„Babcia Zmusza Mnie do Dzielenia Mieszkania z Bratem. Na Początku Myślałam, że to Żart”

Kiedy babcia po raz pierwszy powiedziała mi, że muszę dzielić swoje mieszkanie z bratem Krzysztofem, zaśmiałam się. Myślałam, że to jeden z jej dziwacznych żartów. Ale gdy powtórzyła to z surowym wyrazem twarzy, zdałam sobie sprawę, że mówi całkiem poważnie.

„Nie zaznam spokoju, dopóki nie podzielisz się swoim mieszkaniem z bratem,” powiedziała, jej głos był nieugięty.

Krzysztof i ja nigdy nie byliśmy blisko. Dorastając, to on zawsze wpadał w kłopoty, podczas gdy ja, Adelina, byłam tą odpowiedzialną. Był czarną owcą rodziny, zawsze zmieniającą pracę, nigdy nie osiadając na stałe. Tymczasem ja ciężko pracowałam, aby zdobyć stabilną pracę i w końcu kupiłam własne mieszkanie w centrum Warszawy.

Kiedy babcia zmarła, jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Czułam obowiązek spełnienia jej ostatniego życzenia, mimo że oznaczało to wywrócenie mojego życia do góry nogami. Krzysztof mieszkał w zaniedbanym mieszkaniu na obrzeżach miasta, ledwo wiążąc koniec z końcem. Wiedziałam, że potrzebuje pomocy, ale nie byłam przygotowana na chaos, który miał nadejść.

Pierwsze kilka tygodni było koszmarem. Krzysztof wprowadził się ze swoimi nielicznymi rzeczami i mnóstwem bagażu—zarówno dosłownego, jak i metaforycznego. Był bałaganiarzem, hałaśliwy i nieuprzejmy. Zostawiał brudne naczynia w zlewie, puszczał muzykę o dziwnych porach i zapraszał znajomych bez pytania. Moje spokojne sanktuarium zamieniło się w pole bitwy.

Próbowałam z nim rozmawiać, ustalać granice, a nawet robić grafik obowiązków jak za dzieciństwa. Ale nic nie działało. Krzysztof przytakiwał i zgadzał się na moje propozycje, ale wracał do starych nawyków, gdy tylko odwracałam wzrok. Wyglądało na to, że nie obchodzi go wpływ jego działań na mnie.

Pewnej nocy, po szczególnie gorącej kłótni o jego brak wkładu w domowe wydatki, Krzysztof wybiegł z mieszkania. Nie wrócił przez dwa dni. Kiedy w końcu wrócił, wyglądał na zaniedbanego i pachniał alkoholem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że walczy nie tylko o znalezienie stabilnej pracy—zmagał się z własnymi demonami.

Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak. Każda próba nawiązania kontaktu spotykała się z oporem lub obojętnością. To było jak próba trzymania wody w dłoniach; bez względu na to, jak bardzo się starałam, wszystko wymykało się z rąk.

W miarę upływu miesięcy napięcie między nami stawało się nie do zniesienia. Moja praca zaczęła cierpieć, bo nie mogłam się skupić w domu. Moi przyjaciele zauważyli zmianę we mnie i namawiali mnie do wyrzucenia go, ale nie mogłam się na to zdobyć. Słowa babci prześladowały mnie: „Nie zaznam spokoju, dopóki nie podzielisz się swoim mieszkaniem z bratem.”

Pewnego wieczoru, po kolejnej kłótni o jego nieodpowiedzialne zachowanie, Krzysztof znów wyszedł. Tym razem nie wrócił przez tydzień. Kiedy w końcu wrócił, był w gorszym stanie niż kiedykolwiek. Stracił pracę i nie miał dokąd pójść.

Czułam się uwięziona. Nie mogłam go porzucić, ale życie z nim mnie niszczyło. Ostatecznym ciosem było odkrycie, że kradł pieniądze z mojego portfela na alkohol. Serce mi pękło widząc, jak nisko upadł.

W końcu nie miałam wyboru i musiałam poprosić go o wyprowadzkę. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale wiedziałam, że to jedyny sposób na uratowanie siebie. Krzysztof wyszedł bez słowa i od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wieści.

Życzenie babci pozostaje niespełnione i ciąży mi na sumieniu. Chciałam uczcić jej pamięć pomagając bratu, ale czasem miłość nie wystarcza, by uratować kogoś przed samym sobą.