiedziałam, że to nie koniec. Halina zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
Po kolacji przyszła pora na prezenty. Każdy wręczał mi coś drobnego: książkę, perfumy, ręcznie robiony szalik. Było miło i serdecznie. Na końcu została Halina. Wyciągnęła z torebki elegancko zapakowane pudełko i podała mi je z wymuszonym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że ci się przyda – powiedziała lodowatym tonem.
Otworzyłam pudełko i… zamarłam. W środku leżał zestaw poradników: „Jak być lepszą żoną”, „Sztuka prowadzenia domu”, „Gotowanie dla początkujących”. Wszyscy zamilkli. Czułam na sobie spojrzenia gości – jedni byli zażenowani, inni rozbawieni.
– To… bardzo oryginalny prezent – wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
Halina spojrzała na mnie z satysfakcją.
– Pomyślałam, że skoro tak się starasz… może ci się przyda trochę inspiracji – powiedziała głośno, tak żeby wszyscy słyszeli.
Mój mąż próbował ratować sytuację:
– Mamo, naprawdę…
Ale Halina nie dała mu dojść do słowa:
– Tomek, ja tylko chcę pomóc Kindze. Przecież widzę, jak się męczy z tym wszystkim. Może gdyby miała lepsze wzorce…
Wstałam od stołu i wybiegłam do kuchni. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się upokorzona we własnym domu, w dniu moich urodzin. Przez chwilę miałam ochotę wyrzucić ten nieszczęsny prezent przez okno.
Po kilku minutach przyszła za mną moja mama.
– Kinga, nie przejmuj się nią. Wszyscy widzieliśmy, co zrobiła. To nie twoja wina.
Ale ja czułam się winna. Może rzeczywiście nie jestem wystarczająco dobra? Może powinnam bardziej się starać?
Do kuchni wszedł też Tomek.
– Przepraszam cię za mamę – powiedział cicho. – Ona po prostu nie potrafi inaczej.
– Ale dlaczego zawsze musi robić to publicznie? Dlaczego nie może choć raz po prostu być miła?
Tomek wzruszył ramionami.
– Może boi się stracić kontrolę? Może zazdrości ci tego domu, tej rodziny?
Wróciłam do gości z wymuszonym uśmiechem. Starałam się udawać, że wszystko jest w porządku, ale atmosfera już nie była taka sama. Przyjaciółki patrzyły na mnie ze współczuciem, rodzice próbowali rozładować napięcie żartami. Tylko Halina siedziała spokojnie i popijała herbatę.
Po kolacji wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Halina podeszła do mnie jeszcze raz:
– Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego prezentu. Chciałam dobrze.
Nie odpowiedziałam. Po prostu nie miałam siły na kolejną rozmowę.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, usiadłam na kanapie i spojrzałam na stos poradników leżących na stole. Czy naprawdę muszę udowadniać swoją wartość komuś, kto nigdy jej nie doceni? Czy każda rodzinna uroczystość musi zamieniać się w pole bitwy?
Może powinnam w końcu postawić granice? Może czas przestać przepraszać za to, kim jestem? Ciekawa jestem… czy inni też mają takie doświadczenia z teściową? Jak sobie z tym radzicie?