Niespodzianka, która cię nie zaskoczy: Dziennik Haliny Kowalskiej
„Mamo, tylko nie mów, że zapomniałaś!” — pisnęła Kinga, wpadając do przedpokoju i zrzucając z ramion drogą torebkę. Dźwięk jej głosu rozciął ciszę jak nóż. Stałam przy lustrze, poprawiając siwe włosy, które od kilku lat przestałam farbować. Moje dłonie lekko drżały, ale wzrok miałam spokojny. „O czym ty, córeczko?” — zapytałam cicho, choć w środku już wiedziałam, co się święci.
Kinga spojrzała na mnie z wyrzutem, jakbym właśnie zawiodła ją po raz setny. „No mamo! Przecież ci przypominałam miesiąc temu! Moje urodziny! Mówiłam, że chcę, żebyś upiekła ten sernik z malinami, co zawsze robiłaś. I żeby tata był w domu wcześniej. I żebyśmy razem poszli do restauracji! Wszystko ci mówiłam!”
Westchnęłam ciężko. W głowie miałam mętlik — praca, rachunki, choroba mamy, która od tygodnia leży w szpitalu na Banacha. Wczoraj wróciłam późno z odwiedzin i ledwo zdążyłam zrobić zakupy na dzisiaj. O serniku nawet nie pomyślałam. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „A kto pamięta o mnie?”, ale tylko zacisnęłam usta.
„Kinga, przepraszam. Naprawdę… ostatnio mam dużo na głowie.”
Córka przewróciła oczami i rzuciła kluczami o stół. „Wiedziałam! Zawsze coś ważniejszego niż ja. Zawsze ktoś inny!”
W tym momencie do przedpokoju wszedł mój mąż, Andrzej. Zmęczony po pracy, z torbą na ramieniu i gazetą pod pachą. „Co się dzieje?” — zapytał, patrząc na nas podejrzliwie.
„Mama zapomniała o moich urodzinach!” — wykrzyczała Kinga.
Andrzej spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem. „Halina, przecież mówiłaś…”
Poczułam się jak oskarżona na ławie sądowej. Chciałam się bronić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przez chwilę miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać do wieczora. Ale zostałam.
„Może zamówimy pizzę?” — zaproponowałam nieśmiało.
Kinga spojrzała na mnie z pogardą. „Pizza? Na moje dwudzieste urodziny? Serio?”
Andrzej próbował załagodzić sytuację: „Kinga, mama naprawdę ostatnio dużo przeżywa. Babcia jest chora…”
„Babcia zawsze jest chora!” — przerwała mu Kinga. „A ja zawsze jestem na końcu!”
Wtedy pękło we mnie coś cicho i bezgłośnie. Przypomniałam sobie własną matkę — jak nigdy nie miała dla mnie czasu, bo pracowała na dwa etaty po śmierci taty. Jak sama musiałam piec sobie torty na urodziny i jak obiecywałam sobie wtedy, że moja córka nigdy nie poczuje się tak nieważna jak ja.
A jednak historia zatoczyła koło.
Wieczorem siedziałam sama w kuchni. Kinga zamknęła się w pokoju i rozmawiała przez telefon z przyjaciółką. Andrzej oglądał wiadomości w salonie. Na stole leżał rachunek za prąd i kartka z listą rzeczy do szpitala dla mamy.
Zaparzyłam sobie herbatę i otworzyłam stary dziennik, który prowadziłam jeszcze jako nastolatka. Znalazłam wpis sprzed trzydziestu lat:
„Obiecuję sobie, że moja córka zawsze będzie wiedziała, że jest dla mnie najważniejsza.”
Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę tak bardzo zawiodłam? Czy można być dobrą matką i jednocześnie mieć własne życie?
Następnego dnia rano Kinga wyszła do pracy bez słowa. Andrzej pocałował mnie w czoło i powiedział: „Nie przejmuj się tak. Ona zrozumie.” Ale czy zrozumie? Czy ja sama rozumiem?
Po południu zadzwoniła siostra ze szpitala: „Mama pytała o ciebie. Mówiła, że tęskni.”
Wsiadłam w autobus i pojechałam do szpitala. Mama leżała blada i słaba, ale uśmiechnęła się na mój widok.
„Halinko… pamiętasz swoje osiemnaste urodziny?”
Uśmiechnęłam się smutno. „Pamiętam, mamo.”
„Przepraszam cię za tamten dzień. Byłam wtedy taka zmęczona… Chciałam być dobrą matką.”
Ścisnęłyśmy sobie dłonie.
Wracając do domu, myślałam o tym wszystkim. O tym, jak łatwo oceniać innych i jak trudno być wystarczająco dobrą dla wszystkich naraz.
Wieczorem usiadłam przy stole z pustą kartką papieru i napisałam do Kingi list:
„Córeczko,
Przepraszam cię za wczoraj. Wiem, że cię zawiodłam i że to boli. Chciałabym być dla ciebie zawsze tą mamą od sernika z malinami i wspólnych spacerów po Łazienkach. Ale czasem życie jest trudniejsze niż byśmy chciały.
Kocham cię najmocniej na świecie.
Mama”
Położyłam list na jej poduszce.
Następnego dnia rano znalazłam na stole karteczkę: „Dzięki za list. Kocham cię też.”
Czy to wystarczy? Czy kiedyś nauczymy się mówić sobie o tym wszystkim wcześniej — zanim będzie za późno?
Czasem myślę: ile razy jeszcze powtórzymy te same błędy naszych matek? Czy można przerwać ten łańcuch rozczarowań?