Zamknięte drzwi: czuję się obca w ich życiu
– Nie przychodź, proszę cię, Halino. To nie jest dobry moment – głos Magdy, mojej synowej, był chłodny i stanowczy. Stałam na klatce schodowej, z torbą pełną domowych pierogów i słoikiem ogórków kiszonych. W dłoniach drżały mi klucze, choć wiedziałam, że nie mam już do czego ich użyć.
Pięć lat. Tyle minęło, odkąd ostatni raz przekroczyłam próg mieszkania mojego syna. Piotr był moim jedynym dzieckiem. Wychowywałam go sama, odkąd jego ojciec odszedł do innej kobiety. Pracowałam na dwa etaty w szpitalu jako pielęgniarka, żeby niczego mu nie brakowało. Często wracałam późno, zmęczona do granic możliwości, ale zawsze starałam się być dla niego – gotować ulubione naleśniki, rozmawiać o szkole, przytulać, gdy miał zły dzień.
Kiedy poznał Magdę, cieszyłam się jego szczęściem. Była ładna, uśmiechnięta, wydawała się miła. Zaprosiłam ją na obiad – zrobiłam rosół i schabowe, bo Piotr zawsze je uwielbiał. Pamiętam jej spojrzenie, gdy zaproponowałam dokładkę: „Nie jem mięsa”. Poczułam się głupio, ale przeprosiłam i podałam sałatkę. Od tamtej pory coś zaczęło się psuć.
– Mamo, Magda jest trochę inna niż my – tłumaczył mi Piotr kilka miesięcy później. – Musisz się przyzwyczaić.
Starałam się. Naprawdę się starałam. Na święta piekłam wegańskie ciasta, uczyłam się nowych przepisów z internetu. Ale zawsze coś było nie tak. Za słone, za tłuste, za mało ekologiczne. Magda coraz rzadziej odbierała ode mnie telefony. Piotr też jakby gasł przy mnie – rozmowy były krótkie, zdawkowe.
Pamiętam ten dzień sprzed pięciu lat. Zadzwoniłam z pytaniem, czy mogę wpaść na kawę. Usłyszałam w słuchawce: – Lepiej nie. Mamy dużo pracy.
Od tamtej pory drzwi ich domu są dla mnie zamknięte.
Czasem mijam ich na ulicy – Piotr idzie z Magdą i dwójką dzieci. Moje wnuki! Nawet nie wiem, jak mają na imię. Serce mi pęka za każdym razem, gdy widzę ich z daleka. Chciałabym podejść, przytulić je choć raz, ale Magda zawsze odwraca wzrok i przyspiesza kroku.
Sąsiedzi pytają: – Halina, czemu nie widujesz Piotra? Taki dobry chłopak był…
Co mam im powiedzieć? Że jestem matką-niewidzialną? Że moje miejsce przy stole zostało zajęte przez kogoś innego?
Czasami dzwonię do Piotra. Odbiera rzadko. Rozmowy są krótkie:
– Wszystko w porządku, mamo.
– A dzieci?
– Dobrze.
– Może przyjdziecie na obiad?
– Nie mamy czasu.
Odkładam słuchawkę i płaczę w poduszkę jak dziecko. Przeglądam stare zdjęcia – Piotr na rowerze, Piotr z pierwszym świadectwem z paskiem, Piotr na kolanach u mnie w kuchni…
Czasem myślę: może to ja zrobiłam coś źle? Może byłam zbyt zaborcza? Może powinnam była wcześniej zaakceptować Magdę taką, jaka jest? Ale przecież próbowałam! Czy to źle, że chciałam być częścią ich życia?
W zeszłym roku zachorowałam na zapalenie płuc. Leżałam sama w szpitalu przez dwa tygodnie. Nikt mnie nie odwiedził. Pielęgniarki pytały: – Ma pani rodzinę?
– Mam syna – odpowiadałam cicho.
Po wyjściu ze szpitala napisałam do Piotra SMS-a: „Byłam chora. Chciałabym cię zobaczyć”. Odpisał po dwóch dniach: „Dużo pracy. Zdrowiej!”
Czasami mam ochotę zadzwonić do Magdy i zapytać: „Dlaczego mnie nie chcesz? Co ci zrobiłam?” Ale boję się odpowiedzi. Boję się usłyszeć prawdę o sobie.
W święta gotuję barszcz i pierogi tylko dla siebie. Nakrywam do stołu dla jednej osoby i patrzę na pusty talerz naprzeciwko. Czasem wyobrażam sobie, że Piotr zaraz zadzwoni do drzwi z dziećmi i usiądziemy razem jak dawniej… Ale to tylko marzenia.
Ostatnio spotkałam moją dawną koleżankę ze szkoły pielęgniarskiej – Zofię.
– Halina, musisz walczyć o swoje! – powiedziała stanowczo. – Idź tam! Zapukaj!
Ale ja już nie mam siły walczyć. Boję się kolejnego odrzucenia bardziej niż samotności.
Czasami śnię o tym, że Piotr przychodzi do mnie sam i mówi: „Mamo, przepraszam”. Budzę się wtedy z mokrymi policzkami i czuję się jeszcze bardziej pusta niż wcześniej.
Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie? Czy matczyna miłość może być winą? A może to świat się zmienił i dla takich matek jak ja nie ma już miejsca?
Może ktoś z was wie, jak przestać czekać pod zamkniętymi drzwiami? Jak pogodzić się z tym, że jest się obcą w życiu własnego dziecka?