Kiedy Mama Zamieszkała z Nami: Nowy Rozdział Życia
– Mamo, proszę cię, zamieszkaj z nami! – powiedziałam po raz kolejny, czując jak głos mi drży. – Po co masz być sama? U nas będzie ci lepiej, weselej, a Zosia będzie mogła spędzać więcej czasu z babcią. Przecież wiesz, że w tym twoim malutkim mieszkanku na Pradze jest ci ciężko…
Mama spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. – Dziecko, ja już swoje przeżyłam. Nie chcę wam przeszkadzać. Macie swoje życie.
Ale ja nie odpuszczałam. Od kiedy tata zmarł pięć lat temu, mama coraz bardziej zamykała się w sobie. Zosia dorastała, a ja czułam, że tracimy coś ważnego – więź między pokoleniami. Mój mąż, Tomek, był sceptyczny, ale nie protestował. – Jeśli to cię uszczęśliwi, spróbujmy – powiedział.
W końcu mama się zgodziła. Pamiętam ten dzień – padał deszcz, a ona stała w drzwiach naszego domu z dwiema walizkami i torbą pełną leków. Zosia wybiegła jej na spotkanie. – Babciu! Będziemy razem oglądać bajki i piec ciasta!
Przez pierwsze dni wszystko wydawało się idealne. Mama gotowała rosół jak za dawnych lat, opowiadała Zosi bajki o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem. Wieczorami siedziałyśmy razem przy herbacie i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
Ale sielanka nie trwała długo. Mama zaczęła narzekać na hałas – Tomek lubił wieczorami oglądać mecze, a Zosia grała na pianinie. – U was zawsze taki harmider? – pytała z wyrzutem.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam mamę płaczącą w kuchni. – Co się stało? – zapytałam przerażona.
– Ja tu nie pasuję – wyszeptała. – Wszystko robię źle. Tomek krzywo patrzy, Zosia mnie nie słucha…
Próbowałam ją pocieszyć, ale czułam narastające napięcie. Tomek coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy, a Zosia zaczęła zamykać się w swoim pokoju.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w salonie.
– Babciu, nie chcę już słuchać tych starych historii! – krzyknęła Zosia.
– Ty nic nie rozumiesz! – odpowiedziała mama drżącym głosem.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam dwie ukochane osoby po dwóch stronach barykady. Poczułam się bezradna.
Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Mama zaczęła chorować – coraz częściej bolały ją stawy, miała problemy ze snem. Ja byłam rozdarta między opieką nad nią a obowiązkami domowymi i pracą. Tomek coraz częściej sugerował, że może powinniśmy poszukać dla niej domu opieki.
– Nie oddam mamy do żadnego domu! – wybuchłam pewnego wieczoru.
– Ale tak dalej nie da się żyć! – odpowiedział Tomek zmęczonym głosem.
Czułam się winna wobec wszystkich: wobec mamy, która czuła się intruzem; wobec Tomka, który tracił cierpliwość; wobec Zosi, która tęskniła za dawną atmosferą domu.
Pewnego dnia mama poprosiła mnie o rozmowę.
– Wiem, że chciałaś dobrze – powiedziała cicho. – Ale ja tu nie jestem szczęśliwa. Chcę wrócić do siebie.
Zamarłam. Przecież tyle walczyłam o to, żeby była z nami…
– Mamo…
– Dziecko, czasem trzeba pozwolić odejść. Ja już swoje przeżyłam. Potrzebuję spokoju.
Nie mogłam powstrzymać łez. Przez kolejne dni pomagałam jej pakować rzeczy. Zosia milczała, Tomek był wyraźnie odciążony.
Odwiozłam mamę do jej starego mieszkania. Pożegnałyśmy się długo i bez słów.
Dziś siedzę przy kuchennym stole i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy można pogodzić miłość do rodziców z własnym szczęściem? Czy każda rodzina musi przejść przez taki dramat?
Czasem myślę: może to my powinniśmy byli bardziej się postarać? A może są rzeczy, których nie da się naprawić żadną dobrą wolą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?