Dlaczego moja mama i teściowa nie potrafią uszanować wyborów mojej córki? Prawdziwa historia o konflikcie pokoleń i dziecięcych marzeniach

– Mamo, proszę cię, nie kupuj jej znowu tej lalki – powiedziałam, starając się ukryć narastającą irytację. Stałyśmy w kuchni, a przez uchylone drzwi słyszałam śmiech mojej córki, Zosi. Miała siedem lat i od zawsze była inna niż wszystkie dziewczynki w rodzinie – zamiast lalek wybierała klocki, samochodziki, a ostatnio marzyła o zestawie do eksperymentów chemicznych.

Moja mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ależ Aniu, przecież każda dziewczynka powinna mieć lalkę! Ja miałam ich całe mnóstwo i zobacz, wyrosłam na porządną kobietę.

Westchnęłam ciężko. – Mamo, Zosia nie lubi lalek. Sama ci to mówiła. Chce coś innego.

– To tylko taki kaprys. Przejdzie jej – machnęła ręką, jakby to była najbłahsza sprawa na świecie.

Wiedziałam, że ta rozmowa nie ma końca. Od kiedy Zosia zaczęła wyrażać swoje zdanie, obie babcie – moja mama i teściowa, pani Halina – zaczęły rywalizować o to, która lepiej „wychowa” wnuczkę. Każda z nich miała swoją wizję idealnej dziewczynki: grzecznej, ułożonej, bawiącej się lalkami i gotującej zupki dla misiów. Tymczasem Zosia była żywiołem – biegała po podwórku z chłopakami, budowała fortece z koców i godzinami rozkręcała stare radio, żeby zobaczyć, co jest w środku.

Pamiętam zeszłoroczne święta. Siedzieliśmy przy stole u teściów. Pani Halina wręczyła Zosi pięknie zapakowaną paczkę. Zosia rozpakowała ją z nadzieją w oczach – i nagle jej twarz opadła. W środku była porcelanowa lalka w różowej sukience.

– Dziękuję, babciu – wymamrotała grzecznie, ale widziałam, jak jej ramiona opadły.

Po kolacji podeszłam do teściowej. – Mamo, Zosia naprawdę nie przepada za lalkami. Może następnym razem…

– Aniu, nie przesadzaj! To tylko dziecko. Trzeba ją nauczyć kobiecości – odpowiedziała stanowczo pani Halina.

Czułam się bezsilna. Każda próba rozmowy kończyła się tym samym: „Za naszych czasów…”, „Ty też miałaś lalki”, „To tylko faza”. Nikt nie słuchał ani mnie, ani Zosi.

Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem złą matką? Czy powinnam zmuszać córkę do zabawy tymi nieszczęsnymi lalkami? Ale kiedy patrzyłam na jej rozczarowaną twarz po kolejnych prezentach od babć, wiedziałam, że nie mogę jej tego zrobić.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Zastałam Zosię siedzącą na dywanie w swoim pokoju. Przed nią leżały trzy lalki – każda z innej okazji od babć – a ona próbowała je rozkręcić śrubokrętem.

– Co robisz, kochanie? – zapytałam cicho.

Zosia spojrzała na mnie poważnie. – Chcę zobaczyć, co mają w środku. Może są ciekawsze niż na zewnątrz.

Uśmiechnęłam się smutno. – A gdybyś mogła wybrać prezent od babci, co byś chciała?

– Zestaw do eksperymentów! Albo książkę o planetach! – rozpromieniła się nagle.

Wtedy postanowiłam działać. Następnego dnia zadzwoniłam do mamy i teściowej. Zaprosiłam je na kawę i poprosiłam Zosię, żeby sama powiedziała babciom, co lubi.

Siedziałyśmy przy stole. Zosia była wyraźnie spięta, ale zebrała się na odwagę.

– Babciu Marysiu, babciu Halino… ja nie lubię lalek. Wolę klocki albo książki o kosmosie.

Zapadła cisza. Mama spojrzała na teściową, teściowa na mamę. W końcu moja mama odezwała się pierwsza:

– Ale przecież… każda dziewczynka powinna mieć lalki…

Zosia spuściła głowę. Poczułam narastającą złość.

– Mamo! – powiedziałam ostrzej niż zamierzałam. – Czy naprawdę tak trudno uszanować proste życzenie dziecka?

Teściowa wzruszyła ramionami. – Za naszych czasów nikt nas nie pytał o zdanie.

– Może właśnie dlatego warto zacząć teraz? – odpowiedziałam cicho.

Babcie wyszły tego dnia szybciej niż zwykle. Przez kilka tygodni panowała między nami chłodna atmosfera. Zosia pytała mnie wieczorami:

– Mamo, czy coś zrobiłam źle?

– Nie, kochanie. Po prostu czasem dorośli mają trudniej niż dzieci z przyznaniem się do błędu.

Minęło kilka miesięcy. Na urodziny Zosi przyszły obie babcie. Mama przyniosła wielką paczkę – w środku był zestaw do eksperymentów chemicznych. Teściowa wręczyła książkę o planetach.

Zosia skakała z radości po całym pokoju.

Po imprezie mama podeszła do mnie i powiedziała cicho:

– Może masz rację… Czasy się zmieniają. Ale trudno mi pogodzić się z tym, że świat mojej wnuczki jest taki inny od mojego.

Objęłam ją mocno.

Wieczorem patrzyłam na Zosię pochyloną nad probówkami i pomyślałam: czy naprawdę tak trudno dorosłym zaakceptować dziecięce marzenia? Czy musimy powielać własne schematy za wszelką cenę?

A Wy? Jak radzicie sobie z rodzinnymi konfliktami o wychowanie dzieci? Czy potraficie pozwolić swoim bliskim być sobą?