Czy to mój syn?
Noża, czy to mój syn? To pytanie rozbrzmiewało w mojej głowie jak dzwon, kiedy wbiegłam na drugie piętro biura. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a dłonie drżą tak mocno, że ledwo mogłam utrzymać klucz. Nie chciałam nikogo spotkać – nie dzisiaj, nie z tym ciężarem na barkach. Na szczęście korytarz był pusty. Szybko przekręciłam zamek i zamknęłam się w swoim gabinecie.
– Kamileczko, nareszcie! – Bożena, moja najbliższa współpracownica, już czekała przy moim biurku z kubkiem kawy. – U nas tu dzisiaj taki młyn, że nie wiem, w co ręce włożyć! – mówiła z uśmiechem, ale ja ledwo ją słyszałam. Wszystko we mnie krzyczało: „Czy to możliwe? Czy to naprawdę się dzieje?”
– Bożena, przepraszam, muszę… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. Bożena spojrzała na mnie uważnie.
– Kamilka, co się stało? Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.
Nie mogłam jej powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Musiałam najpierw sama to zrozumieć. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Przed oczami miałam wczorajszą scenę: mój mąż, Michał, wraca późno do domu. W ręku trzyma kopertę. „Kamila, musimy porozmawiać” – powiedział poważnie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta rozmowa zmieni wszystko.
W kopercie były wyniki testów DNA. Michał powiedział, że zrobił je, bo od dawna miał wątpliwości. „Nie jesteś matką Szymona” – przeczytał na głos. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież pamiętam poród! Pamiętam każdą chwilę z Szymonem od jego pierwszego oddechu. Jak to możliwe?
– To niemożliwe – wyszeptałam wtedy. Michał patrzył na mnie z mieszaniną żalu i gniewu.
– Kamila, czy ty coś przede mną ukrywasz? – zapytał cicho.
– Nigdy! – krzyknęłam. – To musi być pomyłka!
Ale czy naprawdę byłam tego pewna? Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie. Przecież Szymon jest do mnie podobny! Ma moje oczy, mój uśmiech… Ale czy na pewno? A może tylko tak mi się wydawało?
W pracy nie mogłam się skupić. Każdy telefon wywoływał we mnie panikę. Każdy mail wydawał się nieistotny wobec tego, co działo się w moim życiu. Bożena próbowała mnie zagadywać, ale ja byłam jak za szybą.
Po południu zadzwoniła mama.
– Kamila, wszystko w porządku? – zapytała z troską.
Chciałam jej powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Tak, mamo, wszystko dobrze – skłamałam.
Ale przecież nic nie było dobrze.
Wieczorem Michał wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Siedziałam przy stole z Szymonem, który odrabiał lekcje.
– Kamila, musimy to wyjaśnić – powiedział stanowczo.
– Michał, ja naprawdę nie wiem, o co chodzi! – odpowiedziałam rozpaczliwie.
– Może w szpitalu doszło do pomyłki? – zasugerował cicho.
Ta myśl była jak iskra nadziei. Przecież słyszało się o takich przypadkach! Może ktoś zamienił dzieci na oddziale noworodkowym? Może Szymon naprawdę nie jest moim biologicznym synem?
Ale co wtedy z moją miłością do niego? Czy to coś zmienia?
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Michał był chłodny i zdystansowany. Szymon wyczuwał napięcie i coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Ja próbowałam znaleźć jakiekolwiek informacje o porodzie sprzed dwunastu lat. Zadzwoniłam do szpitala, ale usłyszałam tylko: „Proszę napisać oficjalne pismo”.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem.
Mama spojrzała na mnie z niepokojem.
– Kamila, co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O testach DNA, o wątpliwościach Michała, o moim strachu.
Mama długo milczała.
– Kamila… – zaczęła powoli. – Jest coś, czego ci nigdy nie powiedziałam.
Serce mi zamarło.
– Co masz na myśli?
– Kiedy rodziłaś Szymona, byłaś bardzo słaba po cesarce. Przez kilka godzin nie mogłaś go zobaczyć. Pielęgniarki przynosiły ci dziecko do karmienia… Ale wtedy był taki chaos na oddziale… Ja sama widziałam, jak jedna z pielęgniarek pomyliła dzieci przy innych matkach.
Zrobiło mi się słabo.
– Mamo… myślisz, że mogli zamienić dzieci?
Mama tylko spuściła wzrok.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Michał czekał na mnie w salonie.
– I co? – zapytał bez emocji.
– Musimy zrobić jeszcze jeden test – powiedziałam stanowczo. – Tym razem razem z tobą i Szymonem.
Zgodził się bez słowa.
Czekanie na wyniki było najgorsze. Każdy dzień ciągnął się w nieskończoność. Szymon widział nasze napięcie i w końcu zapytał:
– Mamo, czy coś się stało?
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Jak powiedzieć dwunastolatkowi, że może nie jest twoim biologicznym dzieckiem?
W końcu przyszły wyniki. Trzymałam kopertę w drżących dłoniach. Michał patrzył na mnie wyczekująco.
Otworzyłam ją powoli. Czytałam słowa kilka razy, zanim dotarło do mnie ich znaczenie.
„Brak pokrewieństwa genetycznego między matką a dzieckiem.”
Upadłam na krzesło. Michał odwrócił wzrok.
– I co teraz? – zapytał cicho.
Nie wiedziałam. Nie wiedziałam niczego.
Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Szymon coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Ja płakałam po nocach, próbując zrozumieć, kim jestem bez niego i kim on jest bez mnie.
W końcu zdecydowałam się powiedzieć mu prawdę.
Usiadłam obok niego na łóżku.
– Szymonku… muszę ci coś powiedzieć. To będzie trudne dla nas obojga…
Patrzył na mnie wielkimi oczami.
– Mamo… ja już wiem, że coś jest nie tak. Ale ty zawsze będziesz moją mamą.
Rozpłakałam się i przytuliłam go mocno.
Czasem życie stawia nas przed pytaniami, na które nie ma prostych odpowiedzi. Czy więzy krwi są ważniejsze niż miłość? Czy można przestać być matką tylko dlatego, że ktoś popełnił błąd? Może to właśnie my sami decydujemy, kim dla siebie jesteśmy?