Zdrada w cieniu choroby: Jak walczyłam o siebie, gdy świat się zawalił
— To nie może być prawda — szepnęłam, patrząc na ekran telefonu. Wiadomość od nieznanego numeru, kilka zdjęć. Mój mąż, Paweł, z inną kobietą. Przytuleni, uśmiechnięci. W tle znajoma kawiarnia na Mokotowie, gdzie jeszcze niedawno razem świętowaliśmy moją ostatnią chemioterapię.
Zanim jednak świat rozpadł się na kawałki przez zdradę, już wcześniej czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg. Diagnoza przyszła nagle — rak piersi. Miałam 39 lat, dwójkę dzieci i przekonanie, że życie jest przewidywalne, jeśli tylko będę się starać. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę: szpitalny korytarz, zapach środków dezynfekujących i głos lekarza: „Pani Anno, musimy działać szybko.”
Paweł był wtedy przy mnie. Trzymał mnie za rękę, obiecywał, że razem przez to przejdziemy. „Nie zostawię cię ani na chwilę” — powtarzał. Wierzyłam mu. Może za bardzo? Może nie chciałam widzieć sygnałów ostrzegawczych: jego późnych powrotów z pracy, coraz częstszych wyjazdów służbowych, chłodnych spojrzeń.
Chemioterapia była piekłem. Włosy wypadały garściami, ciało odmawiało posłuszeństwa. Dzieci — Zosia i Michał — patrzyły na mnie z przerażeniem i pytaniami w oczach, których nie umiałam zbyć uśmiechem. Mama przyjeżdżała z Radomia, żeby mi pomóc. Paweł coraz częściej znikał.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez telefon. „Kocham cię” — powiedział do kogoś cicho w łazience. Zamarłam. „To pewnie do mnie” — próbowałam się oszukiwać. Ale potem przyszły zdjęcia.
— Paweł, kim ona jest? — zapytałam go prosto w oczy, pokazując mu telefon.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił wzrok.
— Anka… Ja… Nie chciałem cię ranić…
— Ale zraniłeś! — krzyknęłam. — Właśnie teraz? Kiedy walczę o życie?
Dzieci słyszały naszą kłótnię. Michał zamknął się w pokoju, Zosia płakała pod kołdrą. Mama próbowała mnie uspokoić: „Ania, musisz być silna dla dzieci.” Ale ja nie miałam już siły.
Przez kilka tygodni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł spał na kanapie w salonie. Ja w sypialni liczyłam godziny do rana, bo noc była najgorsza — wtedy wracały wszystkie lęki: przed śmiercią, przed samotnością, przed tym, że nie jestem już nikomu potrzebna.
Przyszedł moment, kiedy musiałam podjąć decyzję: walczyć o małżeństwo czy o siebie? Paweł błagał o wybaczenie. Przynosił kwiaty, gotował obiady, zabierał dzieci do kina. Ale ja widziałam w jego oczach cień — coś się skończyło.
Pewnego dnia pojechałam do Magdy, mojej przyjaciółki z liceum.
— Anka, musisz pomyśleć o sobie — powiedziała stanowczo. — Całe życie byłaś dla innych: dla Pawła, dla dzieci, dla rodziców. Teraz ty jesteś najważniejsza.
Wróciłam do domu i spojrzałam w lustro. Byłam łysa, blada, z blizną po operacji. Ale w oczach zobaczyłam coś nowego — gniew i determinację.
— Paweł — powiedziałam wieczorem — chcę rozwodu.
Nie protestował. Może nawet poczuł ulgę? Dzieci płakały, mama była przerażona. „Co ludzie powiedzą?” — pytała szeptem.
Ale ja już nie mogłam żyć w kłamstwie.
Rozwód był bolesny. Musiałam tłumaczyć dzieciom, dlaczego tata się wyprowadza. Michał zamknął się w sobie, Zosia zaczęła mieć problemy w szkole. Mama przestała przyjeżdżać tak często — nie umiała patrzeć na moje cierpienie.
Chemioterapia dobiegała końca. Lekarze mówili o szansach na remisję, ale ja czułam się pusta w środku. Każdego dnia uczyłam się żyć od nowa: sama robiłam zakupy, sama chodziłam na spacery po Polu Mokotowskim, sama płakałam nocami.
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę z parteru.
— Pani Aniu, podziwiam panią — powiedziała cicho. — Tyle pani przeszła…
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od miesięcy.
Zaczęłam pisać dziennik. Zapisałam w nim wszystko: ból po zdradzie Pawła, strach przed śmiercią, samotność i pierwsze promyki nadziei.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Mam krótkie włosy i nowe życie. Dzieci powoli odzyskują spokój. Paweł dzwoni czasem do Michała i Zosi — ja nie odbieram jego telefonów.
Często pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy zdrada Pawła była moją winą? Ale wiem jedno: przetrwałam najgorsze i nauczyłam się kochać siebie na nowo.
Może właśnie o to chodzi w życiu? By znaleźć siłę tam, gdzie wydaje się jej nie być? Czy wy też kiedyś musieliście budować siebie od zera?