Córka dla siebie – historia Kingi i jej matki

— Mamo! — krzyknęłam, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Stałam w progu jej pokoju, a ona leżała na łóżku, nieruchoma, z zamkniętymi oczami i splecionymi dłońmi na piersi. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że już jej nie ma, że zostałam sama w tym dusznym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. — Czego wrzeszczysz? — Mama powoli otworzyła oczy, jakby z trudem wracała z innego świata. — Przestraszyłaś mnie. Leżałaś, jakby… — urwałam, bo nie chciałam wypowiedzieć tego na głos.

— Jakby co? — spojrzała na mnie z wyrzutem. — Jakby umarła? Kinga, nie dramatyzuj. Po prostu odpoczywałam.

Z ulgą opadłam na krzesło przy jej łóżku, ale napięcie nie opuściło mojego ciała. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że boję się wracać do domu. Każdy dźwięk, każdy cień w korytarzu przypominał mi o tym, jak bardzo jestem odpowiedzialna za nią. Za jej zdrowie, za jej humor, za jej życie.

— Byłaś u lekarza? — zapytałam cicho, patrząc na jej wychudzoną twarz.

— Byłam — odpowiedziała zniecierpliwiona. — Powiedział to samo co zawsze: „Proszę więcej odpoczywać, mniej się denerwować”. Jakby to było takie proste…

Westchnęłam ciężko. Od śmierci taty minęło już pięć lat, a mama nigdy nie pogodziła się z jego odejściem. Cały ciężar codzienności spadł na mnie. Brat wyjechał do Niemiec i kontaktuje się tylko od święta. Wszystko było na mojej głowie: zakupy, rachunki, lekarze, nawet rozmowy z sąsiadami.

— Kinga, zrobiłaś zakupy? — zapytała nagle.

— Tak, wszystko jest w kuchni. Kupiłam twoje ulubione jabłka.

— Dobrze… — zamknęła oczy i odwróciła głowę do ściany.

Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Zawsze była silna i wymagająca. Nigdy nie pozwalała mi być słabą. „Musisz być twarda”, powtarzała od dziecka. Ale teraz widziałam w niej tylko cień tej kobiety, którą znałam.

Wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę w przedpokoju i poczułam łzy napływające do oczu. Ile jeszcze wytrzymam? Ile jeszcze mogę poświęcić ze swojego życia?

Miałam trzydzieści dwa lata i czułam się jak dziecko uwięzione w dorosłym ciele. Moje życie zawodowe praktycznie nie istniało — pracowałam zdalnie jako księgowa dla małej firmy, bo tylko tak mogłam pogodzić pracę z opieką nad mamą. O związkach nawet nie myślałam; każdy mój potencjalny partner prędzej czy później znikał, gdy dowiadywał się o mojej sytuacji rodzinnej.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole w kuchni. Mama jadła powoli, jakby każdy kęs był dla niej wysiłkiem.

— Kinga… — zaczęła nagle, nie patrząc mi w oczy. — Zastanawiałaś się kiedyś nad swoim życiem?

Zaskoczyło mnie to pytanie.

— Codziennie się zastanawiam — odpowiedziałam szczerze.

— Wiem, że nie jest ci łatwo… Ale ja już nie mam siły walczyć o nic więcej. Ty jesteś młoda…

Przez chwilę milczałyśmy. W końcu zebrałam się na odwagę:

— Mamo, ja też już nie mam siły. Czuję się jakbym żyła cudzym życiem.

Spojrzała na mnie uważnie po raz pierwszy od dawna.

— Myślisz o wyjeździe?

— Nie wiem… Może powinnam spróbować czegoś innego? Może powinnam pomyśleć o sobie?

W jej oczach pojawił się cień smutku.

— Zawsze byłaś dla mnie podporą… Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie.

Poczułam wyrzuty sumienia. Przecież nie mogę jej zostawić samej… Ale czy to znaczy, że mam całkowicie zrezygnować z siebie?

Następnego dnia zadzwonił do mnie brat.

— Kinga, musimy pogadać — powiedział bez zbędnych wstępów. — Mama nie może być tylko na twojej głowie.

— Łatwo ci mówić, siedząc za granicą! — wybuchłam.

— Wiem… Ale może czas pomyśleć o domu opieki? Albo zatrudnić kogoś do pomocy?

To była myśl, która od dawna chodziła mi po głowie, ale nigdy nie miałam odwagi jej wypowiedzieć.

Wieczorem usiadłam z mamą jeszcze raz.

— Mamo… Może powinniśmy poszukać kogoś do pomocy? Albo rozważyć dom opieki?

Zbladła.

— Chcesz mnie oddać do domu starców?

— Nie chcę cię oddać! Chcę tylko… Chcę móc żyć swoim życiem i jednocześnie wiedzieć, że jesteś bezpieczna.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W końcu mama skinęła głową.

— Dobrze… Spróbujmy znaleźć kogoś do pomocy.

To był pierwszy krok do zmiany. Zatrudniłyśmy panią Zofię — ciepłą kobietę po pięćdziesiątce, która szybko zdobyła zaufanie mamy. Ja zaczęłam wychodzić częściej z domu, spotykać się ze znajomymi, myśleć o kursach rozwoju zawodowego.

Ale poczucie winy nie opuszczało mnie ani na chwilę. Czy jestem złą córką? Czy mam prawo myśleć o sobie?

Czasem siadam wieczorem przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się: czy można być dobrą córką i jednocześnie żyć dla siebie? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a rodziną? Może są tu inni, którzy czują podobnie…