Cienie zdrady: melodia nowego życia
Dzisiaj znów czuję ten ciężar na sercu. Siedzę przy kuchennym stole, patrzę na kubek z niedopitą kawą Pawła i próbuję zrozumieć, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy po raz pierwszy wrócił późno z pracy i nawet nie spojrzał mi w oczy? A może już wcześniej, kiedy przestał mnie całować na pożegnanie? Zapisuję to, bo może łatwiej mi będzie zrozumieć, co się stało.
– Paweł, gdzie byłeś wczoraj? – zapytałam cicho, gdy wszedł do domu po dwudziestej trzeciej. Pachniał obcymi perfumami, ale tłumaczył się jak zwykle: – Mieliśmy zebranie w firmie, potem Jacek potrzebował pomocy w garażu. Wiesz, jak to jest, Magda.
Wiem? Chyba już nie wiem. Ostatnio coraz częściej zostawał w pracy po godzinach. Albo zarywał noce w biurze, albo biegł do tego swojego kumpla Jacka do garażu. Co on tam może robić? Przecież Jacek nawet nie ma samochodu do naprawy. Zaczęłam podejrzewać najgorsze, ale bałam się przyznać sama przed sobą.
Nasza córka Zosia też coś wyczuwała. – Mamo, tata znów nie przyjdzie na przedstawienie? – zapytała ze smutkiem w głosie. – Obiecał, że tym razem będzie…
– Może się spóźni, kochanie – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że Pawła znów nie będzie. Zosia przytuliła się do mnie mocno. Czułam jej rozczarowanie i własną bezsilność.
W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanka z biura, Kasia, spojrzała na mnie z troską:
– Magda, co się dzieje? Wyglądasz na wykończoną.
– Nic takiego… – skłamałam. Przecież nie powiem jej, że podejrzewam Pawła o zdradę. Że każda noc bez niego to dla mnie walka z wyobraźnią i lękiem.
W końcu nie wytrzymałam. Pewnego wieczoru, gdy Paweł znów wyszedł „na chwilę”, postanowiłam pojechać za nim. Serce waliło mi jak oszalałe. Zatrzymałam się kilka domów dalej i obserwowałam, jak skręca do mieszkania na parterze. Nie do Jacka. Do niej.
Stałam pod klatką przez długą chwilę. Widziałam przez okno ich sylwetki – śmiech, dotyk dłoni… Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na bruk. Chciałam wejść tam i zrobić awanturę, ale zabrakło mi odwagi.
Wróciłam do domu i długo siedziałam w ciemności. Zosia spała spokojnie w swoim pokoju, a ja płakałam cicho do poduszki. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byłam szczęśliwa. Kiedy ostatni raz Paweł spojrzał na mnie z czułością.
Następnego dnia zebrałam się na odwagę.
– Paweł – zaczęłam drżącym głosem – musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O czym?
– O nas. O tym, co się dzieje między nami.
Zamilkł na chwilę. Widziałam w jego oczach strach i poczucie winy.
– Magda… Ja… To nie jest takie proste.
– To powiedz mi prawdę! – krzyknęłam nagle. – Czy ty mnie zdradzasz?
Zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Paweł spuścił wzrok.
– Tak… Przepraszam.
Te dwa słowa roztrzaskały mój świat na milion kawałków. Wszystko nagle straciło sens: wspólne święta, plany na przyszłość, nawet te drobne codzienne rytuały. Przez chwilę miałam ochotę rzucić w niego kubkiem, krzyczeć, płakać… Ale tylko siedziałam bez ruchu.
– Dlaczego? – wyszeptałam.
– Nie wiem… Byłem zmęczony… Czułem się samotny… To nie twoja wina…
Jak to nie moja wina? Przecież to ja byłam tą nudną żoną, która wiecznie narzekała na bałagan i rachunki. To ja przestałam dbać o siebie po urodzeniu Zosi. Może gdybym była inna…
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Paweł spał na kanapie w salonie. Zosia pytała coraz częściej: – Mamo, dlaczego tata jest taki smutny?
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
W końcu Paweł spakował walizkę.
– Muszę odejść – powiedział cicho. – Dla waszego dobra.
Nie zatrzymałam go. Może powinnam była walczyć? Ale byłam już zbyt zmęczona.
Zostałyśmy z Zosią same. Każdy dzień był walką o normalność: śniadania w milczeniu, odrabianie lekcji, wieczorne bajki na dobranoc. Czasem łapałam się na tym, że czekam na dźwięk klucza w drzwiach – ale wiedziałam, że już nie wróci.
Minęły tygodnie. Powoli zaczęłyśmy układać sobie życie na nowo. Zosia znalazła przyjaciółkę w przedszkolu, ja zaczęłam chodzić na jogę i spotykać się z Kasią po pracy. Czasem jeszcze budziłam się w nocy z bólem w sercu, ale już nie płakałam tak często.
Dziś patrzę na siebie sprzed kilku miesięcy i widzę inną kobietę: słabszą, zagubioną, pełną lęku. Teraz wiem, że można przeżyć nawet największy ból i nauczyć się żyć od nowa.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy można było uratować nasze małżeństwo? A może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co nas niszczy?