Nie kupiliśmy tego domu dla nich: Gdy rodzina zamieszkała z nami na zawsze
– Znowu nie zamknęli drzwi na klucz – pomyślałam, słysząc trzask wejściowych drzwi o szóstej rano. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko wiatr, ale zaraz potem usłyszałam znajome kroki ciotki Haliny na korytarzu. – Aniu, kawa już gotowa! – zawołała radośnie, jakby była u siebie. Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać łzy. To miał być nasz dom. Nasza przystań. Tymczasem od pół roku czułam się tu jak gość.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Mąż, Tomek, odebrał telefon od swojej matki: – Aniu, mama dzwoniła. Halina z wujkiem Zbyszkiem mają problem z mieszkaniem. Na chwilę się do nas wprowadzą, dopóki nie znajdą czegoś nowego. – Na chwilę – powtórzyłam wtedy bez przekonania. Wiedziałam, jak wygląda „chwila” w naszej rodzinie.
Pierwsze dni były nawet miłe. Wspólne obiady, rozmowy przy stole, śmiech dzieci bawiących się z kuzynostwem. Ale szybko zaczęły pojawiać się drobne zgrzyty. Ciotka Halina przestawiała rzeczy w kuchni, bo „tak jest wygodniej”. Wujek Zbyszek zostawiał brudne buty w przedpokoju. Dzieciaki rozrzucały zabawki po całym domu. – Aniu, nie przesadzaj, to tylko rodzina – powtarzał Tomek za każdym razem, gdy próbowałam zwrócić uwagę.
Z czasem „chwila” zamieniła się w tygodnie, a potem w miesiące. Przestaliśmy mieć własną łazienkę – zawsze ktoś był pierwszy. Wieczorami nie mogłam spokojnie obejrzeć filmu z Tomkiem, bo ciotka Halina koniecznie chciała oglądać seriale na głos. Nawet nasza sypialnia przestała być azylem: dzieciaki wpadały bez pukania, bo „u siebie tak robią”.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i powiedziałam Tomkowi:
– Tomek, musimy coś z tym zrobić. Ja już nie wytrzymuję.
– Przesadzasz – odpowiedział bez cienia zrozumienia. – Przecież to tylko na chwilę.
– Ale ta chwila trwa już pół roku! Nie mamy prywatności, nie mamy spokoju…
– Aniu, to moja rodzina! Nie mogę ich wyrzucić na bruk!
Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam krzyczeć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Zamiast tego wyszłam do ogrodu i długo płakałam wśród krzaków bzu.
Od tamtej pory zaczęłam unikać domu. Zostawałam dłużej w pracy, szukałam pretekstów do wyjścia z koleżankami. W pracy udawałam uśmiechniętą i pogodną Anię, ale w środku czułam się coraz bardziej pusta i samotna.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej i usłyszałam rozmowę ciotki Haliny z moją teściową:
– No widzisz, mówiłam ci, że Ania sobie poradzi. Dobrze im się powodzi, dom duży…
– Ale żeby tak narzekać? Przecież to tylko rodzina…
– Młodzi teraz tacy egoistyczni…
Zamarłam za drzwiami kuchni. Poczułam się zdradzona i upokorzona. To ja sprzątałam po wszystkich, gotowałam obiady dla dziesięciu osób, znosiłam ciągłe uwagi i krytykę. A oni mówili o mnie jak o obcej.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Tomkiem jeszcze raz:
– Tomek, ja naprawdę nie daję już rady…
– Aniu, proszę cię… Oni nie mają dokąd pójść!
– Ale my też mamy prawo do własnego życia! Do prywatności! Do spokoju!
– Przesadzasz…
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałam walczyć. Zaczęłam żyć obok własnego życia.
Dni mijały jeden za drugim. Dom stał się dla mnie więzieniem. Każdy dzień zaczynał się od trzasku drzwi i głosu ciotki Haliny: – Kawa już gotowa! Każdy wieczór kończył się kłótnią dzieci o łazienkę i serialem puszczonym na cały regulator.
Z Tomkiem rozmawialiśmy coraz mniej. On zamykał się w swoim świecie, ja w swoim bólu. Czułam, że oddalamy się od siebie z każdym dniem.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
– Aniu, co się dzieje? Jesteś jakaś inna…
– Nic mamo… wszystko dobrze.
– Nie kłam mi. Znam cię lepiej niż myślisz.
Wybuchłam płaczem. Opowiedziałam jej wszystko – o ciotce Halinie, o braku prywatności, o Tomku, który nie chce mnie słuchać.
– Kochanie… musisz zawalczyć o siebie. Nikt za ciebie tego nie zrobi.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy naprawdę mam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy nie jestem egoistką?
Następnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W salonie siedziała cała rodzina – ciotka Halina szydełkowała, wujek Zbyszek czytał gazetę, dzieci grały na konsoli.
– Aniu, kawa już gotowa! – zawołała ciotka.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam głośno:
– Musimy porozmawiać.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
– Słuchajcie… Ja już dłużej tak nie mogę żyć. To jest nasz dom i chcemy mieć trochę prywatności. Proszę was… musicie znaleźć inne miejsce.
Zapadła cisza. Ciotka Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem:
– Ale Aniu… przecież jesteśmy rodziną!
– Wiem… Ale ja też jestem człowiekiem i mam swoje granice.
Wujek Zbyszek chrząknął nerwowo:
– No dobrze… Porozmawiamy z twoją teściową.
Tomek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami:
– Aniu…
– Tomek, ja już naprawdę nie mogę inaczej.
Po tej rozmowie atmosfera w domu zrobiła się ciężka jak nigdy dotąd. Ciotka Halina obraziła się na dobre i przez kilka dni nie odzywała się do mnie słowem. Dzieci chodziły przygaszone. Tomek milczał.
Ale po tygodniu ciotka Halina oznajmiła:
– Znaleźliśmy mieszkanie. Wyprowadzamy się za dwa tygodnie.
Poczułam ulgę i strach jednocześnie. Czy Tomek mi to wybaczy? Czy nasze małżeństwo przetrwa?
Kiedy dom opustoszał, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Tomek przyszedł do mnie po chwili:
– Aniu… przepraszam. Nie widziałem tego wszystkiego twoimi oczami.
– Ja też przepraszam… Może powinniśmy więcej ze sobą rozmawiać?
Przytulił mnie mocno pierwszy raz od wielu miesięcy.
Dziś dom znów jest spokojny, ale blizny zostały. Często zastanawiam się: czy naprawdę warto poświęcać siebie dla innych? Gdzie kończy się lojalność wobec rodziny, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?
A wy? Czy mieliście kiedyś odwagę postawić granicę najbliższym? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy?