Bohater w Cieniu Ojca: Historia Kacpra
— Kacper, wróć do domu przed zmrokiem! — krzyknęła mama z okna, a ja odwróciłem się tylko na chwilę, udając, że nie słyszę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to jedno z ostatnich zdań, jakie usłyszę od niej tego dnia. Tamten wieczór zmienił wszystko. Miałem jedenaście lat i byłem przekonany, że świat jest prosty: tata jest bohaterem, mama zawsze czeka z kolacją, a ja mogę być kimkolwiek zechcę.
Ale tej nocy tata nie wrócił. Był strażakiem — wszyscy w bloku wiedzieli, że to on pierwszy rzuca się w ogień. Gdy wybuchł pożar w starej kamienicy przy ulicy Sienkiewicza, nie wahał się ani sekundy. Zginął, ratując dziecko sąsiadów. Wszyscy mówili: „Twój ojciec był bohaterem”. Przez pierwsze tygodnie nie rozumiałem, dlaczego to boli bardziej niż cokolwiek innego.
Mama — Agnieszka — chodziła po domu jak cień. Czasem słyszałem jej cichy płacz za ścianą. Zostaliśmy sami, a ja musiałem dorosnąć szybciej niż chciałem. Każdego ranka liczyłem stopnie na klatce schodowej, tak jak kiedyś z mamą: jeden, dwa, trzy… Trzymałem się tej rutyny jak tonący brzytwy. To był mój sposób na przetrwanie.
W szkole byłem „tym synem strażaka”. Nauczyciele patrzyli na mnie z litością, koledzy czasem szeptali coś za plecami. — Ej, Kacper, twój stary był kozakiem! — rzucił kiedyś Paweł na przerwie. Uśmiechnąłem się krzywo i odszedłem bez słowa. Nie chciałem być tylko synem bohatera. Chciałem być sobą.
Mama próbowała trzymać wszystko w ryzach. Pracowała w sklepie spożywczym na drugim końcu miasta. Wieczorami wracała zmęczona, z reklamówką pełną najtańszych zakupów. — Musimy oszczędzać — powtarzała. Czasem widziałem, jak przelicza drobniaki przy kuchennym stole i wzdycha ciężko.
Najgorzej było w rocznicę śmierci taty. Całe miasto o nim pamiętało. W szkole organizowano akademię, na której musiałem czytać wiersz o odwadze i poświęceniu. Stałem na scenie, patrząc na tłum znajomych twarzy i czułem, jak dłonie mi drżą. Po wszystkim podszedł do mnie dyrektor: — Twój ojciec byłby z ciebie dumny.
Ale czy naprawdę byłby? Czułem się coraz bardziej zagubiony. W domu coraz częściej wybuchały kłótnie z mamą. — Nie rozumiesz mnie! — krzyczałem pewnego wieczoru, trzaskając drzwiami do swojego pokoju.
— Staram się jak mogę! — odpowiedziała przez łzy. — Ale nie jestem twoim ojcem!
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem ją naprawdę bezbronną. Usiadła na podłodze w kuchni i płakała długo po tym, jak ucichły moje kroki.
Z czasem zacząłem unikać domu. Chodziłem po mieście bez celu, włóczyłem się po starych torach kolejowych za osiedlem. Tam spotkałem Michała — chłopaka z sąsiedztwa, który miał własne problemy w domu. Razem paliliśmy papierosy za garażami i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
— Twój ojciec był bohaterem, a mój siedzi w więzieniu — powiedział Michał pewnego dnia. — Może to wszystko jedno?
Zastanowiło mnie to wtedy bardziej niż chciałem przyznać.
W liceum było jeszcze trudniej. Mama coraz częściej chorowała, a ja musiałem pracować po lekcjach w pobliskiej piekarni. Czułem się rozdarty między obowiązkami a własnymi marzeniami. Chciałem studiować psychologię w Warszawie, ale wiedziałem, że nie stać nas nawet na bilet miesięczny.
Pewnej nocy usłyszałem rozmowę mamy przez telefon:
— Nie dam rady sama… Tak, wiem, Kacper jest już duży, ale on też potrzebuje wsparcia… Nie wiem, co robić…
Te słowa bolały bardziej niż wszystkie wcześniejsze kłótnie.
W końcu przyszedł dzień matury. Siedziałem nad arkuszem egzaminacyjnym i myślałem tylko o jednym: czy jeśli zawiodę, zawiodę też tatę? Czy jeśli wybiorę własną drogę, a nie pójdę do straży pożarnej jak on chciała mama i cała rodzina, będę gorszy?
Po maturze długo nie mogłem znaleźć pracy. Mama coraz częściej mówiła o sprzedaży mieszkania i przeprowadzce do babci na wieś.
— To nie jest życie dla ciebie — mówiła cicho. — Tu wszystko przypomina ci ojca.
Ale ja nie chciałem uciekać od przeszłości. Chciałem ją zrozumieć.
Pewnego wieczoru usiadłem z mamą przy kuchennym stole.
— Mamo… Ja nie chcę być bohaterem jak tata — powiedziałem niepewnie.
Spojrzała na mnie długo, a potem uśmiechnęła się smutno.
— Wiem, Kacper. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.
To był pierwszy raz od lat, kiedy poczułem ulgę.
Dziś mam dwadzieścia dwa lata i studiuję psychologię zaocznie w Warszawie. Pracuję jako wolontariusz w fundacji pomagającej dzieciom po stracie rodziców. Czasem wracam do rodzinnego miasta i odwiedzam grób taty.
Patrzę na jego zdjęcie i pytam siebie: czy jestem już sobą? Czy kiedykolwiek przestanę być tylko „synem bohatera”?
A może każdy z nas nosi w sobie cień swoich rodziców? Jak długo można żyć cudzymi oczekiwaniami? Co wy o tym myślicie?