Ciężar wdzięczności: Historia Jagody i jej matki
– Właśnie po to was wychowałam – żebyście mi pomagali. Dałam wam najwięcej, więc i pomoc powinnam otrzymywać największą. Czy już zapomniałaś o mieszkaniu?
Głos mamy w telefonie brzmiał stanowczo, niemal walcem przejeżdżając po moich nerwach. Przycisnęłam słuchawkę ramieniem, jedną ręką trzymając garnek, a drugą mieszając owsiankę dla mojej córki, Poli. W kuchni pachniało mlekiem i cynamonem, a mimo to czułam w gardle gorycz.
– Mamo, ale przecież już się umówiliśmy. W sobotę przyjadę, pomogę ci z dokumentami i zakupami. – Starałam się mówić spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości.
– W sobotę? A co ja mam zrobić do soboty? Jagoda, ty chyba nie rozumiesz, jak mi ciężko. Gdyby nie ja, nie miałabyś tego mieszkania w Warszawie! – Jej głos podniósł się o oktawę.
Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze usłyszę tę samą historię? Mieszkanie, które dostałam od rodziców po śmierci babci, od lat było kartą przetargową w każdej naszej rozmowie. Każda prośba mamy była podszyta przypomnieniem o tym darze – jakby moje życie było nieustannym spłacaniem długu.
– Mamo, wiem. Jestem ci wdzięczna. Ale mam też swoje życie, pracę, dziecko…
– Twoje życie? A moje? Myślisz tylko o sobie! – przerwała mi gwałtownie. – Gdyby nie ja, nie byłoby cię tu, gdzie jesteś. Pamiętaj o tym.
Rozłączyłam się bez słowa. Stałam chwilę w ciszy, patrząc na parującą owsiankę. Pola wbiegła do kuchni z pluszowym królikiem.
– Mamusiu, mogę już jeść?
– Tak, kochanie – odpowiedziałam cicho i postawiłam miseczkę na stole.
W głowie dudniły mi słowa mamy. Zawsze powtarzała, że dzieci są inwestycją na starość. Że poświęciła dla mnie wszystko: karierę nauczycielki, marzenia o podróżach, nawet własne zdrowie. Odkąd tata odszedł do innej kobiety, zostałyśmy same. Mama była twarda i wymagająca – wobec siebie i wobec mnie.
W dzieciństwie czułam jej miłość tylko wtedy, gdy byłam posłuszna i osiągałam sukcesy. Każda piątka w dzienniku była nagrodą za jej trud. Każda porażka – rozczarowaniem. Teraz, gdy sama byłam matką, coraz częściej łapałam się na tym, że powielam jej schematy: wymagania, wyrzuty sumienia, szantaż emocjonalny.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Marta.
– Znowu dzwoniła do ciebie? – zapytała bez przywitania.
– Tak. Tym razem chodzi o zakupy i dokumenty. Twierdzi, że powinnam jej pomagać najbardziej, bo dostałam mieszkanie.
Marta westchnęła ciężko.
– U mnie to samo. Wczoraj wypomniała mi studia w Krakowie. Że za drogo ją kosztowały i teraz powinnam się odwdzięczyć.
– Myślisz czasem… – zawahałam się – czy to wszystko ma sens? Czy naprawdę jesteśmy jej coś winne?
– Nie wiem – odpowiedziała Marta po chwili milczenia. – Ale czuję się jak niewolnica własnej matki.
Po rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo mamy. Czy rzeczywiście byłam niewdzięczna? Czy może ona nie potrafiła pogodzić się z tym, że dorosłam i mam własne życie?
W sobotę pojechałam do niej z Polą. Mama czekała już w drzwiach bloku na Pradze, ubrana w swój ulubiony granatowy sweter i z miną męczennicy.
– W końcu jesteście! – rzuciła na powitanie. – Jagoda, musisz mi pomóc z tymi papierami od spółdzielni. I jeszcze zakupy… Pola, nie biegaj po korytarzu!
Pola schowała się za moimi nogami.
– Dzień dobry, babciu – powiedziała cicho.
Mama nawet na nią nie spojrzała. Całą uwagę skupiła na mnie i liście spraw do załatwienia.
Przez trzy godziny segregowałam papiery, robiłam przelew za czynsz i słuchałam narzekań na sąsiadów oraz drożyznę w sklepach. Mama co chwilę przypominała mi o mieszkaniu:
– Gdyby nie ja…
W końcu nie wytrzymałam.
– Mamo! Czy możesz choć raz nie wypominać mi tego mieszkania? Pomagam ci zawsze, kiedy mogę! Mam swoje życie!
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Twoje życie… A ja? Kto o mnie pomyśli?
Poczułam łzy napływające do oczu. Pola patrzyła na mnie przestraszona.
– Babciu, nie krzycz na mamusię…
Mama zamilkła na chwilę. W jej oczach zobaczyłam coś nowego – może cień żalu?
Po powrocie do domu długo siedziałam w ciszy. Pola bawiła się klockami na dywanie. Myślałam o tym, jak bardzo chciałabym być inną matką niż moja mama – dawać Poli wsparcie bez warunków i oczekiwań.
Wieczorem napisałam do Marty:
„Może czas postawić granice? Może czas przestać spłacać dług wdzięczności?”
Nie wiem jeszcze, czy znajdę w sobie tyle siły. Ale wiem jedno: jeśli nie przerwę tego łańcucha oczekiwań i wyrzutów sumienia teraz, przekażę go dalej mojej córce.
Czy naprawdę jesteśmy winni naszym rodzicom wszystko? A może czasem największym darem jest pozwolić sobie żyć po swojemu?