Dziwacznie to wyszło – Historia o rodzinnych tajemnicach i niespodziewanych zwrotach
– W sensie jesteś jego żoną? – powtórzyłam głucho, patrząc na kobietę stojącą w progu naszego mieszkania. Miała na sobie wyciągnięty sweter, a jej brzuch był tak duży, że nie sposób było nie zauważyć, iż lada chwila urodzi dziecko. Jej twarz była zmęczona, ale w oczach tliła się jakaś dziwna determinacja.
– W najbardziej dosłownym – odpowiedziała spokojnie, choć widziałam, jak zaciska palce na pasku torebki. – Przynajmniej prawnie, mogę nawet pieczątkę w dowodzie pokazać. Ślubu nie wzięłam ze sobą, wybacz – dodała z lekkim sarkazmem.
Stałam jak wryta. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. To nie mogło się dziać naprawdę. Przecież mój tata, Tomasz Nowak, był dla mnie wzorem – człowiekiem prostym, uczciwym, może trochę zamkniętym w sobie, ale nigdy nie przypuszczałabym, że mógłby mieć przede mną takie tajemnice.
– Przepraszam… – zaczęłam niepewnie. – Ale… jak to możliwe? Przecież…
– Wiem, że to szok – przerwała mi kobieta. – Ale musiałam tu przyjść. Tomasz wyjechał na tydzień na zmianówkę i nie odbiera telefonu. Zasięg tam słaby…
Przypomniałam sobie poranne pożegnanie. Tata całował mnie w czoło i mówił: „Córeczko, wyjeżdżam na tydzień na zmianówkę, tam zasięg słaby, więc nie zgub mnie”. Uśmiechnęłam się wtedy lekko, nieświadoma tego, jak bardzo te słowa nabiorą nowego znaczenia.
– Możesz wejść? – zapytała kobieta cicho. – Naprawdę nie mam gdzie pójść.
Odsunęłam się od drzwi. Czułam się jak automat. Kobieta weszła do środka i usiadła ciężko na kanapie. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko jej ciężkie oddychanie.
– Jak masz na imię? – zapytałam w końcu.
– Marta. Marta Nowak – odpowiedziała i spojrzała mi prosto w oczy. – Tak samo jak ty.
Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu. Jak on mógł? Jak mógł mieć drugą rodzinę? Czy ja byłam tylko dodatkiem do jego prawdziwego życia?
– Od jak dawna…? – zaczęłam, ale głos mi zadrżał.
– Od dwóch lat jesteśmy małżeństwem – powiedziała Marta spokojnie. – Poznaliśmy się w pracy. Był sam, mówił, że ma córkę, ale nie wspominał o żadnej żonie. Myślałam… myślałam, że wszystko jest w porządku.
Zacisnęłam pięści. Mama odeszła od nas dawno temu. Tata wychowywał mnie sam, poświęcał się dla mnie całe życie. A teraz okazuje się, że przez dwa lata prowadził podwójne życie?
– Dlaczego przyszłaś właśnie teraz? – zapytałam ostro.
Marta spuściła wzrok.
– Bo jestem w ósmym miesiącu ciąży i boję się rodzić sama – wyszeptała. – Tomasz obiecał, że wróci przed porodem… Ale teraz nie odbiera telefonu. Nie wiem już, co mam robić.
Poczułam litość pomieszaną z gniewem. Przez chwilę chciałam ją wyrzucić za drzwi, ale widok jej drżących rąk powstrzymał mnie przed tym krokiem.
– Chcesz herbaty? – zapytałam chłodno.
– Tak… dziękuję – odpowiedziała cicho.
W kuchni ręce mi się trzęsły tak bardzo, że prawie rozbiłam kubek. Myśli kłębiły mi się w głowie: Czy tata naprawdę nas zdradził? Czy Marta jest ofiarą tak samo jak ja? Czy to możliwe, żeby przez dwa lata żyć w kłamstwie?
Wróciłam do pokoju z herbatą i usiadłam naprzeciwko niej.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytałam szorstko.
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Nie wiem… Chciałam tylko mieć pewność, że Tomasz wróci… Że nie zostawi mnie samej z dzieckiem…
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Poczułam dziwną więź z tą kobietą – obie byłyśmy zagubione i zranione przez tego samego człowieka.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Marta spała na kanapie w salonie, a ja leżałam w swoim pokoju i słuchałam ciszy. W głowie miałam tysiące pytań: Dlaczego tata to zrobił? Czy naprawdę znałam go przez te wszystkie lata? Czy potrafię mu wybaczyć?
Następnego dnia zadzwonił telefon. To był tata.
– Cześć córeczko! Wszystko w porządku? – zapytał beztrosko.
Zacisnęłam zęby.
– Tata… musimy porozmawiać. Natychmiast.
Usłyszałam jego westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
– Co się stało?
– Była tu Marta – powiedziałam cicho. – Powiedziała mi wszystko.
Po drugiej stronie zapadła cisza tak głęboka, że aż mnie zmroziło.
– Zaraz wracam do domu – powiedział tylko i rozłączył się.
Czekałyśmy razem z Martą w napięciu. Kiedy tata wszedł do mieszkania, wyglądał na starszego niż zwykle. Spojrzał na nas obie i usiadł ciężko przy stole.
– Przepraszam was… Obie… – powiedział cicho. – Nie chciałem nikogo skrzywdzić.
Marta zaczęła płakać. Ja siedziałam nieruchomo, próbując zrozumieć jego motywy.
– Dlaczego? – zapytałam tylko.
Tata spuścił głowę.
– Bałem się samotności… Po odejściu twojej mamy myślałem, że już nigdy nikogo nie pokocham… A potem pojawiła się Marta… Nie chciałem cię ranić…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony czułam gniew i rozczarowanie, z drugiej żal i współczucie dla ojca.
Minęły dni pełne napięcia i milczenia. Marta została u nas do porodu. Pomagałam jej jak mogłam, choć serce miałam rozdarte na pół. Kiedy urodziła synka – mojego przyrodniego brata – patrzyłam na nich oboje i zastanawiałam się, czy potrafię zaakceptować tę nową rodzinę.
Czasem życie pisze scenariusze dziwniejsze niż najdziwniejsze seriale. Czy można wybaczyć zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może najważniejsze jest to, by umieć być razem mimo wszystko?