„Nie liczcie na naszą pomoc!” – Historia o rodzinnych konfliktach, zdradzie i walce o własne miejsce na świecie

– Nie liczcie na naszą pomoc! – głos teściowej odbił się echem po kuchni, jakby chciała, żeby usłyszał go cały blok. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a mój mąż, Tomek, siedział przy stole z opuszczoną głową. W tej chwili poczułam się jak dziecko, które właśnie dostało reprymendę za coś, czego nawet nie zrobiło.

– Mamo, my tylko pytamy… – zaczął nieśmiało Tomek.

– Pytać możecie, ale odpowiedź znacie. Sami wybraliście swoje życie, to teraz sobie radźcie! – dodała teściowa, a jej twarz była twarda jak granit.

To był dzień po naszym ślubie. Jeszcze nie zdążyliśmy rozpakować prezentów, a już wiedzieliśmy, że nie możemy liczyć na żadne wsparcie. Teściowie mieli dwa mieszkania: jedno duże na Mokotowie, drugie mniejsze na Ursynowie, które wynajmowali. My z Tomkiem wynajmowaliśmy kawalerkę na Pradze i ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Marzyliśmy o własnym kącie, ale ceny mieszkań rosły szybciej niż nasze pensje.

Przez pierwsze miesiące po ślubie żyliśmy nadzieją, że może coś się zmieni. Moja mama powtarzała: „Nie martw się, dzieciaku. Jakoś sobie poradzicie”. Ale ja widziałam jej zatroskane spojrzenie i wiedziałam, że sama ledwo wiąże koniec z końcem po śmierci taty.

Pewnego dnia Tomek wrócił z pracy blady jak ściana.

– Co się stało? – zapytałam zaniepokojona.

– Tata… wyprowadził się do innej kobiety. Mama jest w szoku. Dzwoniła do mnie cała roztrzęsiona.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Teść zawsze wydawał mi się człowiekiem statecznym, trochę szorstkim, ale uczciwym. Nigdy nie przypuszczałam, że zostawi rodzinę dla kogoś innego.

Od tego dnia wszystko zaczęło się sypać. Teściowa przestała odbierać telefony od Tomka. Kiedy w końcu udało nam się ją odwiedzić, była jak cień samej siebie. Siedziała w fotelu z kubkiem herbaty w dłoniach i patrzyła w okno.

– On mnie zostawił… Po tylu latach… – powtarzała bez końca.

Tomek próbował ją pocieszać, ale ona tylko machała ręką.

– Teraz to już nic nie ma sensu. Nawet mieszkanie zaczyna się sypać. Dach przecieka, rury stare… A ja nie mam pieniędzy na remonty.

Wiedziałam, do czego zmierza ta rozmowa. I nie myliłam się.

– Tomek… może byś mi trochę pomógł? Przecież to twój dom…

Spojrzałam na męża. Widziałam w jego oczach walkę – z jednej strony poczucie obowiązku wobec matki, z drugiej – świadomość naszych własnych problemów finansowych.

– Mamo, my sami mamy długi… Ledwo płacimy czynsz…

– Ale ja nie mam nikogo innego! Twój ojciec mnie zostawił! – krzyknęła teściowa i rozpłakała się.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Przez całą drogę Tomek nie odezwał się ani słowem. W nocy usłyszałam jego cichy płacz. Przytuliłam go mocno.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Jak tam u was?

– Skomplikowanie… Teściowa chce pieniędzy na remonty, a my sami nie mamy za co żyć.

– Dziecko… rodzina to trudna sprawa. Ale pamiętaj – nie możesz dać się wykorzystać. Musicie myśleć też o sobie.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Z jednej strony współczułam teściowej – została sama, zdradzona przez męża. Z drugiej strony pamiętałam jej słowa: „Nie liczcie na naszą pomoc!”

Minęły tygodnie. Teść przestał się odzywać zupełnie. Czasem tylko widziałam go przypadkiem na ulicy z nową partnerką – młodszą o dwadzieścia lat blondynką o sztucznie białych zębach i paznokciach jak szpony. Czułam wtedy gniew i żal – jak można tak po prostu przekreślić całe życie?

Teściowa coraz częściej dzwoniła do Tomka z prośbami o pieniądze. Raz na naprawę pralki, raz na hydraulika. Za każdym razem tłumaczyliśmy jej, że nie mamy z czego pomagać. W końcu zaczęła mówić coraz ostrzej:

– Wychowałam cię sama! Poświęciłam ci wszystko! Teraz ty powinieneś zadbać o mnie!

Tomek był rozdarty. Zaczął brać nadgodziny w pracy, wracał coraz później i coraz bardziej zmęczony. Nasze życie małżeńskie zaczęło się sypać. Kłóciliśmy się o pieniądze, o teściową, o przyszłość.

Pewnego wieczoru wybuchłam:

– Ile jeszcze będziemy tak żyć? Zawsze będziemy tylko spłacać czyjeś błędy? Kiedy zaczniemy żyć dla siebie?

Tomek spojrzał na mnie ze łzami w oczach:

– To moja matka… Nie mogę jej zostawić samej…

– A ja? Ja też jestem sama! – krzyknęłam i wybiegłam z mieszkania.

Siedziałam na ławce przed blokiem i płakałam jak dziecko. Czułam się bezradna i samotna. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Musisz myśleć też o sobie”. Ale jak to zrobić, kiedy serce rozdziera lojalność wobec rodziny?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową szczerze.

– Pani Anno… Rozumiem pani sytuację. Ale my naprawdę nie mamy pieniędzy na remonty. Może warto wynająć drugie mieszkanie drożej? Albo sprzedać jedno z nich?

Spojrzała na mnie z pogardą:

– Łatwo ci mówić! To wszystko przez twoją rodzinę! Gdybyś była lepszą żoną dla Tomka, on by więcej zarabiał!

Zatkało mnie. Chciałam wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co czułam – żal za brak wsparcia, gniew za obwinianie mnie o wszystko złe w jej życiu. Ale powstrzymałam się.

Wróciłam do domu i powiedziałam Tomkowi całą prawdę o tej rozmowie. Był wściekły.

– Dość tego! – powiedział stanowczo następnego dnia przez telefon do matki. – Nie będziemy ci dawać pieniędzy kosztem naszego życia! Musisz sama zacząć sobie radzić!

Od tamtej pory teściowa przestała się do nas odzywać. Przez kilka miesięcy żyliśmy w napięciu i poczuciu winy. Ale powoli zaczęliśmy odbudowywać nasze małżeństwo. Zaczęliśmy odkładać pieniądze na własne mieszkanie, planować przyszłość bez oglądania się na innych.

Czasem mijam teściową na ulicy – patrzy na mnie chłodno i odwraca wzrok. Wiem jednak, że pod tą maską kryje się ból i samotność.

Często zastanawiam się: czy mogliśmy postąpić inaczej? Czy rodzina to naprawdę więzy krwi czy raczej wybór serca? Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy wobec tych, którzy nas wychowali?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?