Zamknięte drzwi o świcie: Czy naprawdę straciłam syna przez jego żonę?
Siódma rano. Stoję na klatce schodowej, ściskając w rękach torbę z jeszcze ciepłym rosołem i schabowym. Pachnie domem, dzieciństwem, bezpieczeństwem. Drżę z zimna i z nerwów, bo wiem, że nie powinnam była przychodzić tak wcześnie, ale przecież to mój syn – mój jedyny syn, dla którego oddałabym wszystko. Naciskam dzwonek. Słyszę kroki za drzwiami. Otwiera się – na chwilę. W progu staje Michał, mój chłopiec, choć już dawno nie jest chłopcem. Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem, w piżamie, z potarganymi włosami.
– Mamo, co ty tu robisz o tej porze? – pyta szeptem, jakby bał się, że ktoś usłyszy.
– Przyniosłam ci obiad. Wiem, że lubisz mój rosół…
Nie zdążyłam dokończyć. Michał spojrzał za siebie, potem na mnie. W jego oczach pojawił się cień niepokoju.
– Mamo, nie możesz tak przychodzić bez zapowiedzi. Ola śpi…
– Ale to tylko chwila! Chciałam cię zobaczyć…
– Przepraszam, mamo. Nie teraz.
Zatrzasnął drzwi. Zostałam sama na zimnej klatce schodowej, z obiadem w rękach i sercem roztrzaskanym na tysiąc kawałków. Stałam tak jeszcze chwilę, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Czy to naprawdę on? Mój Michał? Ten sam chłopiec, którego tuliłam do snu przez tyle lat?
Wróciłam do domu na drżących nogach. Mąż jeszcze spał. Położyłam torbę na stole i usiadłam obok niej. W głowie kłębiły się myśli: To przez Olę. To ona go zmieniła. Odkąd się pobrali, Michał coraz rzadziej dzwoni, prawie nie przyjeżdża. Kiedyś byliśmy rodziną – ja, on i mój mąż Piotr. Wszystko kręciło się wokół Michała. Urodził się późno, po latach starań i rozczarowań. Przysięgaliśmy sobie z Piotrem: nasz syn nigdy nie poczuje się samotny tak jak ja w dzieciństwie.
Wychowywałam się bez ojca. Matka była surowa i zimna – nigdy nie przytuliła mnie bez powodu. Obiecałam sobie: moje dziecko będzie miało wszystko – miłość, wsparcie, dom pełen ciepła. I tak było przez lata. Michał był naszym oczkiem w głowie. Każda jego potrzeba była najważniejsza. Kiedy miał gorączkę – nie spałam całą noc. Gdy miał kłopoty w szkole – szłam do nauczycielki i rozmawiałam do skutku.
Może przesadziłam? Może powinnam była pozwolić mu dorosnąć szybciej? Ale jak miałam to zrobić? Był taki delikatny…
Kiedy poznał Olę, poczułam ukłucie zazdrości. Była inna niż ja – pewna siebie, nowoczesna, niezależna. Nie potrzebowała nikogo do szczęścia. Michał patrzył na nią jak zaczarowany. Z czasem zaczął się oddalać. Najpierw przestał opowiadać mi o wszystkim, potem coraz rzadziej wpadał na niedzielny obiad.
Pamiętam naszą pierwszą kłótnię o Olę:
– Mamo, Ola nie lubi rosołu – powiedział kiedyś niepewnie.
– To niech nie je! Ty zawsze lubiłeś!
– Ale teraz mieszkamy razem…
Zrozumiałam wtedy, że coś się zmienia. Że już nie jestem najważniejsza.
Próbowałam zaprzyjaźnić się z Olą. Zapraszałam ją na kawę, proponowałam wspólne zakupy. Zawsze miała wymówkę: praca, zmęczenie, spotkanie ze znajomymi. Czułam się coraz bardziej niepotrzebna.
Piotr próbował mnie uspokoić:
– Daj im trochę przestrzeni – mówił spokojnie.
– Przestrzeni? A jeśli ona go odciągnie ode mnie na zawsze?
– Musisz mu zaufać.
Ale jak zaufać, kiedy serce pęka z tęsknoty?
Od tamtej pory widywaliśmy się coraz rzadziej. Michał dzwonił tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował: porady lekarskiej albo przepisu na pierogi. Czułam się jak telefon alarmowy – potrzebny tylko w nagłych przypadkach.
A dziś… dziś zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Nie mogłam przestać o tym myśleć przez cały dzień. Chodziłam po domu jak cień samej siebie. Piotr próbował mnie pocieszyć:
– Może przesadziłaś z tą wizytą o świcie?
– Chciałam tylko zrobić mu przyjemność…
– Ale on ma teraz swoje życie.
Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? Czy matka musi zawsze ustępować miejsca żonie syna? Czy Ola naprawdę go nastawiła przeciwko mnie?
Wieczorem zadzwoniłam do Michała. Nie odebrał. Napisałam SMS: „Przepraszam za poranną wizytę. Kocham cię.” Odpisał dopiero po kilku godzinach: „Mamo, proszę cię… Daj nam trochę czasu dla siebie.”
Leżałam w łóżku i płakałam cicho do poduszki. Przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa Michała: pierwsze kroki, pierwszy dzień w szkole, wspólne pieczenie ciastek na święta… Czy to wszystko już minęło? Czy naprawdę jestem już tylko dodatkiem do jego życia?
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra:
– Słyszałam, że byłaś u Michała…
– Skąd wiesz?
– Ola napisała do mnie na Messengerze. Była zdenerwowana.
– Co napisała?
– Że czujesz się samotna i próbujesz go kontrolować.
Zatkało mnie. Czy naprawdę tak to wygląda z ich strony? Czy jestem aż tak zaborcza?
Wieczorem usiadłam z Piotrem przy stole.
– Może powinnam odpuścić… – powiedziałam cicho.
– Może powinnaś spróbować żyć dla siebie – odpowiedział spokojnie.
Ale jak żyć dla siebie, kiedy całe życie było dla kogoś innego?
Czasem myślę: czy Ola naprawdę jest winna temu wszystkiemu? A może to ja nie potrafię pogodzić się ze zmianą? Czy każda matka musi kiedyś przeżyć ten ból odrzucenia?
Może powinnam nauczyć się kochać inaczej? Ale jak przestać być matką dla własnego dziecka?
Czy wy też kiedyś poczuliście się niepotrzebni własnym dzieciom? Jak sobie z tym poradziliście?