Następny krok – mój: Historia Wioletty Janowskiej

— Wioletta Janowska, oszalałaś zupełnie?! — Głos dyrektorki Haliny Kowalskiej przeciął ciszę pokoju nauczycielskiego jak brzytwa. — W pięćdziesiąt osiem lat chcesz odejść ze szkoły? Gdzie się podziejesz, powiedz na litość boską?

Starałam się nie patrzeć na Halinę. Układałam podręczniki w równy stos, jakby od tego zależał porządek świata. Dłonie mi drżały, ale nie mogłam pozwolić, by ktoś to zauważył. Wszyscy patrzyli na mnie — koleżanki, z którymi przez lata dzieliłam kawę i plotki, młodzi nauczyciele, którzy jeszcze nie wiedzieli, jak bardzo szkoła potrafi zmęczyć. Czułam ich wzrok na karku.

— Jakoś się znajdzie — odpowiedziałam cicho, choć w środku wrzało we mnie wszystko. — To moja decyzja.

Halina westchnęła ciężko, jakby to ona miała ponieść konsekwencje mojej decyzji. — Wioletta, ty nie masz nikogo poza tą szkołą. Dzieci daleko, mąż… — urwała, bo wszyscy wiedzieli, że mąż odszedł do młodszej już pięć lat temu. — Przemyśl to jeszcze.

Nie odpowiedziałam. Bałam się, że jeśli otworzę usta, rozpadnę się na kawałki. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju nauczycielskiego, zostawiając za sobą szepty i spojrzenia pełne litości.

W domu było cicho. Za cicho. Odkąd Tomek wyjechał do Londynu, a Ania do Krakowa, mieszkanie stało się zbyt duże i zbyt puste. Nawet kotka Lusia spała gdzieś pod kaloryferem, nieświadoma moich rozterek. Usiadłam przy kuchennym stole i patrzyłam na swoje odbicie w oknie. Zmarszczki wokół oczu pogłębiły się przez te wszystkie lata, ale w oczach wciąż tlił się bunt.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Mamo? — To była Ania. — Słyszałam od cioci Hani, że chcesz rzucić pracę? Co się dzieje?

— Nic się nie dzieje, Aniu. Po prostu… jestem zmęczona. Chcę spróbować czegoś innego.

— Ale czego? Przecież całe życie byłaś nauczycielką! Co będziesz robić?

Nie wiedziałam. Naprawdę nie wiedziałam. Ale nie mogłam już dłużej udawać przed sobą i innymi, że wszystko jest w porządku. Każdy dzień w szkole był coraz trudniejszy. Dzieciaki coraz bardziej obojętne, rodzice coraz bardziej roszczeniowi, a ja coraz bardziej niewidzialna.

— Może pojadę do ciebie na trochę? — zaproponowałam niepewnie.

— Mamo… — Ania zawahała się. — Wiesz, że teraz mam dużo pracy i… No wiesz, Michał też nie jest zachwycony tym pomysłem.

Poczułam ukłucie w sercu. Nawet własna córka nie chciała mnie u siebie na dłużej. Czy naprawdę zostałam już tylko ja i ta pusta kuchnia?

Wieczorem zadzwonił Tomek.

— Mamo, słyszałem o twojej decyzji. Może przyjedziesz do Londynu? Zobaczysz wnuka, odpoczniesz trochę.

— Dziękuję, Tomku. Ale chyba muszę najpierw odpocząć od siebie samej.

Położyłam się spać z głową pełną myśli. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos Haliny: „Nie masz nikogo poza tą szkołą”. Czy to prawda? Czy naprawdę całe moje życie sprowadzało się do tych czterech ścian i tablicy kredowej?

Następnego dnia poszłam na spacer po parku. Było chłodno, liście szumiały pod stopami. Spotkałam panią Zofię z sąsiedztwa.

— Pani Wioletto! Słyszałam, że odchodzi pani ze szkoły! Co pani teraz będzie robić?

— Jeszcze nie wiem — odpowiedziałam szczerze.

— Wie pani co? Ja też kiedyś myślałam, że bez pracy umrę z nudów. A teraz mam czas na ogródek, książki i spotkania z koleżankami. Może to właśnie czas dla siebie?

Uśmiechnęłam się po raz pierwszy od dawna. Może rzeczywiście powinnam pomyśleć o sobie? Przez całe życie byłam dla innych: dla uczniów, dla dzieci, dla męża. A kiedy przyszło co do czego, zostałam sama ze swoimi myślami.

Wieczorem zadzwoniła Halina.

— Wioletta… Przepraszam za ton wczoraj. Po prostu boję się o ciebie. Wiesz, jak to jest — człowiek przyzwyczaja się do rutyny i boi się zmian.

— Wiem, Halino. Ale ja już nie mogę inaczej.

— Jeśli będziesz czegoś potrzebować… Zadzwoń.

Odłożyłam słuchawkę i poczułam ulgę. Może nie jestem tak całkiem sama?

Przez kolejne dni zaczęłam odkrywać świat na nowo. Zapisałam się na zajęcia z ceramiki w domu kultury. Poznałam tam panią Grażynę, wdowę po lekarzu, która nauczyła mnie śmiać się z własnych niepowodzeń.

— Wiesz co, Wioletto? Życie zaczyna się po pięćdziesiątce! — śmiała się Grażyna, pokazując mi swoje nieudane kubki.

Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i uczucia. Po raz pierwszy od lat czułam się wolna.

Ale pewnego wieczoru zadzwoniła Ania.

— Mamo… Michał stracił pracę. Nie wiem, co robić… Boję się.

— Przyjadę do was — powiedziałam bez namysłu.

Pojechałam do Krakowa i przez kilka tygodni pomagałam Ani ogarnąć dom i dzieci. Było ciężko, ale czułam się potrzebna. Michał znalazł nową pracę, a ja wróciłam do siebie z poczuciem spełnienia.

Dziś siedzę przy tym samym kuchennym stole i patrzę przez okno na światło zachodzącego słońca. Nie wiem jeszcze, co przyniesie jutro. Może samotność znów da mi się we znaki, a może odkryję coś nowego?

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę trzeba całe życie poświęcać innym? A może czasem warto zrobić krok w swoim kierunku? Co wy byście zrobili na moim miejscu?