Ostatnia wola mojego męża – Życie w cieniu nieznanej kobiety

– „Nie wierzę, że to zrobił… Nie wierzę…” – powtarzałam w myślach, patrząc na zimny, urzędowy papier, który trzymała w rękach notariuszka. Jej głos był beznamiętny, jakby czytała przepis na zupę, a nie wyrok na moje życie. – „Pani mąż, Janusz Nowak, zapisał cały majątek pani… Joannie Wysockiej.”

Joanna Wysocka. To imię dźwięczało mi w uszach jak przekleństwo. Nie znałam żadnej Joanny Wysockiej. Przez dwadzieścia dwa lata małżeństwa Janusz nigdy nie wspomniał o żadnej Joannie. Byłam pewna, że znam go na wylot – jego ulubione potrawy, zapach perfum, których używał, nawet sposób, w jaki marszczył nos, gdy się denerwował. A jednak…

– „To musi być pomyłka” – szepnęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – „To nie może być prawda.”

Notariuszka spojrzała na mnie z czymś na kształt współczucia. – „Przykro mi, pani Anno. Takie są zapisy testamentu.”

Wyszłam z kancelarii jak we śnie. Ulica była szara, ludzie mijali mnie obojętnie, a ja czułam się jakby świat się zatrzymał. W domu czekała na mnie cisza. Nasze mieszkanie – teraz już nie moje – było pełne jego rzeczy. Jego kubek na stole, jego kapcie przy łóżku, jego zdjęcie na komodzie. I wszędzie pytania. Kim była Joanna Wysocka? Dlaczego to właśnie jej zostawił wszystko?

Zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy. – „Musisz przyjechać” – powiedziałam drżącym głosem. – „Nie dam rady sama.”

Przyjechała po godzinie. Przytuliła mnie mocno, a ja w końcu pozwoliłam sobie na płacz. – „Może to jakaś daleka krewna?” – próbowała mnie pocieszyć. – „Może pomógł jej kiedyś i chciał się odwdzięczyć?”

Ale ja wiedziałam, że to nie jest takie proste. Janusz był dobrym człowiekiem, ale nie był naiwny. Nie oddałby wszystkiego komuś obcemu bez powodu.

Przez kolejne dni nie spałam. Przeglądałam jego dokumenty, szukałam śladów Joanny Wysockiej. Znalazłam tylko jeden list, schowany głęboko w szufladzie. Krótki, napisany kobiecą ręką:

„Dziękuję Ci za wszystko. Bez Ciebie nie dałabym rady. J.”

To było wszystko. Żadnych wyjaśnień, żadnych wskazówek. Zaczęłam podejrzewać najgorsze. Czy Janusz miał romans? Czy przez całe nasze małżeństwo żyłam w kłamstwie?

Zadzwoniłam do jego przyjaciela, Marka. – „Marek, muszę cię o coś zapytać. Czy Janusz… czy on miał kogoś?”

Marek milczał przez chwilę. – „Anka… To nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się.”

Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Marek wyglądał na zmęczonego i starszego niż zwykle. – „Janusz był dobrym człowiekiem” – zaczął. – „Ale miał swoje tajemnice. Nie wiem wszystkiego. Wiem tylko, że bardzo się o kogoś martwił przez ostatnie lata. Nie chciał cię ranić.”

– „Kim jest Joanna Wysocka?” – zapytałam prosto z mostu.

Marek spuścił wzrok. – „Nie wiem dokładnie. Wiem tylko, że kilka razy widziałem go z jakąś kobietą pod szpitalem na Banacha. Może to ona?”

Szpital. Przypomniałam sobie, jak Janusz znikał czasem na kilka godzin, tłumacząc się pracą. Nigdy nie pytałam, ufałam mu bezgranicznie.

Postanowiłam odnaleźć Joannę Wysocką. Znalazłam ją przez internet – mieszkała na Pradze, samotna matka, pielęgniarka. Pojechałam tam, serce waliło mi jak młot. Zadzwoniłam do drzwi.

Otworzyła kobieta w moim wieku, może trochę młodsza. Miała zmęczone oczy i ciepły uśmiech.

– „Dzień dobry. Nazywam się Anna Nowak. Chciałabym z panią porozmawiać o Januszu.”

Joanna zbladła. – „Proszę wejść.”

Usiadłyśmy w małej kuchni. Joanna nalała mi herbaty. Przez chwilę milczałyśmy.

– „Nie wiedziałam, że pani przyjdzie” – powiedziała cicho. – „Nie chciałam niczego zabierać. Janusz… pomógł mi, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.”

– „Kim byłaś dla niego?” – zapytałam bez ogródek.

Joanna spojrzała mi prosto w oczy. – „Nie byłam jego kochanką, jeśli o to pani chodzi. Byłam… przyjaciółką. Moja córka była ciężko chora. Janusz był lekarzem, pomógł nam przejść przez najgorsze chwile. Gdyby nie on, nie wiem, co by się z nami stało.”

– „Dlaczego więc wszystko ci zapisał?”

Joanna zaczęła płakać. – „Prosiłam go, żeby tego nie robił. Ale on powiedział, że nie ma nikogo bliższego. Że pani sobie poradzi, a ja… ja mam jeszcze dziecko na utrzymaniu.”

Poczułam gniew i ulgę jednocześnie. Przez chwilę chciałam ją znienawidzić, ale widząc jej łzy i słysząc jej historię, nie potrafiłam.

Wróciłam do pustego mieszkania. Przez całą noc myślałam o Januszu. O tym, jak bardzo był samotny nawet przy mnie. O tym, jak bardzo ufał miłości do ludzi. O tym, jak bardzo ja sama byłam zamknięta na innych.

Następnego dnia zadzwoniła Magda.

– „I co teraz zrobisz?”

– „Nie wiem” – odpowiedziałam szczerze. – „Może powinnam zacząć żyć dla siebie? Może powinnam wybaczyć Januszowi i sobie?”

Patrzę teraz na swoje odbicie w lustrze i pytam: Czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy można wybaczyć zdradę… nawet jeśli nie była zdradą serca? Co wy byście zrobili na moim miejscu?