Gdy wyszłam za maminsynka: Prawda o naszej bezdzietności, której nikt nie chciał usłyszeć
— Marta, nie przesadzaj, mama tylko chce dobrze — usłyszałam Pawła, gdy po raz kolejny próbowałam zamknąć drzwi do naszej sypialni przed jego matką. Stała na korytarzu, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z wyższością. — Pawełku, nie pozwól jej tak się do mnie odzywać — rzuciła z wyrzutem.
Był listopadowy wieczór. Deszcz bębnił o parapet, a ja czułam, jak powietrze w naszym mieszkaniu gęstnieje od niewypowiedzianych słów. Od trzech lat byliśmy małżeństwem. Trzech lat walki o prywatność, o własne zdanie, o miejsce w życiu Pawła. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Początek był jak z bajki. Poznaliśmy się na uczelni w Krakowie. Paweł był czuły, zabawny, miał w sobie coś, co przyciągało ludzi. Jego matka, pani Jadwiga, wydawała się na początku miła — do czasu, aż zamieszkaliśmy razem. Wtedy zaczęła się prawdziwa walka o wpływy.
— Paweł, może byście już pomyśleli o dziecku? — pytała przy każdej okazji. — Wiesz, zegar biologiczny tyka, a ja chciałabym jeszcze pobawić wnuki.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Próbowałam rozmawiać z Pawłem, ale on zawsze stawał po stronie matki. — Przesadzasz, ona po prostu się troszczy — powtarzał.
Prawda była taka, że od dwóch lat bezskutecznie staraliśmy się o dziecko. Chodziłam po lekarzach, robiłam badania, łykałam suplementy. Paweł nie chciał słyszeć o badaniach nasienia. — Ze mną wszystko w porządku — mówił z urażoną dumą.
Pewnego dnia, po kolejnej nieudanej próbie, wróciłam do domu i usłyszałam rozmowę Pawła z matką. Stałam za drzwiami kuchni, serce waliło mi jak młotem.
— Mamo, to wszystko przez Martę. Ona nie może mieć dzieci. Lekarz powiedział, że to jej wina — mówił Paweł cicho, ale wyraźnie.
Zamarłam. To nie była prawda. Lekarze nie znaleźli u mnie żadnych przeszkód. Paweł nigdy nie zrobił badań. Poczułam, jak coś we mnie pęka.
Weszłam do kuchni. — Naprawdę tak powiedziałeś? — zapytałam drżącym głosem.
Paweł spojrzał na mnie zaskoczony. — Marta, ja tylko… Mama się martwi, chciałem ją uspokoić.
— Kłamiesz! — krzyknęłam. — Kłamiesz nie tylko jej, ale i sobie!
Pani Jadwiga patrzyła na mnie z triumfem. — Wiedziałam, że coś z tobą nie tak — syknęła.
Wybiegłam z mieszkania. Deszcz lał mi się po twarzy, ale nie czułam zimna. Czułam tylko pustkę i wściekłość. Przez kilka godzin chodziłam po mieście, próbując zrozumieć, jak mogłam być tak ślepa.
Następnego dnia Paweł próbował się tłumaczyć. — Marta, przepraszam, nie chciałem cię zranić. Po prostu… mama mnie naciskała.
— A ja? Ja się nie liczę? — zapytałam przez łzy. — Przez dwa lata żyłam w poczuciu winy, bo nie chciałeś zrobić najprostszego badania!
— Nie rozumiesz, jak to jest dla faceta… — zaczął.
— Nie rozumiem? — przerwałam mu. — Wiesz, co to znaczy czuć się winą za coś, czego się nie zrobiło? Wiesz, jak to jest być oskarżaną przez własnego męża?
Milczał. Widziałam w jego oczach strach i wstyd, ale też coś jeszcze — bezradność. Wiedziałam, że nigdy nie postawi mnie ponad swoją matką.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie. Pani Jadwiga przychodziła codziennie, przynosiła obiady, sprzątała, komentowała wszystko, co robię. — Może powinnaś mniej pracować, to byś zaszła w ciążę — rzucała złośliwie.
Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam unikać znajomych, wstydziłam się przyznać do tego, co dzieje się w domu. Moja mama powtarzała: — Marta, musisz walczyć o siebie. Ale jak walczyć, gdy druga strona nie chce słuchać?
Pewnego dnia znalazłam w szafce Pawła skierowanie na badania nasienia. Było niepodpisane, nieużywane. Zrozumiałam, że nigdy nie zamierzał go zrobić.
Zebrałam się na odwagę. — Paweł, jeśli nie zrobisz tych badań, wyprowadzam się — powiedziałam spokojnie.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. — Ty naprawdę byś to zrobiła?
— Tak. Bo już nie mogę żyć w kłamstwie.
Nie zrobił badań. Spakowałam walizkę i wyjechałam do mamy. Przez pierwsze dni czułam ulgę, potem przyszła fala smutku i żalu. Ale wiedziałam, że zrobiłam dobrze.
Po kilku tygodniach Paweł przyszedł do mnie. — Marta, przepraszam. Zrobiłem badania. Wyniki są złe. To ja mam problem.
Patrzyłam na niego długo. — Dlaczego nie mogłeś powiedzieć tego wcześniej? — zapytałam cicho.
— Bałem się… mamy. Bałem się, że mnie odrzucisz.
— Odrzuciłeś sam siebie — odpowiedziałam.
Nie wróciłam do niego. Zrozumiałam, że nie chcę być z kimś, kto nie potrafi być szczery nawet wobec siebie.
Dziś żyję sama. Czasem jest mi ciężko, ale wiem, że wybrałam siebie. Czy warto było poświęcić miłość dla prawdy? Czy można kochać kogoś, kto zawsze wybiera innych zamiast ciebie?