Moja żona i teściowa ucztowały, a ja jadłem resztki. Czy naprawdę jestem tylko złotą rączką?
— Znowu wracasz tak późno? — głos mojej żony, Magdy, rozbrzmiał w kuchni, zanim jeszcze zdjąłem buty. W progu poczułem zapach pieczonej kaczki, cynamonu i świeżego chleba. Przez chwilę miałem nadzieję, że to dla mnie, ale szybko zauważyłem, jak Magda i jej matka, pani Halina, siedzą przy stole, śmiejąc się i popijając czerwone wino. Na stole leżały półmiski pełne jedzenia, a ja… ja miałem w ręku plastikowy pojemnik z resztkami wczorajszego bigosu.
— Cześć — rzuciłem cicho, próbując nie okazać rozczarowania. — Długo dziś pracowałem u pana Zbyszka, znowu cieknący kran i jeszcze ta nieszczęsna pralka.
Magda nawet nie spojrzała w moją stronę. — W lodówce masz coś do odgrzania — powiedziała chłodno. Pani Halina spojrzała na mnie z wyższością, jakby chciała powiedzieć: „Sam sobie jesteś winien”.
Usiadłem w kącie kuchni, podgrzewając resztki. Słuchałem ich rozmowy o nowym serialu i planach na weekendowy wyjazd do spa. Nikt mnie nie zapytał, jak minął dzień. Nikt nie zaproponował kawałka kaczki.
Kiedyś było inaczej. Pamiętam, jak Magda czekała na mnie z obiadem, opowiadała o pracy w szkole i śmiała się z moich żartów. Teraz wszystko się zmieniło. Odkąd straciłem pracę w fabryce i zacząłem dorabiać jako „złota rączka” u Michała, mój świat skurczył się do narzędzi, samochodu i wiecznie pustego portfela.
— Może byś się w końcu za coś porządnego zabrał? — usłyszałem kiedyś od pani Haliny. — Michał to twój kolega, ale ile można łatać ludziom rury? Magda zasługuje na więcej.
Zacisnąłem zęby. Przecież próbuję! Każdego dnia jeżdżę po całym mieście: naprawiam gniazdka, montuję półki, wymieniam zamki. Czasem wracam tak zmęczony, że nie mam siły nawet się wykąpać. Ale dla nich to za mało.
Pewnego wieczoru wróciłem wcześniej niż zwykle. Wszedłem do mieszkania i usłyszałem rozmowę Magdy z matką:
— On nigdy nie będzie zarabiał tyle, co tata — mówiła Magda szeptem. — Zawsze będziemy musiały zaciskać pasa.
— Wiesz, że możesz lepiej trafić — odpowiedziała pani Halina. — Jesteś młoda, ładna… Nie musisz się męczyć z kimś takim.
Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w żołądek. Przez chwilę stałem w przedpokoju, nie mogąc złapać tchu. Potem wszedłem do kuchni jak gdyby nigdy nic.
— Cześć — powiedziałem drżącym głosem.
Obie zamilkły. Magda spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to moja obecność była problemem.
— Zostawiłam ci trochę zupy — rzuciła.
Zupa była zimna i kwaśna. Jadłem ją powoli, czując łzy pod powiekami. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś powiedział mi coś miłego.
Następnego dnia zadzwonił Michał:
— Stary, mam dla ciebie większą robotę! Remont całego mieszkania na Pradze. Dwa tygodnie pracy, kasa dobra.
Poczułem nadzieję. Może jak przyniosę więcej pieniędzy, wszystko się zmieni?
Przez dwa tygodnie pracowałem od świtu do nocy. Ręce miałem poranione od gipsu i gwoździ, plecy bolały tak bardzo, że ledwo mogłem się wyprostować. Ale kiedy dostałem wypłatę i wróciłem do domu z kopertą pełną pieniędzy, Magda tylko wzruszyła ramionami.
— I co z tego? — zapytała. — Myślisz, że to coś zmieni?
Pani Halina spojrzała na mnie z politowaniem.
— Pieniądze to nie wszystko — powiedziała lodowatym tonem.
Wtedy pękłem.
— A co jest wszystko? — krzyknąłem. — Pracuję jak wół! Staram się! Czy wy tego nie widzicie?
Magda odwróciła wzrok. Pani Halina wyszła z kuchni bez słowa.
Tej nocy spałem na kanapie. Słyszałem przez drzwi szeptane rozmowy i ciche łkanie Magdy. Chciałem wejść i ją przytulić, ale nie miałem odwagi.
Od tamtej pory coraz częściej jadam sam. Czasem nawet nie chce mi się podgrzewać resztek – jem je zimne prosto z lodówki. Magda i jej matka żyją swoim życiem: wyjazdy do spa, kolacje z koleżankami, zakupy w galerii handlowej. Ja jestem tylko tłem – kimś od naprawiania kranów i wynoszenia śmieci.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jestem tylko złotą rączką? Czy to wszystko na co zasługuję? A może powinienem w końcu zawalczyć o siebie – albo odejść?
Czy ktoś z was też czuje się czasem niewidzialny we własnym domu?