Nieprzespana noc i zapach gołąbków: Spowiedź jednej kobiety

— Mamo, długo jeszcze? — głos Kuby przerywa ciszę, która od kilku godzin wisi w kuchni jak ciężka zasłona.

— Jeszcze chwilę, kochanie. Gołąbki muszą się dobrze udusić — odpowiadam, starając się, by mój głos nie drżał. Ale drży. Wszystko we mnie drży tej nocy.

Kuba siedzi przy stole, przewraca w dłoniach telefon, ale wiem, że czeka na mnie. Na rozmowę. Na coś więcej niż tylko kolację. Ma siedemnaście lat i coraz częściej widzę w nim nie dziecko, a mężczyznę. Mężczyznę, który zadaje pytania, na które nie zawsze mam odpowiedzi.

W kuchni pachnie gołąbkami — kapustą, mięsem, ryżem i sosem pomidorowym. Ten zapach zawsze kojarzył mi się z domem. Z bezpieczeństwem. Z czasami, kiedy jeszcze byliśmy rodziną. Ja, Kuba i Andrzej.

Andrzej. Nawet teraz, po tylu miesiącach, jego imię boli mnie jak zadra pod paznokciem. Próbuję nie myśleć o nim, ale tej nocy wspomnienia wracają z podwójną siłą. Może to przez ciszę. Może przez to, że Kuba coraz częściej pyta: „Dlaczego tata odszedł?”

— Mamo… — zaczyna Kuba niepewnie. — Czy tata zadzwonił dzisiaj?

Zamieram na chwilę przy kuchence. Wiem, że powinnam odpowiedzieć spokojnie, bez emocji. Ale nie potrafię.

— Nie, Kubuś. Nie zadzwonił.

Cisza. Słyszę tylko bulgotanie sosu w garnku i tykanie zegara na ścianie. Każda sekunda jest jak uderzenie młotka w moje serce.

— On już nas nie kocha? — pyta Kuba cicho.

Odwracam się do niego i widzę w jego oczach łzy. Takie same łzy miałam ja, kiedy dowiedziałam się o Magdzie.

Magda. Młodsza ode mnie o dziesięć lat. Uśmiechnięta, pewna siebie, zawsze idealnie uczesana. Andrzej mówił, że to tylko koleżanka z pracy. Że przesadzam. Że jestem zazdrosna bez powodu.

Pamiętam tamten wieczór sprzed roku. Siedziałam w tej samej kuchni, czekałam na Andrzeja z kolacją. Gołąbki już dawno wystygły, a on nie odbierał telefonu. W końcu przyszedł po północy. Pachniał damskimi perfumami.

— Gdzie byłeś? — zapytałam wtedy cicho.

— Pracowałem — odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Wiedziałam, że kłamie. Ale udawałam, że wierzę. Dla Kuby. Dla siebie.

— Mamo? — głos syna wyrywa mnie z zamyślenia.

— Tak?

— Czy to moja wina?

Serce mi pęka. Podchodzę do niego i obejmuję go mocno.

— Nie, synku. To nigdy nie była twoja wina.

Ale czyja była? Moja? Andrzeja? Magdy? A może po prostu tak miało być?

Kuba wtula się we mnie jak wtedy, gdy był mały i bał się burzy. Teraz burza jest we mnie.

— Chciałbym, żeby tata wrócił — szepcze.

Nie wiem, co powiedzieć. Przecież ja też tego chciałam przez wiele miesięcy. Przebaczałam zdrady, znosiłam kłamstwa, udawałam przed rodziną i sąsiadami, że wszystko jest w porządku.

Mama mówiła: „Małżeństwo to kompromis”. Tata: „Nie rób wstydu rodzinie”. Siostra: „Może przesadzasz?”

A ja? Ja milczałam. Gotowałam obiady, sprzątałam mieszkanie, chodziłam do pracy i płakałam po nocach do poduszki.

Pamiętam dzień, kiedy Andrzej spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania. Kuba był wtedy u babci. Ja stałam w przedpokoju i patrzyłam na zamykające się drzwi. Czułam ulgę i rozpacz jednocześnie.

Potem przyszły plotki sąsiadek („Widziałam ją z innym!”), szepty w sklepie („Taka ładna rodzina była…”), spojrzenia pełne litości.

Musiałam być silna dla Kuby. Ale czasem miałam ochotę po prostu zniknąć.

— Mamo… — Kuba patrzy na mnie uważnie. — Ty płaczesz?

Otrząsam się szybko i przecieram oczy rękawem swetra.

— Nie, kochanie. To tylko cebula — uśmiecham się słabo.

On wie swoje.

Nagle dzwoni telefon. Numer Andrzeja wyświetla się na ekranie jak wyrzut sumienia.

— Odbierzesz? — pyta Kuba cicho.

Patrzę na niego i czuję gniew wymieszany z tęsknotą.

— Nie dzisiaj — mówię stanowczo i wyłączam dźwięk.

Kuba milknie. Wiem, że chciałby porozmawiać z ojcem. Ale ja nie mam siły na kolejne kłamstwa Andrzeja.

W końcu siadamy razem do stołu. Nakładam mu porcję gołąbków i patrzę, jak je je ze smakiem.

— Dobre? — pytam cicho.

— Najlepsze na świecie — odpowiada z pełnymi ustami.

Uśmiecham się przez łzy.

Po kolacji Kuba idzie do swojego pokoju. Słyszę zza drzwi jego cichy płacz. Chciałabym wejść i go przytulić, ale wiem, że musi sam przeżyć ten ból.

Zostaję sama w kuchni. Siadam przy stole i patrzę na pusty talerz Andrzeja. Zawsze zostawiał po sobie bałagan — okruchy chleba, niedopite herbaty, rozrzucone gazety.

Teraz jest tylko cisza i zapach gołąbków unoszący się w powietrzu jak wspomnienie dawnych czasów.

Myślę o tym wszystkim, co mogłam zrobić inaczej. Może powinnam była walczyć o nas bardziej? Może powinnam była odejść wcześniej?

A może po prostu tak miało być?

Czy można nauczyć się żyć z pustką po kimś, kto był całym twoim światem? Czy kiedyś przestanę czuć ten ból?

A wy? Jak radzicie sobie z samotnością po rozstaniu?