Niewidzialna Granica: Jak Moja Teściowa Podzieliła Naszą Rodzinę
— Nie przesadzaj, Aniu. Każdy ma swoje życie — powiedziała teściowa, patrząc na mnie z chłodnym dystansem, kiedy po raz kolejny prosiłam ją o pomoc przy Bartku. Stałam w kuchni jej mieszkania w Krakowie, z rękami drżącymi od zmęczenia i frustracji. Bartek leżał w szpitalu już trzeci tydzień, a ja próbowałam pogodzić opiekę nad nim z pracą i wychowywaniem naszej córki, Zosi.
Teściowa, pani Helena, zawsze była kobietą twardą i zasadniczą. Ale od kiedy Bartek zachorował na nowotwór, jej chłód stał się niemal nie do zniesienia. Zamiast wsparcia czułam tylko dystans i ukrytą niechęć. Najbardziej bolało mnie to, że jej stosunek do Szymona — młodszego brata Bartka — był zupełnie inny. Szymon był jej oczkiem w głowie. Nawet teraz, gdy Bartek walczył o życie, Helena potrafiła godzinami opowiadać o sukcesach Szymona: o jego nowym mieszkaniu w Warszawie, o awansie, o tym, jak świetnie sobie radzi.
Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam ze szpitala, zastałam Helenę i Szymona przy stole. Śmiali się z czegoś, a ja poczułam się jak intruz we własnym domu. — Mamo, czy możesz zostać z Zosią jutro? Muszę załatwić kilka spraw związanych z leczeniem Bartka — zapytałam cicho. Helena spojrzała na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem. — Aniu, przecież Szymon przyjechał tylko na weekend. Chcę spędzić z nim czas. Zresztą… Zosia jest już duża, poradzi sobie sama.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Zosia miała dopiero siedem lat. Potrzebowała babci bardziej niż kiedykolwiek. Ale Helena była nieugięta. Szymon patrzył na mnie z lekkim współczuciem, ale nie powiedział ani słowa.
W kolejnych tygodniach sytuacja tylko się pogarszała. Bartek słabł z dnia na dzień, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Każda rozmowa z Heleną kończyła się kłótnią lub milczeniem. Zaczęłam podejrzewać, że ona obwinia mnie za chorobę Bartka — jakby to była moja wina, że jej ukochany syn cierpi.
Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę Heleny z sąsiadką. — Ania nigdy nie była odpowiednia dla Bartka. On potrzebował kogoś silniejszego… — mówiła Helena cicho, ale wyraźnie. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Zaczęłam unikać teściowej. Przestałam prosić ją o pomoc. Wszystko robiłam sama: praca, dom, szpital, opieka nad Zosią. Czułam się jak cień samej siebie. Nawet Bartek zauważył zmianę. — Co się dzieje między tobą a mamą? — zapytał pewnego wieczoru, kiedy siedziałam przy jego łóżku w szpitalu.
— Ona… ona mnie nie akceptuje. Nigdy nie akceptowała — wyszeptałam ze łzami w oczach.
Bartek westchnął ciężko. — Wiem. Ale nie pozwól jej nas zniszczyć.
Kiedy Bartek zmarł kilka miesięcy później, wszystko się rozpadło. Na pogrzebie Helena trzymała się blisko Szymona i jego żony Magdy. Ja stałam z boku z Zosią za rękę. Po uroczystości Helena nawet nie spojrzała mi w oczy.
Przez kolejne tygodnie próbowałam odbudować nasze życie z Zosią. Czułam się opuszczona przez wszystkich: rodzinę Bartka, znajomych, nawet własnych rodziców, którzy mieszkali daleko i nie mogli być przy mnie codziennie.
Pewnego dnia Szymon zadzwonił do mnie niespodziewanie. — Aniu, mama chce sprzedać mieszkanie po Bartku i podzielić pieniądze między nas — powiedział bez ogródek.
— Ale… to był nasz dom! Zosia tu dorastała! — krzyknęłam przez łzy.
— Wiem, ale mama uważa, że tak będzie sprawiedliwie — odpowiedział chłodno.
Nie miałam siły walczyć. Poddałam się. Spakowałam rzeczy nasze i Zosi i wyprowadziłyśmy się do wynajmowanego mieszkania na obrzeżach miasta.
Zosia często pytała o babcię. — Dlaczego babcia nas nie odwiedza? Czy zrobiłyśmy coś złego? — pytała ze łzami w oczach.
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Minęły miesiące. Życie powoli wracało do normy, ale rana po stracie Bartka i rozpadzie rodziny bolała każdego dnia. Czasem spotykałam Helenę na ulicy — przechodziła obok mnie bez słowa, jakbym była powietrzem.
Zastanawiam się często: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy lojalność wobec rodziny zawsze musi oznaczać cierpienie jednej strony? Czy naprawdę można odbudować życie po takiej zdradzie?
Może ktoś z was zna odpowiedź.