Czy mogłam postąpić inaczej? Historia babci, która musiała wybrać między rodziną a własnym sumieniem

– Babciu, dlaczego płaczesz? – Zosia patrzyła na mnie wielkimi, brązowymi oczami, które tak bardzo przypominały mi mojego syna, Pawła.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Siedziałam na kanapie w moim ciasnym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie i czułam, jakby cały świat się zawalił. W głowie wciąż dudniły mi słowa, które wypowiedziałam kilka dni temu: „Przepisuję mieszkanie na Zosię. Nie chcę, żeby Paweł miał do niego jakiekolwiek prawa.”

Wszystko zaczęło się od telefonu od mojej synowej, Magdy. Była roztrzęsiona, jej głos drżał:

– Pani Barbaro, Paweł… on odszedł. Zostawił mnie i Zosię dla tej swojej koleżanki z pracy. Nie wiem, co robić.

Zamarłam. Paweł zawsze był moim oczkiem w głowie. Wychowywałam go sama po śmierci męża, starałam się dać mu wszystko, co najlepsze. Może za bardzo go rozpieszczałam? Może to moja wina, że teraz zachował się tak podle?

Kiedy Paweł przyszedł do mnie kilka dni później, próbowałam zrozumieć jego motywy.

– Mamo, to nie jest tak, jak myślisz. Z Magdą już od dawna nam się nie układało. Z Anią czuję się szczęśliwy.

– A Zosia? – zapytałam cicho.

– Poradzimy sobie. Magda jest dobrą matką.

Wtedy coś we mnie pękło. Przez całe życie starałam się być sprawiedliwa, ale teraz poczułam gniew i rozczarowanie. Jak mógł zostawić własne dziecko? Jak mógł tak po prostu odejść?

Tego samego dnia zadzwoniłam do notariusza. Bez zastanowienia przepisałam mieszkanie na Zosię. Chciałam ją zabezpieczyć. Chciałam pokazać Pawłowi, że jego czyny mają konsekwencje.

Ale teraz… teraz nie byłam już taka pewna.

Zosia przyszła do mnie po szkole. Miała tylko trzynaście lat, a już musiała mierzyć się z problemami dorosłych.

– Babciu, tata dzwonił. Chce się ze mną spotkać w weekend.

– I co mu powiedziałaś?

– Że nie wiem…

Objęłam ją mocno. Czułam jej drżenie. Wiedziałam, że tęskni za ojcem, choć nie chciała tego przyznać.

Wieczorem zadzwoniła Magda.

– Pani Barbaro, czy dobrze zrobiłyśmy? Czy nie skrzywdziłyśmy Zosi jeszcze bardziej? Ona kocha ojca…

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół. Czy powinnam była działać pod wpływem emocji? Czy moje poczucie sprawiedliwości nie przysłoniło mi dobra wnuczki?

Następnego dnia Paweł przyszedł do mnie niespodziewanie.

– Mamo, słyszałem o mieszkaniu. Naprawdę to zrobiłaś?

Patrzył na mnie z wyrzutem.

– Tak. Chciałam zabezpieczyć Zosię.

– A mnie ukarać? – jego głos był pełen bólu i złości.

– Sam się ukarałeś – odpowiedziałam ostro.

Przez chwilę milczeliśmy. W końcu Paweł wyszedł bez słowa.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Magda coraz częściej płakała przez telefon. Zosia zamknęła się w sobie. Paweł przestał się odzywać.

Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Jadwiga.

– Barbaro, nie poznaję cię. Zawsze byłaś taka rozsądna…

– A co miałam zrobić? Patrzeć, jak mój syn rani własne dziecko?

– Ale czy to rozwiązuje problem? Czy nie pogłębia tylko ran?

Te słowa uderzyły mnie jak obuchem w głowę.

Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – ojciec odszedł od nas, gdy miałam siedem lat. Mama nigdy mu tego nie wybaczyła i przez lata żyliśmy w cieniu jej żalu i goryczy. Czy chciałam powtórzyć ten sam schemat?

Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Przestała rozmawiać z koleżankami, zaczęła mieć problemy w szkole.

Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na kanapie.

– Babciu… czy tata już nas nie kocha?

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Kocha cię, Zosiu. Tylko czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją.

– A ty go nienawidzisz?

Zamilkłam na chwilę.

– Nie potrafię go nienawidzić. Jest moim synem… Ale jestem na niego bardzo zła.

Zosia wtuliła się we mnie mocno.

Kilka dni później dostałam list polecony – Paweł domagał się podziału majątku po ojcu. Poczułam się zdradzona po raz kolejny.

Wtedy zadzwoniła Magda:

– Pani Barbaro, musimy porozmawiać wszyscy razem. Dla dobra Zosi.

Spotkaliśmy się u mnie w mieszkaniu. Atmosfera była ciężka jak przed burzą.

– Paweł – zaczęła Magda – musimy ustalić zasady. Zosia potrzebuje obojga rodziców i stabilizacji.

Paweł spuścił wzrok.

– Wiem… Przepraszam was wszystkich. Nie chciałem nikogo skrzywdzić.

Wtedy spojrzałam mu prosto w oczy:

– Synu, twoje decyzje mają konsekwencje. Ale ja też popełniłam błąd. Przepisałam mieszkanie na Zosię pod wpływem emocji… Może powinnam była najpierw z tobą porozmawiać?

Paweł pokiwał głową ze smutkiem.

– Może… Ale rozumiem cię, mamo.

Zosia patrzyła na nas z nadzieją w oczach.

Po tej rozmowie coś się zmieniło. Paweł zaczął częściej dzwonić do córki, Magda przestała unikać kontaktu ze mną. Ja zaś zaczęłam terapię – chciałam nauczyć się radzić sobie z emocjami inaczej niż przez impulsywne decyzje.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi czy majątek. To przede wszystkim umiejętność przebaczania i rozmowy – nawet wtedy, gdy boli najbardziej.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy gdyby nie mój gniew i żal, nasza rodzina byłaby dziś silniejsza? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?