„Otworzyłam stary segregator z dokumentami męża. Na dnie znalazłam jego list do innej kobiety”: Czy można wybaczyć zdradę sprzed lat?

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy trzymałam w dłoniach pożółkłą kopertę. „Nie otwieraj tego, Aniu. Nie teraz, nie dziś” – powtarzałam sobie w myślach, ale ciekawość była silniejsza niż strach. Data na kopercie – 14 maja 2002 roku – wypaliła mi się w pamięci. To był dzień, kiedy Paweł uklęknął przede mną na Plantach i zapytał, czy zostanę jego żoną. Zawsze uważałam ten dzień za początek naszego szczęścia. Teraz wszystko zaczęło się chwiać.

Drżącymi palcami rozcięłam kopertę. W środku był list, napisany jego charakterystycznym, lekko pochyłym pismem. „Kochana Marto…” – przeczytałam na głos i poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Marta? Przecież nigdy nie mówił mi o żadnej Marcie. Zaczęłam czytać dalej, a każde kolejne zdanie wbijało się we mnie jak szpilka.

„Nie wiem, czy kiedykolwiek będziesz mogła mi wybaczyć. Dziś podjąłem decyzję, która zmieni nasze życie na zawsze. Wybieram Anię. Wiem, że to dla ciebie cios, ale nie mogę dłużej żyć w kłamstwie. Kocham ją i chcę z nią spędzić resztę życia. Przepraszam za wszystko, co ci obiecałem. Paweł.”

Przez chwilę siedziałam w ciszy, słysząc tylko własny oddech i szum krwi w uszach. W jednej chwili wszystkie nasze wspólne lata – ślub w kościele św. Floriana, narodziny Zuzi, pierwsze wakacje nad Bałtykiem – straciły blask. Czy całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem?

Wrócił do domu późnym popołudniem. Siedziałam przy stole z listem przed sobą. „Co to jest?” – zapytałam cicho, ledwo powstrzymując łzy.

Paweł zbladł, jakby zobaczył ducha. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, potem usiadł naprzeciwko i ukrył twarz w dłoniach.

– Aniu… To było dawno temu. Myślałem, że już nigdy do tego nie wrócimy.

– Nigdy do czego? Do tego, że miałeś inną kobietę w dniu naszych zaręczyn? – głos mi się załamał.

– To nie tak… Marta i ja byliśmy razem przez chwilę, zanim cię poznałem. Potem wszystko się skomplikowało. Ona nie chciała odejść, a ja… Ja już byłem z tobą szczęśliwy.

– Ale napisałeś jej list w dniu naszych zaręczyn! – krzyknęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach.

– Chciałem zakończyć to raz na zawsze. Chciałem być z tobą uczciwy.

– Uczciwy? Przez dwadzieścia lat nawet nie wspomniałeś o Marcie!

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam jak dziecko. W głowie kołatały mi się pytania: Czy Paweł kiedykolwiek naprawdę mnie kochał? Czy byłam tylko „drugim wyborem”?

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Zuzia pytała, dlaczego mama jest smutna, a tata śpi na kanapie. Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Każdy dźwięk telefonu sprawiał, że podskakiwałam – czy Marta jeszcze istnieje w naszym życiu?

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy.

– Magda, co byś zrobiła na moim miejscu? – zapytałam przez łzy.

– Aniu… Każdy ma jakąś przeszłość. Ale jeśli cię to boli tak bardzo, musisz z nim porozmawiać szczerze do końca. Może on też przez te lata cierpiał?

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Paweł był blady i zmęczony.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedziałam stanowczo.

Opowiedział mi o Marcie – o tym, jak poznali się na studiach w Krakowie, jak przez chwilę byli szczęśliwi, ale potem coś się wypaliło. O tym, że kiedy poznał mnie, poczuł coś zupełnie innego – spokój i pewność. Marta nie chciała go puścić, groziła nawet, że zrobi sobie krzywdę. List był jego próbą zakończenia tej relacji raz na zawsze.

– Bałem się ci powiedzieć – wyznał cicho. – Bałem się, że cię stracę.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Z jednej strony rozumiałam – każdy ma prawo do przeszłości. Ale z drugiej strony czułam się zdradzona i oszukana przez lata milczenia.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub płaczem. Zuzia zaczęła mieć problemy w szkole – zamknęła się w sobie i przestała rozmawiać z koleżankami.

Pewnego dnia znalazłam ją płaczącą pod kołdrą.

– Mamusiu, czy wy się rozwiedziecie?

Serce mi pękło na milion kawałków.

– Nie wiem, kochanie… Ale bardzo cię kochamy.

Zrozumiałam wtedy, że muszę podjąć decyzję nie tylko dla siebie, ale też dla naszej córki.

Po kilku miesiącach terapii małżeńskiej zaczęliśmy powoli odbudowywać zaufanie. To nie było łatwe – każda rozmowa bolała jak rana rozdrapywana na nowo. Ale zaczęliśmy mówić sobie prawdę – o lękach, o żalach, o tym, co nas boli.

Dziś wiem jedno: życie nigdy nie jest czarno-białe. Każdy z nas niesie swój bagaż i czasem nawet największa miłość wymaga odwagi do zmierzenia się z przeszłością.

Czy można wybaczyć zdradę sprzed lat? Czy lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy znać całą prawdę? Czasem sama nie wiem…