„Mama Odmówiła Spotkania z Tatą, Więc Święta Spędzaliśmy Osobno. Pewnego Dnia Nie Wytrzymałam”
Lata 90. były dekadą zmian i niepewności dla wielu polskich rodzin. Dla mnie był to czas naznaczony ciągłą walką między moimi rodzicami. Mam na imię Lilka, a to jest historia o tym, jak moja rodzina się rozpadła i jak doszłam do punktu krytycznego.
Moi rodzice, Roman i Lidia, rozwiedli się, gdy miałam zaledwie sześć lat. Rozstanie było dalekie od przyjaznego. Mama odmówiła spotkań z tatą, a tata był zbyt dumny, by się pogodzić. W rezultacie mój brat Jacek i ja byliśmy wciągnięci w środek, kursując między dwoma domami, które wydawały się być na różnych planetach.
Święta były najgorsze. Boże Narodzenie, Wielkanoc, Wszystkich Świętych—każde z nich było polem bitwy. Mama nalegała, żebyśmy byli u niej na Boże Narodzenie, więc tata miał nas na Wielkanoc. W następnym roku było odwrotnie. To był niekończący się cykl emocjonalnego zamętu.
Pamiętam jedno Boże Narodzenie bardzo wyraźnie. Miałam dziesięć lat i to był czas, kiedy tata miał nas u siebie. Właśnie stracił pracę i brakowało pieniędzy. Nie mieliśmy choinki, a jedyne ozdoby to kilka starych bombek z czasów, gdy tata i mama byli jeszcze razem. Tata starał się, jak mógł, by było wyjątkowo, ale smutek w jego oczach był wyczuwalny.
Jacek i ja robiliśmy, co mogliśmy, by go rozweselić. Robiliśmy papierowe śnieżynki i wieszaliśmy je w salonie. Śpiewaliśmy kolędy i piekliśmy ciasteczka, ale pustka wciąż była obecna. Tej nocy, leżąc w łóżku, słyszałam, jak tata płacze w swoim pokoju. To był pierwszy raz, kiedy zdałam sobie sprawę, jak głęboko rozwód go dotknął.
W następnym roku była kolej mamy. Miała nowego chłopaka, Grzegorza, który był miły, ale czuł się jak intruz w naszym życiu. Mama poszła na całość z przygotowaniami do Bożego Narodzenia—była choinka, światełka i mnóstwo prezentów. Ale wszystko wydawało się puste. Radość była wymuszona, a napięcie między mamą a Grzegorzem było widoczne.
Z biegiem lat święta stały się źródłem lęku, a nie radości. Ciągłe przemieszczanie się, wymuszone uśmiechy i ukryty smutek zbierały swoje żniwo. Gdy miałam szesnaście lat, miałam już dość.
To było Wszystkich Świętych i mieliśmy być u mamy. Ale nie mogłam już tego znieść. Nie mogłam udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy wyraźnie nie było. Powiedziałam mamie, że chcę zostać z tatą. Była wściekła, oskarżając mnie o wybieranie stron. Ale nie chodziło o strony; chodziło o moje zdrowie psychiczne.
Spędziłam to Wszystkich Świętych z tatą. Było cicho, tylko my dwoje. Nie mieliśmy wielkiej uczty, tylko jedzenie na wynos z lokalnej restauracji. Ale po raz pierwszy od lat poczułam spokój. Tata i ja rozmawialiśmy godzinami, dzieląc się historiami i wspomnieniami. To był słodko-gorzki przypomnienie tego, co straciliśmy.
Ale spokój nie trwał długo. Mama była wściekła i nie rozmawiała ze mną przez tygodnie. Jacek był w środku, próbując utrzymać pokój. Święta stały się jeszcze bardziej napięte, a przepaść między nami rosła.
Patrząc wstecz na te lata, zdaję sobie sprawę, że rozwód nie tylko rozbił małżeństwo moich rodziców; rozbił naszą rodzinę. Ciągły konflikt, emocjonalny ciężar i wymuszone separacje pozostawiły blizny, które jeszcze się nie zagoiły.
Dziś wciąż zmagam się ze wspomnieniami tamtych świąt. Ból bycia rozdartym między dwojgiem rodziców, smutek widzenia łez taty i pustka wymuszonych celebracji nawiedzają mnie. Lata 90. były czasem zmian i niepewności, ale dla mnie były czasem straty i bólu.