Gdy życie wali się na głowę: Historia Magdy, samotnej matki z Łodzi
– Magda, nie możesz tak po prostu odejść! – głos mamy przeszył ciszę kuchni, a jej dłonie zaciskały się na filiżance herbaty, jakby to ona była winna całego zamieszania.
Patrzyłam na nią, czując w gardle gulę, której nie mogłam przełknąć. W powietrzu wisiała nie tylko para z gotującej się wody, ale i ciężar niewypowiedzianych słów. – Mamo, ja już nie mogę… On mnie zdradził. Nie wrócę do Pawła. Nie po tym wszystkim.
Mama spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. – A co z Kubą? Myślisz tylko o sobie! Dziecko potrzebuje ojca!
Zacisnęłam pięści pod stołem. Kuba spał w pokoju obok, nieświadomy tego, jak jego świat właśnie się rozpada. Miał wtedy pięć lat i był całym moim światem. Paweł… Paweł przestał być moim światem już dawno temu, choć długo udawałam przed sobą, że jest inaczej.
Wyszłam z kuchni, zanim łzy zdążyły spłynąć mi po policzkach. W łazience oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. „Jak to się stało, że tu jestem?” – pytałam siebie w myślach. Przecież miałam być kimś. Studiowałam filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim, miałam marzenia o pisaniu książek, o podróżach…
A potem pojawił się Paweł. Przystojny, pewny siebie, starszy ode mnie o sześć lat. Zakochałam się bez pamięci. Szybko zaszłam w ciążę – za szybko dla wszystkich wokół. Ślub był skromny, w urzędzie, a potem szybka przeprowadzka do jego dwupokojowego mieszkania na Retkini.
Na początku było dobrze. Paweł pracował jako kierowca autobusu miejskiego, ja zajmowałam się Kubą i próbowałam kończyć studia zdalnie. Ale im dłużej byłam w domu, tym bardziej czułam się niewidzialna. Paweł coraz częściej wracał późno, coraz częściej pachniał damskimi perfumami.
Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości od jakiejś „Agnieszki”. „Tęsknię za tobą”, „Było cudownie”… Nie musiałam pytać o szczegóły. Kiedy mu to pokazałam, wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. To tylko koleżanka z pracy.
Nie uwierzyłam mu. Zaczęły się kłótnie, ciche dni, a potem przestał wracać na noc. W końcu powiedział mi prosto w oczy:
– Magda, ja już nie chcę tego ciągnąć. Zakochałem się w kimś innym.
Zostałam sama z Kubą i poczuciem porażki. Wróciłam do mamy na Bałuty – do mieszkania, które pamiętało jeszcze czasy PRL-u i zapach starej wykładziny. Mama była rozczarowana mną bardziej niż kiedykolwiek.
– Gdybyś była lepszą żoną…
Te słowa bolały bardziej niż zdrada Pawła.
Przez pierwsze miesiące żyłam jak w letargu. Chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne – bez skutku. Kto zatrudni samotną matkę bez doświadczenia? Zasiłek z MOPS-u ledwo starczał na czynsz i jedzenie. Czasem musiałam wybierać: mleko dla Kuby czy bilet miesięczny?
Kuba pytał o tatę coraz rzadziej. Z czasem przestał pytać wcale.
Pewnego wieczoru usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła bloków naprzeciwko. Każde okno to czyjeś życie – czyjeś szczęście albo dramaty ukryte za firankami. Zastanawiałam się, czy ktoś patrzy na mnie i widzi kobietę przegraną czy walczącą?
Wtedy zadzwoniła Ola – moja przyjaciółka jeszcze z liceum.
– Magda, słyszałam… Jeśli chcesz pogadać albo potrzebujesz pracy – szukają kogoś do biblioteki na Piotrkowskiej. To tylko pół etatu, ale zawsze coś.
Nie spałam całą noc, rozważając tę propozycję. Rano zostawiłam Kubę pod opieką mamy i pojechałam na rozmowę.
Biblioteka pachniała kurzem i starym papierem – kochałam ten zapach od dziecka. Kierowniczka, pani Teresa, spojrzała na mnie znad okularów:
– Ma pani doświadczenie?
– Studiowałam polonistykę…
– To wystarczy.
Zaczęłam pracę od następnego tygodnia. Nie było łatwo pogodzić wszystko: Kuba chorował często, mama narzekała na hałas i bałagan, a pensja ledwo starczała na życie. Ale miałam coś swojego – kawałek świata tylko dla mnie.
Z czasem zaczęły pojawiać się pierwsze promyki nadziei. Kuba zaprzyjaźnił się z sąsiadką z klatki – panią Haliną, która miała wnuczka w jego wieku. Ja wieczorami pisałam opowiadania do szuflady i marzyłam o tym, że kiedyś ktoś je przeczyta.
Ale życie nie dawało mi taryfy ulgowej.
Pewnego dnia mama zasłabła w kuchni. Pogotowie przyjechało szybko, ale diagnoza była poważna: udar.
Szpital, strach, bezsenne noce przy telefonie… Musiałam pogodzić pracę z opieką nad Kubą i mamą po powrocie ze szpitala. Bywały dni, kiedy chciało mi się wyć z bezsilności.
Paweł pojawił się raz – przyniósł Kubie zabawkę i kopertę z pieniędzmi.
– Przepraszam… Nie umiem być ojcem – powiedział cicho i wyszedł zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Zaczęłam nienawidzić go mniej – może dlatego, że już nie miał nade mną władzy.
Najtrudniejsze były święta. Siedzieliśmy przy stole: ja, mama z niedowładem ręki i Kuba z oczami utkwionymi w pustym talerzu po barszczu.
– Mamo… a kiedy będziemy szczęśliwi? – zapytał nagle Kuba.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Ale przysięgłam sobie wtedy jedno: nie poddam się.
Minęły lata. Mama powoli dochodziła do siebie, Kuba dorastał – był coraz bardziej zamknięty w sobie, ale miał pasję: rysował komiksy całymi godzinami. Ja dostałam pełen etat w bibliotece i zaczęłam publikować swoje teksty w lokalnej gazecie.
Czasem spotykam Pawła na ulicy – wygląda starzej niż powinien. Agnieszka go zostawiła; podobno pije coraz więcej.
Nie czuję już żalu ani gniewu. Może tylko smutek za tym wszystkim, co mogło być inaczej.
Dziś siedzę przy oknie z kubkiem herbaty i patrzę na światła miasta. Kuba śpi w swoim pokoju; mama ogląda seriale w telewizji.
Czasem pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy bycie silną oznacza zawsze bycie samotną?
A Wy? Jak radzicie sobie z życiem, kiedy wali się ono na głowę?