Kiedy przeszłość puka do drzwi: Zniknięcie mojej córki i tajemnica, która rozdarła naszą rodzinę
– Babciu, gdzie jest mama? – głos Zosi drżał, a jej małe dłonie ściskały rąbek mojej piżamy. Stała w progu, przemoczona do suchej nitki, z oczami szeroko otwartymi ze strachu. Za nią szalała burza, a ja czułam, jak serce zamiera mi w piersi.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Magda nie odbierała telefonu od kilku godzin, a teraz jej córka stała sama na moim progu. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaraz usłyszę znajomy śmiech Magdy, że to tylko nieporozumienie. Ale minuty mijały, a w domu panowała cisza, przerywana tylko szlochem Zosi.
Zadzwoniłam do Pawła, mojego byłego męża. – Magda zniknęła – powiedziałam bez tchu. – Zosia jest u mnie. Nie wiem, co robić.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam tylko ciężkie westchnienie. – Zawsze wiedziałem, że coś się stanie – mruknął. – Ona nigdy nie potrafiła sobie poradzić z przeszłością.
Zamknęłam oczy. Przeszłość. To słowo wracało do mnie jak bumerang. Magda była trudnym dzieckiem – wrażliwa, zamknięta w sobie, zawsze zbyt dumna, by prosić o pomoc. Po rozwodzie z Pawłem zamknęła się jeszcze bardziej. Zosia była jej całym światem, ale nawet przed nią Magda miała sekrety.
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Policja przyjęła zgłoszenie o zaginięciu, ale nie traktowali sprawy poważnie – dorosła kobieta, pewnie wyjechała, potrzebowała odpoczynku. Tylko ja wiedziałam, że to nie w stylu Magdy. Zosia pytała codziennie: – Babciu, mama wróci? – a ja nie potrafiłam odpowiedzieć.
W domu czuć było napięcie. Moja matka, prababcia Zosi, patrzyła na mnie z wyrzutem. – Gdybyś była lepszą matką, Magda nie musiałaby uciekać – rzuciła pewnego wieczoru. – Zawsze byłaś dla niej zbyt surowa.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – A ty? Gdzie byłaś, kiedy ja potrzebowałam wsparcia? – wybuchłam. – Każda z nas niesie swoje winy.
Zosia słuchała naszych kłótni zza drzwi. Widziałam, jak zamyka się w sobie, jak coraz częściej płacze po nocach. Próbowałam być dla niej opoką, ale sama byłam wrakiem człowieka. W pracy ledwo się trzymałam – dyrektorka szkoły patrzyła na mnie ze współczuciem, ale nie mogła mi dać więcej wolnego. Sąsiedzi zaczęli szeptać za plecami: – Pewnie uciekła do jakiegoś faceta. – Może miała długi? – A może po prostu miała dość?
Pewnej nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, przeglądałam rzeczy Magdy. W jej szufladzie znalazłam list – zaadresowany do mnie. Drżącymi rękami otworzyłam kopertę.
„Mamo,
Nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz. Przepraszam za wszystko. Za to, że nie potrafiłam być taką córką, jakiej chciałaś. Za to, że nie umiem być matką dla Zosi taką, jaką ty byłaś dla mnie. Mam w sobie tyle żalu i strachu, że czasem nie mogę oddychać. Wiem, że cię zawiodłam. Ale muszę odejść, zanim zrobię coś głupiego. Zajmij się Zosią. Ona cię potrzebuje bardziej niż mnie.”
Zawalił mi się świat. Przez kilka godzin siedziałam na podłodze, ściskając list i płacząc jak dziecko. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy byłam zbyt wymagająca? Czy nie zauważyłam, jak bardzo Magda cierpiała?
Następnego dnia poszłam na policję z listem. Tym razem potraktowali sprawę poważniej – zaczęli szukać Magdy w szpitalach, sprawdzali monitoringi, przesłuchiwali znajomych. Ale dni mijały, a po Magdzie nie było śladu.
Zosia zaczęła mieć koszmary. Budziła się z krzykiem: – Mama! Nie zostawiaj mnie! – Przytulałam ją, głaskałam po włosach, obiecywałam, że wszystko będzie dobrze. Ale sama w to nie wierzyłam.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. – Pani Anna Nowak? – zapytał męski głos. – Znaleźliśmy pani córkę.
Serce mi stanęło. – Żyje? – wyszeptałam.
– Tak, ale jest w ciężkim stanie. Próba samobójcza. Jest w szpitalu psychiatrycznym.
Pojechałam tam natychmiast. Magda leżała na łóżku, blada, wychudzona, z pustym wzrokiem. Usiadłam przy niej i wzięłam ją za rękę.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam cicho.
– Bałam się, mamo. Bałam się, że mnie znienawidzisz. Że powiesz, że jestem słaba.
Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. – Jesteś moją córką. Zawsze będziesz moją córką. I zawsze będę cię kochać.
Magda płakała długo. W końcu wyszeptała: – Przepraszam.
Wróciłyśmy do domu po kilku tygodniach. Nic już nie było takie samo. Zosia trzymała się blisko mnie, Magda unikała rozmów. Ale powoli zaczęłyśmy odbudowywać nasze życie – kawałek po kawałku.
Czasem myślę o tej nocy, kiedy Zosia stała w moich drzwiach. O wszystkich rzeczach, których nie powiedziałam Magdzie. O winie, która nigdy mnie nie opuści.
Czy można naprawdę wybaczyć sobie błędy z przeszłości? Czy można odbudować rodzinę po takim dramacie? A może pewne rany nigdy się nie goją?