Wybrał pracę zamiast mnie – historia Ani i Sławka
— Ty… ty… Nie wierzę własnym uszom! To się w głowie nie mieści! Twoja przeklęta praca, twoje pilne telefony, twoje wieczne wyjazdy! — krzyknęłam, a filiżanka z kawą wypadła mi z rąk i roztrzaskała się o ścianę. Kawa rozlała się po podłodze, a odłamki porcelany rozsypały się jak konfetti po naszym salonie. Sławek nawet nie drgnął. Stał oparty o framugę drzwi, z telefonem w dłoni, jakby czekał tylko na odpowiedni moment, żeby znów odejść.
— Przestań się unosić, no co ty jak dziecko! — rzucił chłodno, nie patrząc mi w oczy. W jego głosie nie było ani cienia czułości, ani nawet złości. Była tylko obojętność.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami, ale zamiast tego osunęłam się na podłogę i zaczęłam zbierać kawałki filiżanki. Każdy odłamek wbijał się w moją dłoń, ale nie czułam bólu. Czułam tylko pustkę.
Sławek był moim mężem od siedmiu lat. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On – ambitny informatyk, ja – studentka polonistyki z głową pełną marzeń. Na początku wszystko było jak z bajki: wspólne spacery po Plantach, nocne rozmowy przy winie, plany na przyszłość. Ale potem Sławek dostał pracę w dużej firmie IT i wszystko zaczęło się zmieniać.
Najpierw były nadgodziny. Potem wyjazdy służbowe do Warszawy, Berlina, czasem nawet Londynu. Zawsze tłumaczył się tym samym: „To tylko na chwilę, Aniu. Muszę się wykazać. Robię to dla nas.”
Ale ta chwila trwała już kilka lat. Z każdym kolejnym projektem znikał coraz bardziej. Zostawiał mnie samą z naszym synkiem Kubą, z codziennością, z problemami. A ja… ja coraz częściej czułam się jak powietrze.
Pamiętam, jak pewnego wieczoru Kuba zapytał: — Mamo, a tata jeszcze tu mieszka?
Zatkało mnie. Co miałam mu odpowiedzieć? Że tata mieszka w pracy? Że mama już nie wie, czy tata wróci na kolację?
Sławek wracał późno. Czasem nie wracał wcale – tłumaczył się nocnymi spotkaniami biznesowymi albo awarią serwera. Przestałam mu wierzyć. Przestałam wierzyć nam.
Dziś rano obudziłam się sama. Kuba spał wtulony w swojego misia, a ja patrzyłam przez okno na szare niebo nad Nową Hutą i myślałam: ile jeszcze wytrzymam?
Kiedy Sławek wrócił po południu, próbowałam z nim porozmawiać. Chciałam mu powiedzieć, że tak dłużej nie dam rady. Że potrzebuję go tu i teraz, a nie tylko na zdjęciach z delegacji.
Ale on nawet nie zdjął płaszcza.
— Aniu, muszę zaraz lecieć do biura. Mamy kryzys w projekcie.
— A co ze mną? Co z Kubą? — zapytałam cicho.
— Teraz nie mam czasu na takie rozmowy — rzucił przez ramię.
I wtedy coś we mnie pękło.
— Ty nigdy nie masz czasu! Nigdy! — krzyknęłam i wtedy filiżanka poleciała w stronę ściany.
Sławek spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
— Przesadzasz — powiedział tylko i wyszedł.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Kuba bawił się w swoim pokoju klockami Lego – budował statek kosmiczny dla taty, który miał wrócić z pracy i razem z nim polecieć na Marsa.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Płakałam długo i cicho, żeby Kuba nie słyszał. W głowie miałam tysiące myśli: Czy to moja wina? Może za mało go wspierałam? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
— Aniu, wszystko w porządku?
Chciałam jej powiedzieć prawdę: że wszystko się sypie, że jestem sama jak palec, że boję się przyszłości. Ale powiedziałam tylko:
— Tak, mamo. Wszystko dobrze.
Mama milczała przez chwilę.
— Pamiętaj, że zawsze możesz do nas przyjechać — szepnęła.
Położyłam Kubę spać i długo siedziałam przy jego łóżku. Patrzyłam na jego spokojną twarz i zastanawiałam się, czy kiedyś będzie mi umiał wybaczyć to wszystko.
Następnego dnia Sławek wrócił późno w nocy. Pachniał obcymi perfumami i był dziwnie rozkojarzony.
— Gdzie byłeś? — zapytałam bez siły.
— W pracy — odpowiedział automatycznie.
Nie pytałam dalej. Nie chciałam już wiedzieć.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Rozmawialiśmy tylko o tym, co konieczne: zakupy, rachunki, przedszkole Kuby. Czułam się jak cień samej siebie.
Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce bilet do teatru – dwa miejsca na spektakl „Dwoje na huśtawce”. Nie byłam tam z nim. Nie pytałam już nawet, z kim był.
W końcu podjęłam decyzję: muszę odejść. Dla siebie i dla Kuby.
Spakowałam walizkę i pojechałam do rodziców do Tarnowa. Mama przytuliła mnie bez słowa, a tata zrobił herbatę z malinami – taką jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i bałam się burzy.
Sławek zadzwonił dopiero po trzech dniach.
— Aniu… wrócisz?
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze.
Bo naprawdę nie wiedziałam.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Mieszkam z Kubą u rodziców. Powoli uczę się żyć od nowa – bez Sławka, bez jego pracy w tle naszego życia. Czasem jeszcze płaczę nocami, czasem tęsknię za tymi chwilami sprzed lat… Ale wiem jedno: zasługuję na kogoś, kto wybierze mnie, a nie swoją karierę.
Czy można odbudować zaufanie po tylu ranach? Czy warto walczyć o kogoś, kto zawsze wybiera coś innego? Może czas nauczyć się wybierać siebie…