Byłam alternatywą na ostatnią chwilę – historia zdrady i przebaczenia

— Kasia! Co ty wyprawiasz?! — wrzasnęłam do telefonu, czując jak łzy napływają mi do oczu. Mój głos drżał z oburzenia i rozpaczy. — Przecież to moje wesele! Moje! Czekam na ten dzień od półtora roku!

Po drugiej stronie słyszałam tylko cichy oddech. W końcu odezwała się spokojnym, niemal obojętnym głosem:

— Zosieńko, złotko, no zrozum! Marek sam do mnie zadzwonił wczoraj wieczorem. Sam! Miałam mu odmówić? Spotykaliśmy się jeszcze na studiach, zanim was poznałam…

Zamarłam. Słowa Kasi odbijały się echem w mojej głowie. Próbowałam zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Przecież jeszcze wczoraj razem wybierałyśmy kwiaty do kościoła, śmiałyśmy się z tego, jak Marek nie potrafi dobrać krawata do garnituru. Była moją świadkową, moją najbliższą przyjaciółką od liceum. A teraz…

— Kasia, czy ty… czy ty spałaś z Markiem? — wyszeptałam, ledwo łapiąc oddech.

— Zosia… — zawahała się. — To nie tak miało być. On był taki zagubiony, mówił, że nie jest pewien, czy to wszystko ma sens…

Poczułam, jak świat mi się wali. W jednej chwili wszystkie przygotowania, marzenia o białej sukni i szczęśliwej rodzinie zamieniły się w popiół. W głowie miałam mętlik: co powiedzieć rodzicom? Co powiedzieć gościom? Jak spojrzeć w oczy babci, która specjalnie przyjechała z Gdańska?

Wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż sąsiadka z dołu wyjrzała przez okno. Nie obchodziło mnie to. Musiałam gdzieś pobiec, gdziekolwiek, byle dalej od tego wszystkiego. Przez chwilę biegłam bez celu po krakowskich Plantach, aż w końcu usiadłam na ławce i zaczęłam płakać jak dziecko.

Telefon dzwonił raz za razem. Mama, tata, ciocia Basia, nawet Marek próbował się dodzwonić. Nie odebrałam ani razu. W końcu przyszedł SMS od Kasi: „Przepraszam. Nie chciałam cię zranić. Marek powiedział, że nie jest gotowy na ślub. Chciał porozmawiać ze mną… Wyszło inaczej.”

Wyszło inaczej…

Siedziałam tam długo, obserwując ludzi spieszących się do pracy, zakochane pary trzymające się za ręce. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę jeszcze mogła komuś zaufać. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile: wyjazdy nad morze, wieczory przy winie i rozmowy do rana o tym, jak to będzie na naszych ślubach.

Wróciłam do domu późnym popołudniem. Mama czekała na mnie w kuchni z kubkiem herbaty.

— Zosiu… co się stało? — zapytała cicho.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu rozpłakałam się jej na ramieniu.

Wieczorem zadzwonił Marek. Tym razem odebrałam.

— Zosia… musimy porozmawiać — zaczął niepewnie.

— O czym? O tym, że zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką? — syknęłam przez łzy.

— To nie tak… Ja… pogubiłem się. Wszystko działo się za szybko. Twoja mama naciskała na ślub, twoja babcia już szykowała pierogi na wesele… A ja nie byłem pewien.

— Więc postanowiłeś zdradzić mnie z Kasią?!

— To był błąd… Ogromny błąd. Przepraszam.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go znienawidzić, ale jednocześnie czułam pustkę i żal za tym wszystkim, co mogło być.

Przez kolejne dni dom zamienił się w pole bitwy. Mama płakała po kątach i powtarzała: „Co ludzie powiedzą?” Tata milczał i tylko patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Babcia próbowała mnie pocieszać pierogami i opowieściami o tym, jak dziadek ją zostawił na dwa tygodnie przed ślubem, ale potem wrócił i byli razem przez pięćdziesiąt lat.

A ja? Ja nie wiedziałam już nic.

Kasia próbowała się ze mną spotkać. Przyszła pod moje mieszkanie z bukietem róż i czekoladkami.

— Zosiu… proszę cię… Wiem, że zawiodłam twoje zaufanie. Ale Marek naprawdę cię kocha! On po prostu się przestraszył…

— Kasia, przestań! — krzyknęłam przez łzy. — Nie chcę cię widzieć! Nigdy więcej!

Zamknęłam drzwi przed jej nosem i długo jeszcze słyszałam jej cichy płacz na klatce schodowej.

Minęły tygodnie. Goście dzwonili z pytaniami o nowy termin ślubu albo życzyli mi siły w tych trudnych chwilach. W pracy wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem albo szeptali za plecami.

Pewnego dnia spotkałam Marka przypadkiem w kawiarni na Kazimierzu. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.

— Zosiu… możemy porozmawiać? — zapytał cicho.

Usiedliśmy przy stoliku pod oknem. Przez chwilę milczeliśmy.

— Przepraszam cię za wszystko — powiedział w końcu. — Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale chciałem ci powiedzieć jedno: naprawdę cię kochałem. I chyba nadal kocham.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam szczerość pomieszaną z żalem.

— Marek… Ja już nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Zdradziłeś mnie w najgorszy możliwy sposób. Z moją najlepszą przyjaciółką…

— Wiem… I będę tego żałował do końca życia.

Wyszłam z kawiarni z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Wiedziałam już, że nie wrócę do Marka ani do Kasi. Musiałam zacząć żyć od nowa.

Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Nadal boli mnie myśl o zdradzie, ale nauczyłam się żyć ze swoim bólem. Mam nowych znajomych, zaczęłam chodzić na jogę i powoli odzyskuję radość życia.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć coś niewybaczalnego? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może to tylko początek czegoś nowego?