Miłość po polsku: Kiedy równość wkracza do kuchni
– Kuba, czy ty naprawdę zamierzasz zostawić te naczynia w zlewie? – zapytałam, nie kryjąc irytacji. Stałam w kuchni, patrząc na mojego dorosłego syna, który właśnie wrócił z pracy. Był zmęczony, to widziałam, ale przecież każdy z nas miał swoje obowiązki.
– Mamo, dziś jest kolej Zosi – odpowiedział spokojnie, zdejmując kurtkę. – Ustaliliśmy z Zosią grafik. Każdego dnia ktoś inny sprząta po kolacji.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Grafik? W moim domu? Przez całe życie to ja dbałam o porządek, gotowałam, prałam i sprzątałam. Mój mąż, Andrzej, pomagał od święta. Tak było zawsze. A teraz mój syn mówi mi o grafiku.
Zosia weszła do kuchni z uśmiechem na twarzy. – Dzień dobry, pani Magdo! – rzuciła wesoło i od razu podeszła do zlewu. – Kuba mówił, że dziś moja kolej. Proszę się nie martwić.
Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Była inna niż dziewczyny, które znałam. Pewna siebie, stanowcza, a jednocześnie serdeczna. Miała swoje zdanie i nie bała się go wyrażać.
– Zosiu, a nie lepiej byłoby, gdyby Kuba ci pomógł? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
– Pomaga wtedy, kiedy jest jego kolej – odpowiedziała spokojnie. – Ustaliliśmy to razem. Chcemy być wobec siebie fair.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia dawnych lat: wieczory spędzone na prasowaniu koszul Andrzeja, gotowanie dla całej rodziny po pracy, sprzątanie po dzieciach. Czy naprawdę wszystko musiałam robić sama? Czy tak powinno być?
Wieczorem usiadłam z Andrzejem przy stole. On czytał gazetę, ja mieszałam herbatę.
– Widziałeś? Zosia i Kuba mają grafik na sprzątanie – powiedziałam cicho.
Andrzej wzruszył ramionami. – Młodzi mają teraz swoje pomysły. Może to i dobrze? Przynajmniej Kuba nauczy się czegoś więcej niż tylko pracy.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Przez lata nie wymagałam od niego pomocy w domu. Sama nauczyłam się radzić sobie ze wszystkim. Teraz widziałam, że może to był błąd.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.
– Magda, słyszałam, że Zosia rządzi w waszym domu! – zaśmiała się przez telefon.
– Nie rządzi – odpowiedziałam urażona. – Po prostu mają swoje zasady.
– U mnie to by nie przeszło – westchnęła Basia. – Marek nawet nie wie, gdzie są ściereczki.
Zastanowiłam się nad tym długo po rozmowie. Czy naprawdę chciałabym wrócić do dawnych czasów? Do wiecznego zmęczenia i poczucia niedocenienia?
Kilka dni później zaprosiłam Zosię na kawę. Chciałam ją lepiej poznać.
– Zosiu, powiedz mi szczerze… Nie boisz się, że Kuba poczuje się mniej męski przez ten podział obowiązków?
Zosia spojrzała na mnie poważnie.
– Pani Magdo, dla mnie prawdziwa męskość to odpowiedzialność i szacunek do partnerki. Kuba jest dla mnie wsparciem i przyjacielem. Nie chcę być jego służącą ani matką. Chcę być żoną.
Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Przypomniałam sobie własne początki z Andrzejem – jak bardzo chciałam być dla niego idealną żoną i matką dla dzieci. Jak często rezygnowałam z własnych marzeń i odpoczynku.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w pokoju Kuby i Zosi.
– Kuba, ja też pracuję! Nie mogę wszystkiego robić sama! – krzyczała Zosia.
– Ale ja miałem ciężki dzień! – odparł Kuba podniesionym głosem.
Zamarłam przy drzwiach. Przez chwilę chciałam wejść i ich pogodzić, ale powstrzymałam się. To była ich sprawa.
Po chwili usłyszałam cichy płacz Zosi i stłumione słowa Kuby:
– Przepraszam… Masz rację. Pomogę ci.
Wtedy zrozumiałam, że ich miłość jest inna niż nasza z Andrzejem. Bardziej partnerska, oparta na rozmowie i kompromisie.
Kilka tygodni później przyszła do mnie Basia z nowiną:
– Marek sam z siebie umył podłogę! Wyobrażasz sobie?
Zaśmiałam się szczerze pierwszy raz od dawna.
– Może coś się zmienia na lepsze? – powiedziałam z nadzieją.
Zaczęłam rozmawiać z Andrzejem o naszych dawnych błędach. O tym, jak często czułam się samotna w codziennych obowiązkach.
– Magda… Przepraszam cię za te wszystkie lata – powiedział cicho pewnego wieczoru. – Chciałbym być lepszym mężem.
Objął mnie mocno i poczułam łzy pod powiekami. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Kuba i Zosia wyjechali na weekend do Krakowa. Zostaliśmy sami z Andrzejem w pustym mieszkaniu. Nagle poczułam spokój i ulgę. Usiadłam przy stole z książką, a Andrzej sam zaproponował kolację.
– Magda, odpocznij dziś – powiedział z uśmiechem.
Patrzyłam na niego zdumiona i wzruszona jednocześnie.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Zosia:
– Pani Magdo, dziękuję za wszystko… Za to, że pani nas wspiera.
– To ja dziękuję, Zosiu… Za to, że pokazujesz mi inny świat.
Odłożyłam słuchawkę i długo patrzyłam w okno na rozświetlone miasto. Może warto czasem otworzyć się na zmiany? Może szczęście to nie tylko spełnianie cudzych oczekiwań?
Dziś wiem jedno: równość w kuchni to dopiero początek większych zmian w naszych sercach i rodzinach.
Czy naprawdę tak trudno jest poprosić o pomoc? A może wystarczy tylko zacząć rozmawiać…