Wszystko dla szwagra – testament, który rozdarł moją rodzinę
– Jak to wszystko dla Marka? – mój głos zadrżał, gdy notariusz zamknął grubą teczkę z dokumentami. Siedziałam na twardym krześle, ściskając dłoń mojego męża Piotra, który patrzył w podłogę, jakby chciał się w niej zapaść. W pokoju panowała cisza, którą przerywało tylko ciche pikanie zegara na ścianie. Marek, mój szwagier, uśmiechał się pod nosem, jakby właśnie wygrał los na loterii.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Przez lata opiekowaliśmy się teściową – to Piotr jeździł do niej po zakupy, to ja gotowałam jej obiady na kilka dni do przodu. Marek wpadał raz na miesiąc, czasem rzadziej, zawsze z prezentem i szerokim uśmiechem. A teraz cały dom, oszczędności i działka na Mazurach – wszystko dla niego. Dla nas nie zostało nawet słowa wdzięczności.
– Mamo, dlaczego? – Piotr szeptał do siebie, jakby miał nadzieję, że zza grobu usłyszy odpowiedź. Ja czułam tylko narastającą złość. Przecież to niesprawiedliwe! Jak można tak potraktować własnego syna?
Po powrocie do domu Piotr zamknął się w sypialni. Siedziałam w kuchni i patrzyłam na zdjęcie naszej rodziny sprzed kilku lat. Teściowa tuliła wtedy naszą córkę Zosię. Wydawała się taka szczęśliwa… Czy naprawdę przez cały ten czas udawała? Czy coś przeoczyliśmy?
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– I co, jak poszło? – zapytała cicho.
– Wszystko dla Marka – odpowiedziałam drżącym głosem.
– O Boże…
Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się pytania: czy powinniśmy walczyć o swoje? Czy to ja jestem egoistką, że nie potrafię pogodzić się z decyzją teściowej? Piotr milczał przez kilka dni. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam pewnego wieczoru.
– O czym? – Piotr był blady i zmęczony.
– O tym, co się stało. Przecież to niesprawiedliwe! Przez tyle lat…
– Daj spokój, Anka. To już nic nie zmieni.
– Ale jak możesz tak po prostu odpuścić? Przecież Marek nawet nie dbał o mamę!
– Może miała swoje powody…
Zacisnęłam pięści. Czułam się bezsilna i samotna. Zosia patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami.
– Mamo, dlaczego tata jest smutny?
– Bo czasem ludzie robią rzeczy, których nie rozumiemy – odpowiedziałam, przytulając ją mocno.
Kilka dni później zadzwonił Marek.
– Cześć, Anka. Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli chcecie coś zabrać z domu mamy… no wiesz, jakieś pamiątki… to możecie przyjechać w weekend.
Jego głos był chłodny i oficjalny. Poczułam gulę w gardle.
– Dzięki za wielką łaskę – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
– Nie musisz być taka…
– Jaka? Rozgoryczona? Może powinnam ci pogratulować?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
W sobotę pojechaliśmy do domu teściowej. Wszystko wyglądało tak samo jak zawsze, ale atmosfera była ciężka jak ołów. Piotr zbierał stare zdjęcia i książki mamy. Ja weszłam do kuchni i zobaczyłam na stole jej ulubiony kubek z napisem „Najlepsza mama na świecie”.
– Chcesz go zabrać? – zapytał Marek, stojąc w drzwiach.
Spojrzałam na niego ostro.
– Nie wiem, czy jeszcze cokolwiek chcę stąd zabierać.
– Anka…
– Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie powiedziałeś mamie, żeby podzieliła wszystko sprawiedliwie?
Marek wzruszył ramionami.
– To była jej decyzja. Ja nie miałem na to wpływu.
– Ale wiedziałeś! Wiedziałeś i nic nie zrobiłeś!
Marek spuścił wzrok.
Wróciliśmy do domu z kilkoma zdjęciami i starym albumem. Piotr był jeszcze bardziej przygaszony niż wcześniej. Przestał rozmawiać z bratem. W święta nie pojechaliśmy do rodziny – pierwszy raz od lat spędziliśmy Wigilię tylko we troje.
Zaczęły się plotki. Sąsiadka spotkała mnie na klatce:
– Słyszałam o tym testamencie… To straszne, co panią spotkało.
Czułam się jak bohaterka taniej telenoweli. Ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem albo z ciekawością.
Z czasem gniew zaczął ustępować miejsca smutkowi. Zastanawiałam się, czy naprawdę warto było poświęcać tyle energii na walkę o coś, czego już nie odzyskamy. Ale żal pozostał – żal do teściowej, do Marka, a może najbardziej do siebie samej, że nie potrafię tego odpuścić.
Czasem budzę się w nocy i myślę: co by było, gdybyśmy byli inni? Gdybyśmy byli bardziej asertywni? Gdyby Piotr umiał zawalczyć o swoje?
Patrzę na Zosię i zastanawiam się, jaką rodzinę jej zostawimy. Czy kiedyś wybaczę teściowej? Czy Marek zrozumie, ile nam zabrał?
Może powinnam już odpuścić… Ale czy można tak po prostu pogodzić się z niesprawiedliwością? Czy Wy byście potrafili?