Dlaczego potrzebujesz jeszcze jednego mieszkania, skoro masz już cztery?

— Dlaczego potrzebujesz jeszcze jednego mieszkania, skoro masz już cztery? — krzyknęłam, czując jak głos mi się łamie. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, a mama siedziała przy stole, skulona, z dłońmi zaciśniętymi na kubku herbaty. Tamara patrzyła na mnie z chłodnym spokojem, jakby to, co właśnie powiedziałam, nie miało żadnego znaczenia.

— Bo to mieszkanie należy się mnie — odpowiedziała cicho, ale stanowczo. — Tata zapisał je na nas obie, ale ty przecież nie masz nawet pracy. Ja mogę je sprzedać i podzielić się pieniędzmi z mamą.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. To był nasz dom — mój i mamy. Tamara od lat mieszkała w Gdańsku, miała własną firmę, męża, dzieci i cztery mieszkania na wynajem. Ja zostałam w Warszawie, żeby opiekować się mamą po udarze. Pracowałam dorywczo, bo musiałam być w domu. Tamara przyjeżdżała raz na kilka miesięcy, zawsze z prezentami dla mamy, jakby próbowała kupić jej miłość.

— To nie jest sprawiedliwe — wyszeptałam. — Przecież wiesz, że nie mamy gdzie pójść. Mama nie przeżyje przeprowadzki.

Tamara wzruszyła ramionami. — Możecie wynająć coś mniejszego. Albo zamieszkać u mnie w Gdańsku. Przecież to tylko mieszkanie.

Mama zaczęła płakać. Wstałam i objęłam ją, czując jej drżące ciało. Tamara patrzyła na nas z wyższością, jakbyśmy były dziećmi, które nie rozumieją dorosłego świata.

Tamtej nocy nie spałam. Siedziałam przy łóżku mamy i słuchałam jej płytkiego oddechu. W głowie kłębiły mi się myśli: jak mogła mi to zrobić? Moja własna siostra, z którą kiedyś dzieliłam pokój, z którą śmiałam się do łez, która broniła mnie przed chłopakami z podwórka. Teraz była dla mnie kimś obcym.

Rano Tamara zaczęła przeglądać dokumenty. Słyszałam, jak rozmawia przez telefon z prawnikiem. — Tak, chcę rozpocząć procedurę spadkową. Tak, wiem, że siostra tam mieszka, ale to nie jest jej własność — mówiła bez cienia emocji.

Wybiegłam do kuchni. — Tamara, proszę cię! Zastanów się! Przecież tata by tego nie chciał!

Spojrzała na mnie z irytacją. — Tata nie żyje. Musimy myśleć o przyszłości. Ty nie masz żadnych perspektyw, Elżbieta. Ja mogę zadbać o mamę lepiej niż ty.

— Zadbać? — wybuchłam. — Ty nawet nie wiesz, jakie leki bierze! Nie widziałaś jej ataku paniki, kiedy nie mogła oddychać! Gdzie byłaś wtedy?

Tamara odwróciła wzrok. — To nie moja wina, że wybrałaś takie życie.

Poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Wybrałam takie życie? Czy naprawdę miałam wybór?

Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama prawie nie mówiła, tylko płakała po nocach. Ja chodziłam jak cień, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Zadzwoniłam do znajomej prawniczki. Powiedziała mi wprost: — Jeśli mieszkanie jest współwłasnością, Tamara może żądać sprzedaży i podziału pieniędzy. Ale możesz walczyć o prawo do zamieszkania ze względu na stan zdrowia mamy.

Walczyć… Ale jak walczyć z własną siostrą?

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z Tamarą. — Córeczko, proszę cię… Nie rób tego Elżbiecie. Ona wszystko dla mnie poświęciła…

Tamara westchnęła. — Mamo, ja też mam swoje życie. Nie mogę ciągle myśleć tylko o was. Potrzebuję tych pieniędzy.

— Ale przecież masz tyle mieszkań…

— To nie twoja sprawa — ucięła Tamara.

Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o mieszkanie. Chodzi o coś więcej — o władzę, o poczucie kontroli, może nawet o zemstę za to, że to ja byłam bliżej mamy przez te wszystkie lata.

Zaczęłam pisać listy do różnych fundacji, szukać pomocy w urzędach. Każda odpowiedź była taka sama: „To sprawa rodzinna, musicie się dogadać”. Ale jak się dogadać, kiedy jedna strona nie chce słuchać?

Pewnego dnia Tamara spakowała walizkę i powiedziała: — Daję wam miesiąc na wyprowadzkę. Potem zaczynam formalności.

Mama zemdlała. Wezwałam karetkę. W szpitalu lekarz powiedział mi: — Jeśli będzie panią stresować, stan się pogorszy.

Wróciłyśmy do pustego mieszkania. Tamara już wyjechała. Przez kilka dni żyłyśmy jak w zawieszeniu. Mama była coraz słabsza, ja coraz bardziej zdesperowana.

W końcu napisałam do Tamary długi list. Opisałam jej wszystko: nasze dzieciństwo, wspólne święta, to, jak mama płakała po nocach, jak bardzo ją kocham mimo wszystko. Prosiłam tylko o jedno: żeby zostawiła nam ten dom.

Nie odpowiedziała.

Minął miesiąc. Przyszedł list od prawnika: wezwanie do sprzedaży mieszkania.

Siedziałam na podłodze w pustym pokoju i płakałam. Mama spała w drugim pokoju, wyczerpana lekami. Czułam się zdradzona przez własną krew.

Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina? Czy można jeszcze uratować coś, co pękło tak głęboko? Może to ja jestem naiwna, wierząc w miłość ponad wszystko? Nie wiem… Ale jedno wiem na pewno: nigdy nie przestanę walczyć o dom dla mamy i siebie. Nawet jeśli zostanę sama.