Zdrada przy filiżance herbaty: Historia Wandy
— Wanda, nie idź tam — powtarzałam sobie w myślach, stojąc już pod drzwiami Bożeny. Ale przecież nie mogłam się cofnąć. Zbyt długo nie widziałyśmy się z Bożeną, moją najbliższą przyjaciółką jeszcze z czasów liceum. Wiosenne powietrze pachniało bzami, a ja czułam się lekka, jakby cały ciężar ostatnich tygodni nagle zniknął. Praca w urzędzie była dziś wyjątkowo spokojna, szef pozwolił nam wyjść wcześniej. Zamiast wracać do domu, gdzie czekał na mnie mąż — Marek — i syn Kuba, postanowiłam zrobić coś dla siebie. Zaskoczyć Bożenę, wypić z nią herbatę, powspominać stare czasy.
Zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam znajomy stukot jej kroków. Otworzyła z uśmiechem, choć w jej oczach dostrzegłam cień niepokoju.
— Wanda! Co za niespodzianka! — wykrzyknęła, przytulając mnie mocno. — Właśnie parzę herbatę. Chodź, rozgość się.
Weszłam do środka. W salonie panował lekki nieład — na stole leżały gazety, kubki po kawie, a na kanapie ktoś zostawił męską kurtkę. Zmarszczyłam brwi.
— Masz gościa? — zapytałam mimochodem.
Bożena zawahała się przez ułamek sekundy.
— Nie, to… to tylko mój brat wpadł na chwilę rano. Zostawił kurtkę — odpowiedziała zbyt szybko.
Usiadłyśmy przy stole. Bożena nalała mi herbaty do ulubionej filiżanki w niebieskie kwiaty. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym: o pracy, o dzieciach, o tym, jak bardzo brakuje nam czasu dla siebie. Ale coś wisiało w powietrzu. Bożena była rozkojarzona, nerwowo zerkała na telefon.
— Wszystko w porządku? — zapytałam w końcu.
— Tak, tak… po prostu mam dziś głowę gdzie indziej — odparła wymijająco.
Nagle zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekran i pobladła.
— Przepraszam cię na chwilę — powiedziała i wyszła do kuchni. Słyszałam jej stłumiony głos, ale nie mogłam rozpoznać słów. Po kilku minutach wróciła, jeszcze bardziej spięta niż wcześniej.
— Może już pójdę — zaproponowałam niezręcznie.
— Nie! Zostań jeszcze chwilę — poprosiła niemal błagalnie.
Wtedy zadzwonił mój własny telefon. Marek.
— Cześć kochanie, gdzie jesteś? — zapytał spokojnym głosem.
— U Bożeny. Wpadłam na herbatę, bo wcześniej skończyłam pracę — odpowiedziałam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Dobrze… wróć jak będziesz mogła — powiedział i się rozłączył.
Coś mnie tknęło. Przypomniałam sobie tę kurtkę na kanapie — była identyczna jak ta, którą Marek nosił zeszłej zimy. Zignorowałam to wtedy, ale teraz poczułam ukłucie niepokoju.
— Bożena… kto naprawdę był dziś u ciebie? — zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę milczała, a potem zaczęła płakać.
— Wanda… ja… przepraszam cię… — wyszeptała przez łzy.
Serce mi zamarło. Wiedziałam już wszystko, zanim wypowiedziała kolejne słowa.
— To Marek? — spytałam drżącym głosem.
Bożena skinęła głową i ukryła twarz w dłoniach.
Wszystko we mnie pękło. Siedziałam nieruchomo, czując jak świat wali mi się na głowę. Nie mogłam uwierzyć, że moja najlepsza przyjaciółka i mój mąż… że przez tyle miesięcy żyli podwójnym życiem tuż obok mnie.
— Jak długo? — zapytałam głucho.
— Od jesieni… To był błąd… Ja go kocham… Ale wiem, że to nie powinno się wydarzyć… — łkała Bożena.
Nie słuchałam już jej tłumaczeń. Wstałam powoli, jakby każda komórka mojego ciała musiała nauczyć się chodzić od nowa. Bez słowa wyszłam z jej mieszkania i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam dokąd idę. Ulice Piaseczna wydawały się obce i zimne mimo wiosennego słońca.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Marek siedział przy stole, jakby czekał na wyrok.
— Wanda… pozwól mi wszystko wyjaśnić… — zaczął błagalnie.
— Nie chcę słuchać twoich kłamstw — przerwałam mu ostro. — Wiem już wszystko. Byłeś u Bożeny dzisiaj rano? Odpowiedz!
Marek spuścił głowę.
— Tak…
Poczułam gniew tak silny, że aż zabrakło mi tchu.
— Jak mogłeś? Jak mogliście mi to zrobić? Przecież byliście dla mnie najbliższymi ludźmi! — krzyczałam przez łzy.
Kuba wybiegł ze swojego pokoju przestraszony hałasem.
— Mamo? Co się dzieje?
Przytuliłam go mocno, próbując ukryć łzy.
— Nic synku… wszystko będzie dobrze…
Ale wiedziałam, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Marek próbował rozmawiać, tłumaczyć się, przepraszać. Bożena pisała wiadomości pełne żalu i skruchy. Ja nie potrafiłam im wybaczyć. Straciłam zaufanie do ludzi, których kochałam najbardziej na świecie.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zauważyć wcześniej. Czy powinnam była być bardziej czujna? A może po prostu nie chciałam widzieć prawdy?
Dziś wiem jedno: zdrada boli najbardziej wtedy, gdy przychodzi od tych, którym ufało się bezgranicznie. Czy można jeszcze kiedyś zaufać? Czy warto próbować budować życie od nowa po takim upadku? Może ktoś z was zna odpowiedź…