„Czy wciąż jestem panią własnego domu? Historia o tym, jak rodzina potrafi zranić najbardziej”

– Proszę, nie wchodź do naszego pokoju i nie ruszaj naszych rzeczy – powiedziała Anna, patrząc na mnie z chłodnym dystansem. Stałam w korytarzu, trzymając w rękach świeżo wyprane prześcieradła, które zawsze odkładałam do szafy w pokoju gościnnym. Teraz ten pokój należał do nich – mojego syna Piotra i jego żony. Ale przecież to mój dom. Mój! Czy naprawdę nie mogę wejść do własnego pokoju?

Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko na podłogę i wykrzyczeć: „To ja tu rządzę! To ja płaciłam za ten dach nad głową przez trzydzieści lat!” Ale tylko skinęłam głową i cofnęłam się powoli do kuchni. Tam usiadłam przy stole, wsłuchując się w ciche szepty za zamkniętymi drzwiami.

Sześć miesięcy temu Piotr zadzwonił do mnie późnym wieczorem. „Mamo, czy moglibyśmy z Anną zatrzymać się u ciebie na jakiś czas? Szukamy mieszkania, ale wszystko jest takie drogie…” Oczywiście, że się zgodziłam. Przecież to mój syn. Zawsze miałam dla niego otwarte drzwi. Nawet po tym, jak wyprowadził się na studia do Warszawy i rzadko dzwonił.

Na początku było miło. Anna pomagała mi w kuchni, Piotr naprawił cieknący kran. Wieczorami siedzieliśmy razem przy herbacie i rozmawialiśmy o dawnych czasach. Ale z każdym tygodniem coś się zmieniało. Anna zaczęła zamykać drzwi do pokoju, nawet kiedy ich nie było. Zostawiała swoje rzeczy w łazience, a moje kosmetyki przesuwała na sam koniec półki. Piotr coraz częściej wracał późno z pracy i unikał rozmów.

Pewnego dnia weszłam do ich pokoju, żeby powiesić świeże firanki. Znalazłam Annę siedzącą na łóżku z laptopem.
– Przepraszam, chciałam tylko…
– Proszę nie wchodzić bez pukania – przerwała mi ostro.
Poczułam się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Piotrem.
– Synku, czy coś się stało? Anna wydaje się być na mnie zła…
– Mamo, daj nam trochę prywatności. To dla nas trudne – powiedział, nie patrząc mi w oczy.

Od tamtej pory zaczęłam się wycofywać. Przestałam gotować obiady dla wszystkich, przestałam pytać, czy czegoś potrzebują. Czułam się coraz bardziej samotna i niepotrzebna. Nawet mój kot Stefan zaczął unikać wspólnego pokoju – chyba wyczuwał napiętą atmosferę.

Najgorsze przyszło dwa tygodnie temu. Anna przyszła do kuchni i powiedziała:
– Pani Wando, czy mogłaby pani nie zostawiać swoich rzeczy w łazience? Potrzebujemy więcej miejsca.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– To jest mój dom – wyszeptałam.
Anna spojrzała na mnie z politowaniem.
– Ale teraz tu mieszkamy wszyscy. Musimy się jakoś dogadać.

Dogadać? Czy to ja powinnam się dostosować we własnym domu?

Zadzwoniłam do mojej siostry Haliny.
– Halinko, ja już nie mam siły… Czuję się jak obca we własnych czterech ścianach.
– Wanda, postaw się! To twój dom! – krzyczała przez telefon.
Ale ja nigdy nie byłam dobra w stawianiu granic. Zawsze byłam tą „miłą”, która ustępuje dla świętego spokoju.

Wczoraj wieczorem usłyszałam przez ścianę kłótnię Piotra i Anny.
– Nie mogę już tu mieszkać! – krzyczała Anna. – Twoja matka mnie kontroluje!
– Przesadzasz…
– Nie! Albo znajdziemy mieszkanie, albo wracam do mamy!

Siedziałam skulona na kanapie, słuchając tych słów. Czy naprawdę jestem taka straszna? Przecież chciałam tylko pomóc…

Dziś rano Anna wyszła z walizką. Piotr spojrzał na mnie smutno.
– Mamo… musimy porozmawiać.
Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
– Anna czuje się tu nieswojo. Może powinniśmy szybciej znaleźć coś dla siebie…
Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam zmęczenie i żal.
– Synku… Ja też czuję się nieswojo. To już nie jest mój dom.

Piotr spuścił głowę.
– Przepraszam, mamo. Nie chciałem…
Nie dokończył zdania. Wyszedł z kuchni i zamknął za sobą drzwi.

Zostałam sama przy stole. Słońce wpadało przez okno, oświetlając stare fotografie na ścianie: Piotr jako mały chłopiec na rowerku, ja z mężem na wakacjach nad morzem…

Czy naprawdę dom to tylko ściany i meble? Czy można stracić swoje miejsce na ziemi przez własną rodzinę?

Może powinnam była być bardziej stanowcza? A może po prostu świat się zmienił i nie ma już miejsca dla takich jak ja?

Czy ktoś z was też czuł się kiedyś obco we własnym domu? Co byście zrobili na moim miejscu?