Kiedy świat się kończy, a zaczyna coś nowego – historia Anny z warszawskiego Mokotowa
– Odchodzę. Zakochałem się w kimś innym.
Te słowa rozbrzmiewają mi w głowie jak echo, choć minęły już godziny. Siedzę na naszej starej kanapie, tej samej, na której Janek kiedyś czytał mi wiersze Szymborskiej, a potem zasypiał z pilotem w ręku. Teraz patrzę w pustkę. Nie płaczę. Nie krzyczę. W środku jestem jak zamarznięta.
Nie wiem, ile czasu minęło. Może godzinę, może dwie. W końcu słyszę dźwięk klucza w drzwiach. To Bartek, nasz syn. Ma dwadzieścia lat, studiuje informatykę na Politechnice. Wchodzi do mieszkania, rzuca plecak pod ścianę i od razu widzi moją twarz.
– Mamo? Co się stało?
Nie odpowiadam od razu. Próbuję się uśmiechnąć, ale czuję, jak drży mi broda.
– Tata… Tata odszedł – mówię cicho.
Bartek patrzy na mnie przez chwilę, jakby nie rozumiał słów. Potem siada obok i obejmuje mnie ramieniem.
– To przez tę jego nową koleżankę z pracy? – pyta nagle, a ja czuję ukłucie w sercu. Wiedział? Domyślał się?
– Nie wiem… Może – odpowiadam, choć przecież wiem. Wiem od dawna, tylko nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
Bartek milczy. Siedzimy tak razem, w ciszy, aż w końcu on wstaje i idzie do swojego pokoju. Słyszę trzask drzwi. Zostaję sama z własnym bólem.
Telefon dzwoni dopiero wieczorem. To mama. Odbieram niechętnie.
– Aniu, wszystko w porządku? – pyta jej ciepły głos.
Chcę powiedzieć „tak”, ale łzy w końcu napływają do oczu.
– Janek… odszedł – szepczę.
Mama milknie na chwilę, a potem zaczyna mówić szybko, z nerwowym drżeniem:
– Wiedziałam! Mówiłam ci, że on się zmienił! Zawsze był egoistą! I co teraz zrobisz? Jak sobie poradzisz?
Zamiast pocieszenia dostaję lawinę pretensji i lęków. Rozłączam się szybko, tłumacząc się bólem głowy.
Noc jest najgorsza. Leżę w łóżku i patrzę w sufit. Przypominam sobie nasze wspólne chwile: pierwszy pocałunek na przystanku tramwajowym przy Puławskiej, narodziny Bartka, wspólne święta u teściów w Radomiu. Wszystko to wydaje się teraz obce, jakby należało do kogoś innego.
Rano budzi mnie dzwonek do drzwi. Myślę, że to mama albo sąsiadka z naprzeciwka. Otwieram niechętnie i… zamieram. Przed drzwiami stoi Magda – moja siostra.
Nie widziałyśmy się od trzech lat. Pokłóciłyśmy się o spadek po ojcu – o mieszkanie w Piasecznie, które Magda sprzedała bez mojej zgody. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy.
– Mogę wejść? – pyta cicho.
Stoję jak wryta. W końcu kiwam głową i wpuszczam ją do środka.
Magda siada na kanapie i patrzy na mnie uważnie.
– Mama zadzwoniła… Powiedziała mi wszystko – zaczyna ostrożnie. – Aniu… Przepraszam za tamto wszystko. Naprawdę. Ale teraz… Chciałam być przy tobie.
Nie wiem, co powiedzieć. Przez chwilę czuję złość – przecież przez nią tyle wycierpiałam! Ale potem widzę jej oczy pełne troski i… po prostu płaczę. Magda obejmuje mnie mocno i przez chwilę czuję się jak dziecko.
Przez kolejne dni Magda zostaje ze mną. Gotuje rosół („na złamane serce najlepszy”), sprząta mieszkanie i rozmawia ze mną godzinami o wszystkim i o niczym. Bartek początkowo jest nieufny – pamięta nasze kłótnie – ale powoli zaczyna się otwierać.
Pewnego wieczoru siedzimy we trójkę przy stole i pijemy herbatę z malinami.
– Mamo… A co teraz będzie? – pyta Bartek cicho.
Patrzę na niego i nagle dociera do mnie, że muszę być silna – dla niego, dla siebie.
– Damy radę – mówię stanowczo, choć sama nie jestem tego pewna.
Magda uśmiecha się lekko:
– Zawsze damy radę, Anka. Jesteśmy rodziną, choć czasem o tym zapominamy.
Kolejne tygodnie są trudne. Janek dzwoni rzadko – głównie po to, by ustalić szczegóły rozwodu i podziału majątku. Raz przychodzi po swoje rzeczy; jest chłodny, obcy. Widzę w jego oczach cień wstydu, ale nie przeprasza ani razu.
Mama przyjeżdża raz na tydzień z wałówką i narzekaniami na cały świat. Bartek zamyka się coraz bardziej w sobie; całe dnie spędza przed komputerem lub wychodzi z kolegami na miasto.
Najbardziej jednak zaskakuje mnie Magda. Z dnia na dzień staje się moją największą podporą. Pomaga mi załatwiać sprawy urzędowe, chodzi ze mną do prawnika („żeby cię Janek nie oszukał!”), a wieczorami wyciąga mnie na spacery po Łazienkach.
Pewnego dnia podczas spaceru zatrzymuje się nagle i patrzy mi prosto w oczy:
– Anka… Wiem, że mnie nienawidzisz za tamto mieszkanie. Ale ja wtedy byłam głupia i przestraszona. Bałam się zostać sama po rozwodzie z Tomkiem… Chciałam mieć coś swojego. Przepraszam cię naprawdę.
Patrzę na nią długo. Czuję gniew i żal, ale też ulgę – bo pierwszy raz słyszę te słowa szczerze wypowiedziane.
– Dajmy sobie szansę – mówię cicho.
Magda ściska moją dłoń mocno.
Z czasem zaczynam powoli wracać do życia. Znajduję pracę w bibliotece osiedlowej – zawsze kochałam książki, a teraz mogę być blisko ludzi i historii innych niż moja własna.
Bartek zaczyna spotykać się z dziewczyną – Zosią z jego roku. Widzę, jak powoli odzyskuje radość życia; czasem nawet żartuje przy obiedzie.
Janek pojawia się coraz rzadziej; słyszę plotki od sąsiadki, że jego nowa partnerka jest zazdrosna o wszystko i wszystkich. Nie czuję już żalu – raczej współczucie i ulgę.
Najbardziej jednak cenię to, co odzyskałam dzięki tej tragedii: siostrę i siebie samą. Magda staje się moją najlepszą przyjaciółką; razem chodzimy do kina, gotujemy obiady dla Bartka i śmiejemy się z głupot sprzed lat.
Czasem wieczorem siadam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzę na światła miasta. Myślę o tym wszystkim, co straciłam – ale też o tym, co odzyskałam.
Czy musiałam przejść przez piekło zdrady i samotności, żeby docenić prawdziwe więzi? Czy każda tragedia może być początkiem czegoś dobrego?
A wy… czy potrafilibyście wybaczyć komuś bliskiemu po latach milczenia? Czy warto próbować odbudować rodzinne relacje?