Goście odeszli, ale uraza została – historia Bronisławy i jej matki

— Mamo, co ty wygadujesz?! — rzuciłam brudny talerz do zlewu tak mocno, że zadźwięczał o krawędź. W kuchni pachniało jeszcze pieczonym schabem i kompotem z wiśni, ale atmosfera była ciężka jak nigdy. Goście już dawno wyszli, zostawiając po sobie tylko puste talerze i echo śmiechu, które teraz brzmiało jak kpina.

Matka stała przy stole, z rękami opartymi o blat. Jej twarz była blada, a oczy błyszczały gniewem i czymś jeszcze — może żalem? — Jaka ja niewdzięczna? Za co mam ci dziękować, chciałabym wiedzieć?

— Za to, że całe życie na ciebie kładłam! Za to, że twojego ojca znosiłam dla dzieci! Za to, że sobie we wszystkim odmawiałam! — jej głos drżał, a ja poczułam, jak coś ściska mnie w gardle.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W głowie miałam mętlik. Przed chwilą jeszcze uśmiechałam się do ciotki Zosi i śmiałam z żartów wujka Edka. Teraz czułam się jak dziecko, które zrobiło coś strasznego, choć nie wiedziało co.

— Mamo, przecież ja nigdy nie prosiłam cię o te poświęcenia — powiedziałam cicho. — Chciałam tylko… żebyś była szczęśliwa.

— Szczęśliwa? — prychnęła. — Kobieta nie jest od szczęścia. Kobieta jest od roboty i od dzieci. Ty tego nie rozumiesz, bo masz wszystko podane na tacy.

Zacisnęłam pięści. Ile razy już to słyszałam? Że jestem rozpieszczona, że nie wiem, co to życie. Że nie doceniam tego, co mam. Ale czy to moja wina?

— Może gdybyś czasem mnie posłuchała… — zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.

— Ty mnie będziesz uczyć życia?! Ty?!

Wtedy puściły mi nerwy. — Tak! Bo ja nie chcę żyć tak jak ty! Nie chcę być zgorzkniała i wiecznie niezadowolona!

Widziałam, jak jej twarz tężeje. Przez moment myślałam, że mnie uderzy. Ale tylko odwróciła się do okna i zaczęła wycierać łzy ścierką do naczyń.

— Nie masz pojęcia, ile dla ciebie zrobiłam — wyszeptała. — Wszystko dla ciebie…

Poczułam się winna. Ale też wściekła. Bo ile razy można słyszeć to samo? Ile razy można być zakładnikiem cudzych poświęceń?

Usiadłam ciężko na krześle. W kuchni było słychać tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Przypomniałam sobie dzieciństwo: matka zawsze zmęczona, zawsze zmartwiona rachunkami i ojcem, który wracał pijany. Ja — cicha, grzeczna dziewczynka, która bała się prosić o cokolwiek.

— Mamo… — zaczęłam łagodniej. — Ja wiem, że ci było ciężko. Ale ja też mam swoje życie. Swoje problemy.

Spojrzała na mnie z wyrzutem. — Ty? Problemy? Co ty możesz wiedzieć o problemach?

Zacisnęłam usta. Chciałam jej powiedzieć o moim strachu przed przyszłością, o samotności wśród ludzi, o tym, że czasem nie mam siły wstać z łóżka. Ale wiedziałam, że nie zrozumie.

— Może nie wiem tyle co ty — powiedziałam w końcu. — Ale boli mnie to wszystko tak samo jak ciebie.

Milczałyśmy długo. W końcu matka zaczęła zbierać talerze do zmywarki. Jej ruchy były mechaniczne, jakby chciała zmyć nie tylko brudne naczynia, ale też całą tę rozmowę.

— Idź już spać — powiedziała chłodno.

Wyszłam z kuchni na drżących nogach. W pokoju usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Przez ścianę słyszałam jeszcze szuranie naczyń i cichy płacz matki.

Następnego dnia unikałyśmy siebie wzrokiem. Każda zamknięta w swoim świecie żalu i pretensji. Próbowałam zacząć rozmowę przy śniadaniu:

— Mamo… może pójdziemy dziś na spacer?

— Nie mam czasu — odpowiedziała krótko.

Czułam się jak intruz we własnym domu. Przez kolejne dni żyłyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety. Każda z nas miała swoją rację i swoje rany.

Wieczorami wracały do mnie słowa matki: „Wszystko dla ciebie”. Czy naprawdę powinnam być wdzięczna za coś, o co nigdy nie prosiłam? Czy miłość musi boleć?

Czasem myślę o tym wieczorze i zastanawiam się: czy można przebaczyć komuś za to, że kochał nas po swojemu? Czy da się zapomnieć urazę, która została po gościach i śmiechu przy stole? Może każdy z nas nosi w sobie takie rany – tylko boi się je pokazać innym?