Kiedy Po Dwu Miesiącach Nieobecności Wróciłem Do Domu, Obcy Otworzył Drzwi — A To, Co Powiedziała, Wkurzyło Mnie Na Maksimum
— Przepraszam, ale kim pani jest? — zapytałem, stojąc w progu własnego mieszkania, z walizką w ręku i sercem bijącym jak szalone. Kobieta, która otworzyła mi drzwi, miała może czterdzieści lat, ciemne włosy spięte w niedbały kok i spojrzenie, które mówiło mi jedno: nie spodziewała się mnie tu zobaczyć.
— A pan? — odpowiedziała chłodno, jakby to ona była tu u siebie. — Ja tu mieszkam. Proszę nie przeszkadzać.
Zamarłem. Przez chwilę myślałem, że pomyliłem piętra albo klatki. Ale nie — numer na drzwiach się zgadzał. To był mój dom. Mój azyl pośród szarej warszawskiej codzienności. Dwa miesiące temu wyjechałem służbowo do Gdańska, zostawiając wszystko pod opieką mojej narzeczonej, Magdy. Miała tu być, dbać o kwiaty i kota. A teraz…
— Proszę pani, to jest moje mieszkanie — powiedziałem już ostrzej. — Gdzie jest Magda?
Kobieta spojrzała na mnie z politowaniem.
— Magda? Wyprowadziła się ponad miesiąc temu. Ja wynajmuję to mieszkanie od właścicielki.
Właścicielki? To ja byłem właścicielem! Poczułem, jak krew napływa mi do twarzy.
— To jakiś żart? — wycedziłem przez zęby. — Proszę się stąd wynosić natychmiast!
— Proszę pana, jeśli pan nie wyjdzie, zadzwonię na policję — odparła spokojnie, jakby rozmawiała z pijanym sąsiadem spod trójki.
Zrobiło mi się słabo. Oparłem się o ścianę na klatce schodowej. Przez głowę przelatywały mi setki myśli: czy to możliwe, że Magda… sprzedała moje mieszkanie? Czy ktoś mnie okradł? Czy to jakiś chory żart?
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Magdy. Po trzech sygnałach odebrała.
— Cześć, Michał…
— Co tu się dzieje?! — wrzasnąłem niemal do słuchawki. — Ktoś obcy jest w moim mieszkaniu! Gdzie jesteś?
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu usłyszałem jej cichy głos:
— Michał… Musimy porozmawiać. Spotkajmy się w kawiarni na rogu.
Nie miałem wyboru. Zszedłem na dół, zostawiając walizkę pod drzwiami sąsiadów. Szedłem przez zatłoczoną ulicę jak we śnie. W głowie miałem tylko jedno wspomnienie: kiedy byłem małym chłopcem, mama nauczyła mnie czegoś ważnego. Powiedziała: „Jeśli kiedykolwiek będziesz w tarapatach i nie będziesz mógł mówić, użyj słowa-klucza”. To było proste hasło — „ciasto”. Miało być naszym sekretem na wypadek niebezpieczeństwa.
W kawiarni Magda już czekała. Wyglądała inaczej niż zwykle: zmęczona, przygarbiona, jakby nagle postarzała się o kilka lat.
— Michał… Przepraszam — zaczęła od razu. — Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć.
— Co zrobiłaś z moim mieszkaniem? — przerwałem jej ostro.
— To nie tak… Ja…
Wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok.
— Twój ojciec… On przyszedł do mnie zaraz po twoim wyjeździe. Powiedział, że masz długi i musisz sprzedać mieszkanie. Pokazał jakieś dokumenty… Byłam pewna, że to prawda! Pomogłam mu znaleźć kupca…
Poczułem, jak świat wali mi się na głowę.
— Mój ojciec?! Przecież nie rozmawiałem z nim od lat! — krzyknąłem tak głośno, że kilka osób spojrzało w naszą stronę.
Magda zaczęła płakać.
— On powiedział, że jeśli nie sprzedam mieszkania szybko, to cię wsadzą do więzienia za długi… Ja tylko chciałam ci pomóc!
Wstałem gwałtownie od stolika. W głowie miałem mętlik: zdrada Magdy, intryga ojca, utrata wszystkiego, co miałem. Przez chwilę chciałem po prostu wyjść i nigdy więcej nie wracać.
Ale wtedy przypomniałem sobie słowo-klucz mamy. „Ciasto”. To był znak: muszę walczyć o siebie.
Zadzwoniłem do prawnika mojego przyjaciela z liceum, Tomka.
— Michał? Co się stało?
— Tomek… Potrzebuję pomocy. Ktoś sprzedał moje mieszkanie bez mojej zgody.
Tomek umówił mnie na spotkanie jeszcze tego samego dnia. Przeglądając dokumenty przesłane przez Magdę (na szczęście miała kopie maili od „mojego ojca”), szybko okazało się, że podpisy zostały sfałszowane. Mój ojciec wykorzystał stare upoważnienie notarialne sprzed lat i zmanipulował Magdę oraz pośrednika nieruchomości.
Przez kolejne tygodnie walczyłem o odzyskanie mieszkania. Każdy dzień był jak koszmar: telefony do urzędów, przesłuchania na policji, rozmowy z prawnikami i spotkania z Magdą, która próbowała naprawić swój błąd.
Najgorsze jednak były rozmowy z matką. Kiedy dowiedziała się o wszystkim, płakała przez telefon:
— Michałku… Jak on mógł ci to zrobić? Przecież to twój ojciec…
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Zawsze myślałem, że rodzina jest najważniejsza. Ale co zrobić, gdy to właśnie rodzina wbija ci nóż w plecy?
Po dwóch miesiącach walki udało mi się odzyskać mieszkanie dzięki interwencji sądu i pomocy Tomka. Kobieta, która tam mieszkała, była równie oszukana jak ja — musiała się wyprowadzić i szukać nowego lokum.
Magda próbowała wrócić do mojego życia, ale nie potrafiłem jej już zaufać. Z ojcem zerwałem kontakt na zawsze.
Dziś siedzę w swoim pustym mieszkaniu i patrzę na gołe ściany. Zastanawiam się: czy można jeszcze zaufać komukolwiek? Czy rodzina zawsze będzie rodziną — nawet jeśli cię zdradzi? Może czasem trzeba nauczyć się być samemu ze sobą i własnym bólem…