Mamo, Ty potwórze! Takie jak Ty nie powinny mieć dzieci!
– Ty jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci! – krzyknęła Kasia, trzaskając drzwiami mojego mieszkania. Jej słowa odbiły się echem w pustym salonie, a ja poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Stałam przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła moja córka. Moja jedyna córka. Zawsze byłam dla niej wszystkim – tak przynajmniej myślałam.
Kasia od dziecka była wyjątkowa. Zdolna, ambitna, zawsze z książką w ręku. Gdy inni rodzice narzekali na swoje dzieci, ja byłam dumna. Po maturze dostała się na wymarzone studia w Warszawie. Pamiętam ten dzień – płakałam ze szczęścia i ze strachu jednocześnie. Bałam się, że ją stracę, że wielkie miasto ją pochłonie. Ale przecież musiałam ją puścić – tak robią dobre matki.
Przez pierwsze miesiące dzwoniła codziennie. Opowiadała o wykładach, nowych znajomych, o tym, jak bardzo tęskni za domem. A potem coś się zmieniło. Coraz rzadziej odbierała telefon, coraz krócej rozmawiałyśmy. Tłumaczyłam sobie, że to normalne – nowe życie, nowe obowiązki. Ale matczyne serce czuło niepokój.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie zapłakana. – Mamo, mogę przyjechać na weekend? – zapytała cicho. Oczywiście, że mogła! Przyjechała z walizką większą niż zwykle i z oczami pełnymi łez. Przytuliłam ją mocno, ale nie chciała mówić, co się stało. Dopiero później dowiedziałam się od sąsiadki, że Kasia widywana jest z jakimś chłopakiem z Warszawy.
Krzysiek. Przystojny, pewny siebie warszawiak. Jego rodzice wyjechali na roczny kontrakt za granicę, więc miał całe mieszkanie dla siebie. Kasia zakochała się w nim bez pamięci i wkrótce się do niego wprowadziła. Nie byłam zachwycona – znałam takie historie. Ale nie chciałam być tą złą matką, która zabrania i kontroluje. Ufałam jej.
Z czasem kontakt z Kasią niemal zupełnie się urwał. Przestała przyjeżdżać na święta, nie odbierała telefonów. Wysyłałam jej wiadomości – bez odpowiedzi. Czułam się coraz bardziej samotna i bezradna. Mąż zostawił mnie lata temu dla młodszej kobiety; Kasia była moim całym światem.
Pewnego dnia dostałam od niej SMS: „Mamo, muszę z Tobą porozmawiać”. Serce mi zamarło. Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko jej mieszkania. Była blada i chuda, oczy miała podkrążone.
– Mamo… jestem w ciąży – wyszeptała.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Krzysiek wie? – spytałam w końcu.
– Tak… ale on… on nie chce tego dziecka – odpowiedziała drżącym głosem.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach strach i bezradność. Przytuliłam ją mocno i obiecałam, że zawsze będę przy niej.
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy razem poukładać jej życie na nowo. Krzysiek zerwał z Kasią i wyjechał do rodziców za granicę. Kasia została sama – bez wsparcia, bez pieniędzy, z rosnącym brzuchem i lękiem o przyszłość.
Zaproponowałam jej powrót do domu w Radomiu. Nie chciała – bała się plotek sąsiadów i spojrzeń znajomych ze szkoły. Została w Warszawie, a ja zaczęłam do niej jeździć co weekend. Robiłam zakupy, gotowałam obiady na kilka dni do przodu, sprzątałam jej mieszkanie.
Było ciężko – finansowo i emocjonalnie. Pracowałam na dwa etaty: rano w szkole jako nauczycielka matematyki, po południu korepetycje u dzieci sąsiadów. Wszystko po to, by Kasia mogła spokojnie donosić ciążę i nie martwić się o rachunki.
Gdy urodził się Jaś, płakałyśmy razem ze szczęścia i ulgi. Mały był wcześniakiem – przez pierwsze tygodnie walczył o życie w inkubatorze. Kasia była wykończona psychicznie i fizycznie; ja starałam się być silna dla niej obu.
Po kilku miesiącach wróciła na studia – zostawiała Jasia pod moją opieką na całe dnie. Nie narzekałam – kochałam wnuka nad życie i cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z nim.
Ale im bardziej starałam się pomagać Kasi, tym bardziej ona oddalała się ode mnie. Coraz częściej wracała późno do domu, coraz częściej była rozdrażniona i opryskliwa.
Pewnego wieczoru wróciła pijana z imprezy ze znajomymi ze studiów.
– Mamo, czemu ty tu ciągle jesteś? Nie możesz dać mi spokoju? Dusisz mnie! – krzyczała.
– Kasiu… Ja tylko chcę ci pomóc…
– Pomóc?! Ty wszystko robisz za mnie! Przez ciebie czuję się jak nieudacznik! Może gdybyś mnie nie kontrolowała całe życie, umiałabym sobie poradzić sama!
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Od tego dnia było już tylko gorzej. Kasia zaczęła spotykać się z nowym chłopakiem – Pawłem, studentem prawa z bogatej rodziny z Wilanowa. Coraz częściej zostawiała Jasia pod moją opieką na całe noce.
Któregoś dnia wróciła do domu rano – ubrana w elegancką sukienkę, pachnąca drogimi perfumami.
– Kasiu… gdzie byłaś całą noc? Jaś płakał za tobą!
– Mamo… przestań! To moje życie! Nie będziesz mi mówić, co mam robić!
– Ale jesteś matką! Masz obowiązki!
– Ty jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci! – wykrzyczała mi prosto w twarz.
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne. Poczułam się zdradzona przez własne dziecko.
Od tamtej pory widujemy się rzadko. Kasia wynajęła opiekunkę do Jasia i przestała mnie potrzebować. Czasem dzwoni po pieniądze albo gdy jest chora – wtedy jadę do niej bez słowa skargi.
Często zastanawiam się nocami: gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę jestem potworem? Czy można kochać za bardzo?
Może powinnam była pozwolić jej upaść kilka razy? Może wtedy nauczyłaby się odpowiedzialności? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu?
Czy każda matka musi kiedyś usłyszeć od swojego dziecka takie słowa? Czy to cena miłości bez granic?