Powiedziałam pani Marii, że nie mogę już być jej dziewczyną na posyłki: Moja prawda, którą zbyt długo ukrywałam

– Aniu, mogłabyś mi jeszcze przynieść te tabletki z apteki? – głos pani Marii rozległ się zza drzwi, zanim zdążyłam nawet zdjąć buty po powrocie z pracy. Zamarłam w przedpokoju, czując, jak narasta we mnie fala zmęczenia i irytacji. Przez chwilę miałam ochotę udawać, że nie słyszę, ale wiedziałam, że to niemożliwe. W naszym bloku ściany są cienkie jak papier, a pani Maria zawsze wie, kiedy wracam.

– Pani Mario… – zaczęłam cicho, opierając się o drzwi. – Ja… dziś naprawdę nie dam rady. Jestem wykończona. Muszę jeszcze zrobić zakupy dla dzieci i ugotować obiad.

Po drugiej stronie zapadła cisza. W tej ciszy słyszałam wszystko: rozczarowanie, smutek i tę nutę oskarżenia, która zawsze sprawiała, że czułam się winna. Przez lata byłam dla niej kimś więcej niż sąsiadką – byłam jej dziewczyną na posyłki. Odkąd jej córka wyjechała do Warszawy i pojawiała się tylko od święta, to ja przynosiłam zakupy, odbierałam recepty, odśnieżałam schody. Z czasem nawet nie pytała – po prostu prosiła.

Wróciłam do mieszkania i usiadłam na kanapie. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, a ja patrzyłam w okno na szare niebo nad Łodzią. Czułam się rozdarta – z jednej strony wiedziałam, że pani Maria naprawdę potrzebuje pomocy. Z drugiej – miałam wrażenie, że wszyscy czegoś ode mnie chcą: mąż oczekuje obiadu na stole, dzieci pomocy przy lekcjach, mama dzwoni codziennie z nowymi problemami. A ja? Ja już dawno przestałam pytać siebie, czego chcę.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.

– Aniu, słyszałam od pani Marii, że byłaś dziś jakaś opryskliwa. Co się stało?

Zacisnęłam zęby. Oczywiście – w naszym bloku plotki rozchodzą się szybciej niż światło. Mama zawsze uważała, że powinnam pomagać wszystkim wokół, bo „tak trzeba”.

– Mamo, jestem zmęczona – powiedziałam cicho. – Nie mogę być wszystkim dla wszystkich.

– Ale przecież ona nie ma nikogo! Jej córka…

– Właśnie! – przerwałam jej nagle. – Ma córkę! Dlaczego to ja mam być odpowiedzialna za cały jej świat?

Mama westchnęła ciężko.

– Bo jesteś dobrą osobą, Aniu.

Po rozmowie długo siedziałam w kuchni przy zimnej herbacie. Dobre osoby też mają granice – pomyślałam. Ale czy ktoś je widzi?

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moje rozkojarzenie.

– Coś się stało?

Opowiedziałam jej wszystko – o pani Marii, o mamie, o tym wiecznym poczuciu winy.

Kasia pokiwała głową.

– Wiesz co? Moja teściowa jest taka sama. Gdy raz odmówiłam jej podwiezienia do lekarza, obraziła się na tydzień. Ale wiesz co? Przestałam się przejmować. Musisz nauczyć się mówić „nie”.

Łatwo powiedzieć – pomyślałam. Ale wieczorem postanowiłam spróbować jeszcze raz.

Zapukałam do drzwi pani Marii.

– Pani Mario… Chciałabym porozmawiać.

Starsza kobieta spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi.

– Jeśli chodzi o te tabletki…

– Nie tylko o to – przerwałam jej delikatnie. – Przez ostatnie lata starałam się pomagać jak mogę. Ale mam też swoją rodzinę, pracę… Nie mogę być zawsze dostępna.

Pani Maria milczała przez chwilę.

– Myślałam, że jesteśmy sobie bliskie – powiedziała w końcu cicho.

– Jesteśmy – odpowiedziałam szczerze. – Ale bliskość to nie wykorzystywanie czyjejś dobroci.

Widziałam łzy w jej oczach i poczułam ukłucie winy. Ale pierwszy raz od dawna poczułam też ulgę.

Przez kolejne dni unikałyśmy się wzrokiem na klatce schodowej. Dzieci pytały, dlaczego już nie chodzę do pani Marii tak często jak dawniej. Mąż był zadowolony – „wreszcie masz czas dla nas”, powiedział któregoś wieczoru.

Ale ja czułam pustkę i żal. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była dalej pomagać kosztem siebie?

Pewnego popołudnia zobaczyłam przez okno córkę pani Marii – Magdalenę. Przyjechała z Warszawy z naręczem zakupów i torbą leków. Pani Maria uśmiechała się szeroko na klatce schodowej.

Może musiałam postawić granicę, żeby ktoś inny wreszcie zauważył swoją odpowiedzialność?

Wieczorem usiadłam przy stole z dziećmi i mężem. Po raz pierwszy od dawna nie czułam się rozdarta między wszystkimi oczekiwaniami świata.

Czasem trzeba powiedzieć „dość”, żeby usłyszeć własny głos. Czy inni to zrozumieją? Czy każda dobra kobieta musi płacić za swoją dobroć samotnością?