Nigdy nie byłam wystarczająco dobra dla Michała: Prawda o miłości i społecznych podziałach
– Znowu przyszłaś w tych butach? – głos pani Barbary, matki Michała, przeszył ciszę jak nóż. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoniach torbę z ciastem, które upiekłam specjalnie na tę okazję. Moje buty – zwykłe trampki, trochę już znoszone – wydawały się nagle symbolem wszystkiego, czym nie byłam.
Michał spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie powiedział ani słowa. Jego ojciec, pan Andrzej, nawet nie podniósł wzroku znad gazety. W powietrzu wisiała niewypowiedziana pretensja: nie pasujesz tutaj.
Pochodzę z małego miasteczka pod Radomiem. Moja mama pracuje w sklepie spożywczym, tata jest kierowcą autobusu. Nigdy nie mieliśmy wiele, ale zawsze było ciepło i serdecznie. Michał poznał mnie na studiach w Warszawie – zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. On – syn lekarzy, wychowany w domu pełnym książek i obrazów, ja – dziewczyna z prowincji, która do wszystkiego musiała dojść sama.
Pierwsze spotkanie z jego rodziną było jak zimny prysznic. Pani Barbara uśmiechała się uprzejmie, ale jej oczy mówiły wszystko. – A czym zajmują się twoi rodzice? – zapytała przy stole, a ja poczułam się jak na egzaminie.
– Mama pracuje w sklepie, tata jeździ autobusem – odpowiedziałam cicho.
– Ach… – westchnęła i już wiedziałam, że zostałam oceniona.
Z czasem było tylko gorzej. Każda moja wizyta była testem. Czy umiem się odpowiednio zachować? Czy wiem, jak używać sztućców? Czy potrafię rozmawiać o sztuce współczesnej? Michał próbował mnie bronić, ale był coraz bardziej rozdarty między mną a rodziną.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę przez przypadek. Stałam w kuchni, kiedy pani Barbara rozmawiała z mężem:
– Michał mógłby znaleźć sobie kogoś lepszego. Kogoś na jego poziomie.
– Daj mu czas. To minie – odpowiedział pan Andrzej.
Łzy napłynęły mi do oczu. Wyszłam z kuchni i pobiegłam do łazienki. Patrzyłam w lustro i zadawałam sobie pytanie: czy naprawdę jestem gorsza?
Michał zauważył moją zmianę nastroju. Wieczorem zapytał:
– Co się stało?
– Twoja mama nigdy mnie nie zaakceptuje – wyszeptałam.
– Kocham cię. To się liczy – próbował mnie pocieszyć.
Ale czy to wystarczy?
Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Michał był rozdarty. Chciał być lojalny wobec rodziny, ale też nie chciał mnie stracić. Ja czułam się coraz bardziej samotna i wyobcowana. Nawet moi rodzice zauważyli, że coś jest nie tak.
– Córeczko, czy on cię szanuje? – zapytała mama przez telefon.
– Tak… tylko jego rodzina…
– Miłość to nie tylko uczucie. To też wsparcie i szacunek – powiedziała cicho.
Wkrótce potem przyszło zaproszenie na rodzinny obiad z okazji urodzin pana Andrzeja. Zastanawiałam się godzinami, czy powinnam iść. W końcu postanowiłam spróbować jeszcze raz.
Przy stole atmosfera była napięta. Pani Barbara opowiadała o nowym spektaklu w teatrze, pan Andrzej o konferencji medycznej. Ja milczałam, bojąc się odezwać.
Nagle temat zszedł na politykę i sytuację w kraju. Pan Andrzej rzucił kąśliwą uwagę o „ludziach z prowincji”.
– Przepraszam bardzo – odezwałam się drżącym głosem – ale ja też jestem z prowincji i nie czuję się gorsza od nikogo.
Zapadła cisza. Michał spojrzał na mnie z dumą, ale pani Barbara skrzywiła się lekko.
Po obiedzie Michał przytulił mnie mocno.
– Jestem z ciebie dumny – powiedział cicho.
Ale wiedziałam już wtedy, że coś się zmieniło. Nie chciałam już walczyć o akceptację za wszelką cenę. Zaczęłam myśleć o sobie i o tym, czego naprawdę chcę od życia.
Kilka tygodni później Michał zaproponował wspólne mieszkanie. Zgodziłam się, ale wiedziałam, że to nie rozwiąże wszystkich problemów.
Jego rodzina przestała nas odwiedzać. Michał był coraz bardziej przygnębiony. Pewnego wieczoru wybuchł:
– Nie mogę być między młotem a kowadłem! Kocham cię, ale nie chcę stracić rodziny!
– A ja nie chcę być wiecznie oceniana! – krzyknęłam przez łzy.
Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. W końcu podjęliśmy decyzję o rozstaniu.
Wyprowadziłam się do małego mieszkania na Pradze. Było skromnie, ale po raz pierwszy od dawna poczułam spokój. Zaczęłam spotykać się ze znajomymi ze studiów, rozwijać swoje pasje, uczyć się nowych rzeczy.
Michał napisał do mnie kilka razy. Przepraszał, prosił o drugą szansę. Ale wiedziałam już, że nie mogę żyć w cieniu cudzych oczekiwań.
Czasem mijam go na ulicy albo widzę jego zdjęcia w mediach społecznościowych. Czuję wtedy ukłucie żalu, ale też dumy z siebie.
Czy naprawdę miłość powinna wymagać aż takiego poświęcenia? Czy warto walczyć o akceptację ludzi, którzy nigdy nie będą chcieli nas poznać? Może czasem trzeba wybrać siebie i własne szczęście…