Książę z okładki, którego nie znałam naprawdę
— Co on w tobie widzi, Magda? — zapytała mnie kiedyś Anka, patrząc na Jacka, który właśnie wchodził do kawiarni. Był jak z innego świata: wysoki, z szerokimi ramionami, czarne kręcone włosy opadały mu na czoło, a zielone oczy błyszczały jak szmaragdy. Przy nim czułam się zwyczajna — ot, dziewczyna z sąsiedztwa, blond włosy spięte w niedbały kok, uśmiech niepewny. Ale to mnie wybrał. Mnie zaprosił na spacer po powrocie z wojska, mnie przytulił na pożegnanie pod moim blokiem. I wtedy uwierzyłam, że bajki czasem się spełniają.
— Magda, jesteś taka inna niż wszystkie — szeptał mi do ucha podczas naszych pierwszych randek. — Z tobą czuję się… spokojny. Bezpieczny.
Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Po raz pierwszy ktoś patrzył na mnie tak, jakby widział coś więcej niż tylko dziewczynę z małego miasta. Jacek był moim księciem z okładki — przynajmniej tak mi się wydawało.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw drobne uwagi: „Nie zakładaj tej sukienki, wyglądasz w niej zbyt wyzywająco”, „Po co ci tyle makijażu? Przecież jesteś ładna bez tego”. Potem przyszły pytania: „Z kim pisałaś?”, „Dlaczego nie odebrałaś od razu?”. Tłumaczyłam sobie, że to troska. Że po wojsku może być nieufny, że musi się przyzwyczaić do normalnego życia.
Moja mama od początku patrzyła na niego podejrzliwie. — On jest za bardzo… kontrolujący — powiedziała pewnego wieczoru, gdy Jacek wyszedł do łazienki. — Uważaj na siebie, Magda.
Ale ja nie chciałam słuchać. Przecież był taki czuły, taki opiekuńczy. Gdy miałam gorszy dzień w pracy, przyjeżdżał z czekoladą i kwiatami. Gdy zachorowałam, gotował mi rosół i czytał książki na głos. W chwilach takich jak te byłam pewna: to miłość mojego życia.
A potem przyszła pierwsza kłótnia. O nic — o to, że spotkałam się z Anką bez niego. Krzyczał, że go zdradzam, że nie szanuję jego uczuć. Przepraszałam, płakałam, tłumaczyłam. On rzucił talerzem o ścianę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Następnego dnia przyszedł z bukietem róż i łzami w oczach. — Przepraszam, Magda. To przez wojsko… Tam nauczyli mnie być twardym. Ale ty jesteś moją jedyną. Obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzę.
Chciałam wierzyć. Wybaczyłam.
Ale sytuacje zaczęły się powtarzać. Coraz częściej czułam się jak w klatce. Musiałam meldować się co godzinę przez telefon, tłumaczyć każdy krok. Zaczęłam unikać spotkań ze znajomymi — bo Jacek był zazdrosny o każdego mężczyznę i każdą kobietę.
Pewnego dnia Anka przyszła do mnie bez zapowiedzi.
— Magda, co się z tobą dzieje? Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na wiadomości…
— Wszystko w porządku — skłamałam.
Ale ona nie dała się zwieść.
— On ci coś zrobił?
Zacisnęłam usta i pokręciłam głową.
— Po prostu… jest trochę zazdrosny.
— To nie jest normalne — powiedziała cicho.
Wtedy po raz pierwszy poczułam strach. Czy naprawdę to nie jest normalne? Czy miłość powinna boleć?
Jacek coraz częściej wracał do domu rozdrażniony. Czasem milczał przez całe godziny, czasem wybuchał gniewem z byle powodu. Zaczęłam chodzić na palcach, byle go nie zdenerwować. Moja mama próbowała ze mną rozmawiać:
— Magda, jeśli coś się dzieje…
— Mamo, proszę cię! — wybuchałam płaczem i zamykałam się w pokoju.
W pracy zaczęli zauważać zmiany we mnie. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę:
— Magda, jesteś ostatnio bardzo rozkojarzona. Jeśli potrzebujesz wolnego…
— Nie, wszystko w porządku — zapewniałam ją.
Ale nic nie było w porządku.
Pewnej nocy Jacek wrócił późno i zaczął przeszukiwać moją torebkę.
— Czego szukasz? — zapytałam drżącym głosem.
— Sprawdzałem tylko, czy nie masz czegoś do ukrycia — odpowiedział chłodno.
Wtedy coś we mnie pękło.
Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy.
— Nie wracam do niego — powiedziałam stanowczo.
Mama objęła mnie mocno i pierwszy raz od miesięcy poczułam się bezpieczna.
Jacek dzwonił setki razy. Przepraszał, błagał o drugą szansę. Przysyłał kwiaty i listy pełne obietnic poprawy. Ale ja już wiedziałam: to nie była miłość. To była pułapka.
Minęły miesiące zanim znów zaczęłam ufać ludziom i sobie samej. Anka była przy mnie każdego dnia — razem chodziłyśmy na spacery nad Wisłą i piłyśmy kawę w naszej ulubionej kawiarni. Mama nauczyła mnie na nowo śmiać się z drobiazgów.
Czasem jeszcze myślę o Jacku. O tym, jak łatwo można dać się zwieść pozorom — pięknym oczom i słodkim słowom. Ile kobiet tkwi w takich relacjach? Ile z nas boi się odejść?
Czy naprawdę musimy przejść przez piekło, żeby nauczyć się kochać siebie? Czy można rozpoznać toksyczną miłość zanim będzie za późno?